Sowa: "Posiwiałem przez te kilka dni bardziej niż byłem siwy w piątek, wiem jaki jest ranking leków na uspokojenie, różne myśli chodzą po głowie w takiej sytuacji"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Zapytałem w niedzielę pana oficera, w którym miejscu jestem. On mi powiedział, że jestem dobrym kucharzem, mam fajną restaurację. Tylko, że i pan i ona znaleźliście się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Dzisiaj wszyscy mówią, że to było zaplanowane

– mówił w rozmowie z TVP Info Robert Sowa, szef restauracji, w której nagrano m.in. rozmowy szefa NBP Marka Belki z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem.

Jeżeli ta rozmowa odbyła się w restauracji, to była tu. Ten lokal gościł wielu VIP-ów. Przyjeżdżały służby, BOR wypraszano nas z tego pomieszczenia, sprawdzano to pomieszczenie. Tym większe jest dla mnie rozczarowanie, że nie było to aż tak skuteczne, czy panowie aż tak bezpiecznie się tutaj czuli, że to sprawdzanie nie było aż tak dokładne

– mówił Sowa. Przyznał, że w rozmowie z gen. Markiem Dukaczewskim dowiedział się, że sprawdzenie istnienia podsłuchów w kilka minut jest niemożliwe.

Generał Dukaczewski, z którym rozmawiałem twierdzi, że nie ma takiej możliwości by sprawdzić w parę minut, czy pomieszczenie jest z nasłuchem, czy będzie coś nagrywane, czy nie będzie. Miałem biznesmenów z różnego rodzaju urządzeniami

– opowiadał. Przyznał, że cieszyło go, że gościł w swoim lokalu prominentnych polityków.

Cieszę się, że do mnie przyjeżdżali. Mam nadzieję, że nadal będą przyjeżdżać.

— mówi Sowa i opowiada o udogodnieniach, jakie wprowadził dla VIP-ów:

Otworzyliśmy restaurację półtora roku temu. Różne rzeczy się dzieją. Walczyliśmy o to, aby pozyskać gościa. Ten VIP-room ma oddzielne wyjście. Można wyjść na parking, ochrona czeka, można wejść do samochodu, ma oddzielną toaletę, żeby nie przechodzić przez całą restaurację. Na prośbę gości zlikwidowałem sklepik z luksusowymi produktami i zrobiłem bibliotekę na ok. 10 osób. Nie trzeba wchodzić do restauracji, żeby do niego dotrzeć.

Sowa mówi, że nie podejrzewa, aby zrobił to ktoś z jego personelu.

Różne myśli mi chodzą po głowie. Gros personelu współpracuje ze mną od lat. Mamy asystentki, które pracują od dziesięciu lat, kucharzy, którzy przyszli ze starej firmy. Nie mam podstaw do oskarżenia kogoś

– mówił. Cieszy się, że goście mimo afery taśmowej nie rezygnują z jego lokalu.

W sobotę miałem imprezę na sto osób. Pani zadzwoniła, żebym dał im czas, bo nie wiedzą, czy zrobi imprezę. Po dwóch godzinach powiedziała, że przychodzą, bawią się, wykorzystują VIP-roomy, są ze mną. Cieszę się, że rezerwacje, które miałem na te VIP-roomy nie zostały odwołane. Myślę, że plus jest taki, że jestem najbezpieczniejszym miejscem po Pentagonie. Wszystko było sprawdzane, w każdą dziurkę coś było wsadzone. Jeśli mają nagrywać, to pewnie gdzieś indziej. Nie życzę tego żadnemu restauratorowi w tym kraju. Posiwiałem przez te kilka dni bardziej niż byłem siwy w piątek, wiem jaki jest ranking leków na uspokojenie, różne myśli chodzą po głowie człowiekowi w takiej sytuacji

– przyznaje.

TVP Info / mall

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych