Pięć wniosków z afery nagraniowej. Diagnoza stanu państwa Kaczyńskiego potwierdzona, postkomuniści mszczą się i atakują, system Tuska jest prawie martwy

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Trzeba mieć wyjątkowego pecha by swój akces do partii władzy ogłosić tuż przed największą z jej dotychczasowych kompromitacji. To wszakże przydarzyło się Ludwikowi Dornowi, który w sobotnim wywiadzie przeprowadzonym przez Roberta Mazurka w „Rzeczpospolitej” ogłosił - cytując Słowackiego - pragnienie dołączenia do obozu wielkiej konsumpcji. Określił ten obóz jako „braci rozumnych – czcicieli pieczeni”. Miało być zabawnie z lekką nutką dornowego cynizmu. Wyszło żałośnie. Ale mimo wszystko warto zanotować to określenie. Tak, partia władzy to czciciele pieczeni. Żreć, żreć, żreć i kraść by na żarcie do woli mieć - to jedno potrafią najlepiej. Najnowsze nagrania pokazują to dobitnie. Sprawa będzie miała zapewne dalszy ciąg i poważne konsekwencje, ale dziś, na gorąco, najważniejsze wydają się poniższe wnioski.

Po pierwsze, w wymiarze najogólniejszym, potwierdzona została diagnoza Jarosława Kaczyńskiego. Lektura znanych już zapisów stenogramów pozwala stwierdzić, że sytuacja w państwie polskim jest dokładnie taka, jak ją przedstawiał w licznych wypowiedziach. Państwo polskie istnieje tylko teoretycznie - jak wyjawił minister Sienkiewicz. Rządzą cynicy i gangsterzy, a propagandę robią ludzi posługujący się językiem dresiarzy. Oficjalnie - Niesiołowski i Palikot, prywatnie - także subtelni intelektualiści w apaszkach. Padające w rozmowach konkrety diagnozę lidera PiS też potwierdziły. Na przykład skarbówka jest ręcznie sterowana przez przyjaciół pana Nowaka, a Konstytucja i budżet to kawałki papieru, nieistotne dla rządu. Dodatkowo władza boi się zmiany, bo zdaje sobie sprawę ile „kłopocików” wówczas wyjdzie na jaw. Tych smoleńskich i tych złodziejskich.

Po drugie, też w szerszej perspektywie, taśmy wskazują iż czcicielom pieczeni brakuje już żeru, a poczucie bezkarności i zachłanność osiągnęły szczyty”. W tym sensie jesteśmy dokładnie w momencie w którym wybuchła afera Rywina. Wieloletnia dominacja obozu tuskowo-postkomunistycznego wytworzyła przekonanie, że wszystko wolno. Wielomilionowe złodziejstwa rozbestwiły kolegów, oligarchów, lobbystwów i obce służby specjalne. Kolejne łupy po prostu im się należą. A jeśli brakuje już towaru? A jeśli nie da się? Nie, oni takich tłumaczeń słyszeć nie chcą. W takich momentach rzucają bomby atomowe. Takich napięć musi być w obozie władzy bez liku.

Po trzecie, bardzo wiele wskazuje, że za tą konkretną bombą atomową stoją ludzie służb specjalnych (być może byłych) powiązani z kręgiem postkomunistycznym. Tylko oni i specjalne służby rosyjskie (może to być jedno i to samo) są technologicznie zdolni do takiej, operacji jak z Władimira Wołkowa. Wskazówką jest też kanał dystrybucji - jednoznacznie kojarzony z wojskowym zapleczem SLD i Kwaśniewskiego, tak kadrowo (władze wydawnictwa) jak i bezpośredni wykonawcy operacji powieszenia materiału na słupie ogłoszeniowym udającym tygodnik. Do tego wątku jeszcze pewnie wrócimy.

Motywem bezpośrednim może być zemsta za umożliwienie Mariuszowi Kamińskiemu wystąpienia w Sejmie i politycznej kompromitacji Aleksandra Kwaśniewskiego. Wbrew pozorom nie chodzi tylko o prestiż. Były polski prezydent odgrywa dziś rolę lobbysty rosyjskiego kapitału zmierzającego wszelkimi siłami do przejęcia Grupy Azoty.

PRZECZYTAJ: W jakim celu Kwaśniewski przedstawia w Brukseli Wiaczesława Kantora? Ciekawe spotkanie z Barroso… ZOBACZ WIDEO!

Wydarzenia w Sejmie utrudniają mu pracę, oddalają cel Rosjan, zmniejszają zysk ich rezydentów w Polsce. Wystarczający powód by uruchomić reakcję łańcuchową, rzucić bombę atomową? Wystarczający.

Po czwarte, Donald Tusk nie panuje już nad konstrukcją jaką stworzył, a możliwość szantażu czyni go niezdolnym do sprawowania władzy. Istotą jego systemu było odwracanie się plecami od wszelkich poważnych wyzwań, spraw, kłopotów i zaspokajanie wszelkich, najbardziej nawet szkodliwych dla Polski żądań, grup oligarchicznych. Do tych ostatnich zaliczam i media, hojnie, choć w istocie nielegalnie, finansowane przez struktury państwowe. (Na marginesie: tytułem, który najwięcej korzystał na tym mechanizmie, był „Wprost”. Gdyby nie rządowe reklamy dawno by padł). Ten mechanizm korumpowania wszystkich już nie działa, pieczeni brakuje do podziału. Ulegają zatem wyczerpaniu systemowe podstawy systemu Tuska.

Po piąte, nie ma już zapasowych kadr do których Tusk mógłby się skutecznie odwołać. Przecież cudowne dziecko Platformy, człowiek wyciągnięty by odświeżyć wizerunek i nadać rządowi nowy impet, właśnie okazał się całkowitym amatorem. Minister Spraw Wewnętrznych dający się nagrywać w restauracji prowadzonej przez służby na pokątnych rozmowach powinien zakryć twarz apaszką i więcej nie pokazywać się publiczności na oczy. A przecież, innych kadr nie ma, zostali już sami idioci i oczywiści złodzieje, o czym Donald Tusk wie jeszcze lepiej od nas.

Co zatem będzie dalej? Tusk jest w najpoważniejszych od lat tarapatach, ale może jeszcze chwilę porządzić. Natomiast bez wątpienia pojawia się szansa na skorzystanie z klinczu w obozie władzy i zyskanie nowej energii, nowego dynamizmu przez obóz naprawy Polski. To wniosek najważniejszy.

*** POLECAM NAJNOWSZY NUMER TYGODNIKA „w Sieci” - największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce. W środku m.in. o tym czego się władza może bać w sprawie Smoleńska - bo to śledztwo jest skręcone.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych