„Na Czerniakowskiej róg Gagarina”, czyli ostatni przystanek III RP. Granice kompromitacji i nieudolności szefa MSW zostały przekroczone

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. premier.gov.pl
Fot. premier.gov.pl

W historii I, II i III Rzeczypospolitej, a nawet w czasach zaborów i PRL żaden minister spraw wewnętrznych nie skompromitował się tak, jak Bartłomiej Sienkiewicz. Na pierwszy rzut oka wyglądał na człowieka inteligentnego. Były funkcjonariusz służb specjalnych, studia wyższe ukończył na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z opozycyjną przeszłością. Sprawiał wrażenie czujnego, a nawet groźnego, kiedy na początku swojej ministerialnej kariery ogłosił wszem i wobec, słynne słowa skierowane do prawicowych radykałów: „Idziemy po was!”. Potem było już tylko równia pochyła w dół.

Nieudana prowokacja antypisowska w Święto Niepodległości 11 listopada. Spalona tęcza, nie upilnowanie squotu w Śródmieściu oraz budki rosyjskiej ambasady, z której została tylko kupka popiołów. Szalejący od ponad tygodnia pirat drogowy, który pędzi przez miasto stołeczne Warszawa samochodem BMW 3 z prędkością ponad 200 na godzinę, mijając policyjne patrole, przez nikogo nie zatrzymywany. Nagrywa to, umieszcza w sieci i śmiejąc się służbom prosto w oczy, stwierdza, że policja słabo się stara. Od siebie dodam, że w ogóle się nie stara. Nie tylko policja, ale i pozostałe służby też. Aż w końcu spełniły się groźby szefa MSW i „przyszli”. Ale po niego. Został nagrany wraz z prezesem Banku Centralnego Markiem Belką oraz szefem jego gabinetu - Sławomirem Cytryckim. Złapani in flagranti przez „nieznanych sprawców”, podczas załatwiania dealu wsparcia budżetu państwa funduszami rzekomo niezależnego NBP. Na dowód tego, że rozmowa ta rzeczywiście miała miejsce, świadczy fakt, iż premier Donald Tusk konsekwentnie realizuje wszystkie ustalenia poczynione w trakcie restauracyjnych negocjacji. W ciągu roku zdymisjonował ministra finansów, powołał nowego, który jak ustalono ma być „tylko techniczny”, żeby się za bardzo nie wtrącał, a na 17 czerwca, czyli najbliższy wtorek, zwołano posiedzenie Rady Ministrów.

Tematem obrad mają być zmiany w ustawie o NBP, a wnioskodawcą jest właśnie nowy minister finansów. W Polsce prawo zostało tak skonstruowane, że Bank Centralny ma prawo zysk przekazywać do Skarbu Państwa, ale nie ma prawa ze swoich rezerw finansować deficytu budżetowego. Podobnie zresztą, jak Europejski Bank Centralny. Z ustaleń ministra Sienkiewicza i Marka Belki wynika, że obaj panowie dyskutowali o tym, jak obejść konstytucję, aby NBP mógł poprzez inne, uprawnione do tego banki (PKO BP i BGK) skupować obligacje w celu zasypywania powstałej dziury budżetowej. Tak więc, nie mamy tu do czynienia z działaniem nie dla dobra Polski, jak już próbują to sugerować niektórzy, przychylni rządowi komentatorzy, ale wprost z usiłowaniem ominięcia przepisów prawa. Ceną za to, miało być poprawienie pozycji Marka Belki, kosztem ministra Rostowskiego i de facto osłabieniem Rady Polityki Pieniężnej. A to już, proszę państwa, Trybunał Stanu. Przy okazji wyszło na jaw, że minister Rostowski miał swoje plusy. M.in. pozbawił szefa wywiadu skarbowego Andrzeja Parafianowicza nadzoru nad skarbówką. Człowiek ten, podczas swojej kadencji dopuścił się bowiem nieprawidłowości. Po odsunięciu go z urzędu, został umieszczony w kierownictwie handlującej gazem spółki PGNiG  za zgodą premiera, z pensją ponad 140 tysięcy złotych miesięcznie. To właśnie on, postrach obywateli i firm rozliczających się z fiskusem załatwiał ulubieńcowi premiera - Sławomirowi Nowakowi sprawę krzyżowej kontroli rachunków jego i jego żony, której tak panicznie się obawiał. Oczywiście skutecznie, bo sprawie „ukręcono łeb”. Choć Nowak powinien już być dawno politycznym trupem, jak nie zombie, to nadal pełni jeszcze funkcję szefa pomorskich struktur Platformy Obywatelskiej. Nagrana została również superpremier, „pani ministra z tatuażem”, która pochodzi ze Śląska i ponoć (jak sama się chwaliła) potrafi kląć jak szewc. Chętnie posłuchamy. Tym bardziej, że na taśmie utrwalono jej wymianę zdań z drugim „asem” wywiadu Pawłem Wojtunikiem, szefem osławionego CBA. Niestety na nagranie to będziemy musieli jeszcze poczekać. Choć jest ono najnowsze i pochodzi sprzed tygodnia, to redakcja dozuje napięcie i nie opublikuje go w poniedziałek. Nie wiem jakie są granice kompromitacji i nieudolności szefa MSW, ale w przypadku Bartłomieja Sienkiewicza wszystkie zostały przekroczone. Jest lustrzanym odbiciem formacji politycznej, której służy, czyli Platformy Obywatelskiej, zwanej już nie tylko w ramach żartu - Partią Obciachu. A to nie koniec.

Problemem rządzących jest teraz to, że Minister Spraw Wewnętrznych wraz z całym aparatem państwowym nie wiedzą, czy to co zostanie opublikowane w poniedziałek i najbliższym czasie jest wszystkim. Służby wraz ochrona kontrwywiadowczą rządu nie wiedzą nic. Jak do mediów „wyciekły” poufne rozmowy na najważniejsze tematy w państwie, to nagrane mogło zostać praktycznie wszystko. Co się stało w Smoleńsku (może istnieją jakieś kompromitujące taśmy dotyczące tuszowania przez rząd tragedii prezydenckiego Tupolewa?). Rządzący nie wiedzą, w jakim dokładnie kierunku zmierza gospodarka 40 milionowego kraju, nie wiedzą co robią ich posłowie w Sejmie, którzy nawet nie potrafią pozbawić immunitetu najbardziej znienawidzonego wroga, na jakiego został wykreowany Mariusz Kamiński. Dlaczego nie wiedzą? Na to pytanie padła już odpowiedź w nagraniach. Udzielił jej niezastąpiony szef MSW używając słów, cytuję: „Ch.., dupa  i kamieni kupa”, „państwo polskie istnieje tylko teoretycznie (…)”. Świetnie powiedziane panie ministrze i jakże prawdziwie. Powinien pan jeszcze dodać: „nie chwaląc się, myśmy to uczynili”. To najlepsza laurka dla 25 – letnich rządów okrągłostołowego układu, który lansowaliście za grube miliony polskich złotych, jako Święto Wolności. Jak do tej pory obrony skompromitowanej nagraniami Platformy Obciachu podjął się całkowicie tylko jeden człowiek. Jego zdaniem wszystko można zmanipulować i w ogóle, to nie ma problemu. Tym kimś, jest oczywiście Stefan „Leonard” Niesiołowski. Postać tyle groteskowa, co tragiczna. Albowiem już od jakiegoś czasu wykazuje objawy mogące wskazywać na zaburzenia osobowości i w dodatku żyjący w rzeczywistości równoległej.

Przy tej jakże smutnej i żenującej okazji należy kilka słów poświęcić niewybrednemu poziomowi rozmowy ludzi z parnasu polskiej polityki. Zwraca uwagę część poświęcona wielkości pewnego organu Laureata Nagrody Kisiela z 2004 roku i członka rady Polityki Pieniężnej - Jerzego Hausnera. Jak tabloidom udało się złapać rzecznika PiS Adama Hoffmana na podobnej wymianie zdań, Tomasz Lis i inni dziennikarze, utożsamiający się z działaniami rządu Platformy, przez miesiąc udając oburzenie, głównie dyskutowali tylko o tym. Zobaczymy czy znajdą w sobie tyle siły, by nadal konsekwentnie bronić strony obyczajowej polskiego życia politycznego, tym razem w platformerskim w wydaniu. Raczej  nie. Wymiana zdań o intymnych częściach ciała Hausnera tak spodobała się szefowi MSW, że postanowił wznieść toast za „dobre anegdoty” i żeby się złe scenariusze nie spełniały”. Chłopcy widać za słabo wypili, ponieważ spełnił się scenariusz najczarniejszy.

Na koniec – przyznać trzeba, że miejsce do rozmów zostało wybrane wyśmienicie. Zgodnie z tradycją. Restauracja „Sowa i przyjaciele” to dawna, słynna „Sielanka”. W latach 60-tych ubiegłego stulecia biesiadowali tam nie tylko artyści, jak Agnieszka Osiecka, ale różni przekrętacze z Czerniakowa, Śródmieścia i okolic. Wtedy można było dojechać tam tramwajem „czternastką”, który kursował pomiędzy Okęciem i Wilanowem. O tej knajpie nawet powstała piosenka, śpiewana przez Barbarę Rylską p.t. „Zabawa w Sielance”. Jej słowa, napisane przez Osiecką w stylu „żulerskiej polki”, jak ulał pasują do dzisiejszych nagrań. Język też. Pierwsza zwrotkę można zadedykować Sławomirowi Nowakowi:

To jest szwagier dużo może

panno Ziutko mnie jest gorzej

pan rozumie w razie manka

jasna sprawa buzia w ciup.

i refren Markowi Belce

A Gieniek w mordę, a Gieńka kumpel, a kumpla kumpel, co kogoś zna,

a tego taki, co to przez bufet, Mietka frajera sprawę pcha”

A najsłynniejszą frazę tej piosenki - ministrowi Sienkiewiczowi

Na Czerniakowskiej róg Gagarina ostatni tramwaj jęknął na szynach.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych