Janecki: "Belka z Sienkiewiczem ustalali zasady drukowania pieniędzy dla rządu, by PO utrzymała władzę. I to się realizuje, zaś premier Tusk nie mówi prawdy"

Fot. Tomasz Gzell / PAP
Fot. Tomasz Gzell / PAP

Premier Tusk nie powiedział 16 czerwca 2014 r. prawdy o celu spotkania ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką. Nie powiedział też prawdy o omawianej przez obu panów nowelizacji ustawy o NBP. Oczywistym celem spotkania była pomoc NBP dla rządu, polegająca generalnie na dodrukowywaniu i pomnażaniu pieniędzy na potrzeby ekipy Tuska. Dzięki temu ta ekipa nie musiałaby robić cięć, a wręcz mogłaby sypnąć dodatkowymi pieniędzmi. A to oznacza kupienie sobie dalszego trwania u władzy, bo sypanie pieniędzmi bardzo to ułatwia. Na tym układzie zyskiwał też prezes NBP bardzo wzmacniając się w stosunku do Rady Polityki Pieniężnej, ale także wobec rządu, który zależałby od jego łaski bądź niełaski.

Kiedy w lipcu 2013 r. Sienkiewicz rozmawiał z Belką, w projekcie zmian ustawy o NBP nie było punktów umożliwiających dodruk pieniędzy i przekazywanie większych sum z zysku NBP do budżetu. Nie było też punktów wzmacniających prezesa kosztem RPP. Pojawiły się one w projekcie z 22 listopada 2013 r., czyli już po tym jak ogłoszono dymisję ministra finansów Jacka Rostowskiego. O tej dymisji dyskutowali Sienkiewicz i Belka jako o warunku zmian w ustawie oraz jako warunku zrozumienia prezesa NBP dla potrzeb rządu w dodrukowywaniu pieniędzy.

Proponowane zmiany w ustawie o NBP w punkcie 13. przewidywały „możliwości sprzedaży i kupna dłużnych papierów wartościowych przez NBP także poza operacjami rynku otwartego”. Oznacza to po prostu możliwość kupowania przez NBP obligacji państwowych na rynku wtórnym, np. poprzez banki BGK i PKO BP. A to oznacza kreowanie większej podaży pieniądza, czyli możliwość drukowania go na potrzeby rządu, niezależnie od zewnętrznego popytu na obligacje, z czym bywa różnie.

Możliwość dodrukowywania pieniędzy na potrzeby rządu zakładał tez punkt 11. proponowanych zmian. Dotychczas było tak, że gdy do obiegu wchodziły nowe banknoty bądź monety, prezes NBP musiał określić maksymalną wielkość emisji. Poprawka to znosi, bo ponoć tej maksymalnej wielkości nie sposób ustalić. A jej zniesienie daje możliwość dodruku pieniędzy przy okazji nowych emisji. A skoro tak, to przy życzliwym prezesie NBP rząd zyskuje nowe źródło pieniędzy, gdyby ich potrzebował, żeby kupić sobie trwanie u władzy i nie musieć dokonywać cięć.

Poprawka numer 5 do ustawy o NBP daje z kolei rządowi potencjalnie większe pieniądze z zysku banku centralnego, w dodatku pozyskiwane w łatwiejszy sposób. Ta poprawka odbiera bowiem RPP uprawnienie do przyjmowania rocznego sprawozdania NBP. Teraz miałby je przyjmować tylko zarząd NBP. Jeśli zatem rząd ma w banku centralnym życzliwego prezesa, to od niego zależy, ile pieniędzy rząd dostanie z zysku. Zysk można bowiem przeznaczyć w całości na potrzeby rządu albo przekazać część na fundusz rezerwowy NBP. Jeśli RPP odbierze się uprawnienie do przyjmowania sprawozdania, prezes NBP może zrobić, co zechce. Tym bardziej że radzie odebrano by też jej dotychczasowe prawo do wyznaczania podmiotu badającego roczne sprawozdanie banku centralnego.

Prezes NBP dostawałby w zamian ograniczenie uprawnień RPP, czyli większą swobodę działania (punkt 5. proponowanej nowelizacji). W dodatku w punkcie 3. proponowanych zmian zakłada się manipulowanie liczbą członków RPP przez wymianę jednej trzeciej rady co dwa lata. To powodowałoby, że przez jakiś czas byłoby nawet dwunastu członków rady (konstytucyjna liczba to dziewięć), a w innym momencie tylko sześciu. Dzięki możliwości takich manipulacji można by wyłonić taką radę, która będzie reprezentować wyłącznie aktualną większość w Sejmie i Senacie oraz aktualnego prezydenta. Gdyby rządzący dogadali się z prezesem NBP, w zamian za dodruk pieniędzy mogliby powoływać takich członków RPP, którzy będą mu odpowiadać.

Premier Tusk celowo zbagatelizował rangę spotkania prezesa Marka Belki z ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem. Chodziło w nim bowiem o obejście konstytucji i przykrojenie współpracy banku centralnego z rządem do potrzeb drukowania pieniędzy i sypania ich rządowi, by potem mógł odgrywać rolę dobroczyńcy i dyskontował to odpowiednim poparciem w wyborach. Sprawa jest więc bardzo poważna, bo w grę wchodzi łamanie konstytucji oraz ustawy o NBP oraz mieszanie się prezesa banku centralnego do bieżącej polityki i wspierania konkretnej partii - PO, czego ustawa mu zakazuje. Nie jest to zatem błahy problem, tylko rzecz fundamentalna. Jej zbagatelizowanie oznacza, że Polska jest jakimś bantustanem, w którym wszystko wolno, łącznie z łamaniem konstytucji.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych