Obserwując co się dzieje z niektórymi posłami Platformy Obywatelskiej po mowie Mariusza Kamińskiego i głosowaniu nad jego immunitetem wyszło na jaw, że jedne z najwyższych stanowisk w państwie piastują ludzie, co do których poczytalności powstają poważne obawy. Jak można bowiem, piastując stanowisko wiceministra sprawiedliwości, mam na myśli posła Jerzego Kozdronia -– prawnika z Torunia, głosować za utrzymaniem immunitetu przez Kamińskiego nie zapoznając się przedtem z treścią aktu oskarżenia i innymi dokumentami, które były do dyspozycji posłów w jednym z pomieszczeń sejmowych? Jak można w tak ważnej dla jego partii sprawie, jaką było cofnięcie immunitetu byłemu szefowi CBA, nie wiedzieć o co chodzi? Czyli pan poseł Kozdroń poszedł sobie głosować, jakby szedł do baru na piwo i dał się przekonać bez większych problemów „demonowi PiS-u” Mariuszowi Kamińskiemu. Wnioski są dwa. Albo się nie interesuje w ogóle polityką, a już tym bardziej zagadnieniami prawnymi, od których m.in. jest wiceministrem, albo jest zwykłym aparatczykiem politycznym, który tylko dlatego znajduje się w partii, bo znalazł sobie sposób taki, a nie inny sposób na życie. Za tą druga hipotezą przemawia życiorys posła-ministra, tak charakterystyczny dla establishmentu III RP. Jest on wręcz modelowy i mógłby stanowić wzór (niczym wzór metra z Sevres) dzisiejszych elit, które w większości składają się z politycznych oportunistów oraz ludzi pozbawionych kręgosłupa.
W latach 70. Jerzy Kozdroń rozpoczynał karierę wstępując w szeregi członków Związku Młodzieży Wiejskiej, Socjalistycznego Związku Studentów Polskich (zasiadał w radzie wydziałowej), Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej (sic!). Od 1979 do 1981 był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (w 1980 był szefem Podstawowej Organizacji Partyjnej w sądzie). W kwietniu 1981 został członkiem krajowego sądu koleżeńskiego Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. W latach osiemdziesiątych należał do „Solidarności”, ale w 1990 został z niej usunięty. W 1991 wstąpił do Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a w 1994 do Unii Wolności, z której odszedł w 2001. Ciekaw jestem dlaczego? Ponieważ chwilę potem związał się z Platformą Obywatelską. Nic dodać nic ująć. Wszystko „po linii i na bazie”, zgodnie z dewizą „porozumienia ponad podziałami” -– jakoby opozycja wybaczyła „komuchom”. I stąd, wyniesiona z byłego aparatu, niewiarygodna zdolność do robienia z siebie idioty, odszczekiwania pod stołem prawd, które się wypowiedziało przed chwilą.
Uczyniłem źle. Nie znałem zagadnienia
-– tłumaczył, bijąc się w piersi Kozdroń w ramach dobrze pojętej samokrytyki.
Weszło w krew towarzyszu ministrze? A może uda się coś uratować, na przykład miejsce na przyszłych listach. Jest jeszcze jedna ewentualność. Pomieszanie zmysłów. Za tym przemawia z kolei podejrzanie gorąca obrona posła Kozdronia przez jego kolegę klubowego, od dawna borykającego się z problemami natury zdrowia psychicznego, posła i szefa Sejmowej Komisji Obrony Narodowej Stefana „Leonarda” Myszkiewicza-Niesiołowskiego w programie „To był dzień”.
Jest znakomitym, pełnym taktu i nieśmiałości człowiekiem. PiS mógłby się uczyć delikatności od Kozdronia
-– piał z zachwytu nad swoim kolegą Kozdroniem Niesiołowski.
Z niezrozumiałych względów „Leonard Myszkiewicz” nie wspomniał w tym kontekście o sobie. Już od początku rozmowy z trudem powstrzymującą śmiech redaktor prowadzącą Magdą Sakowską, sprawiał wrażenie mocno pobudzonego. W momencie kiedy używał słowa „PiS” rozszerzały mu się źrenice, jakby znajdował się pod silnym wpływem alkaloidów. Sytuacja powtarzała się, kiedy wymieniał nazwiska Mariusza Kamińskiego i Joachima Brudzińskiego. Wtedy, u nawet początkowo rozbawionej Magdy Sakowskiej, zdawało się wyczuwać niepokój, bowiem poseł zaczął zdradzać objawy człowieka, który nagle znalazł się na skraju załamania psychicznego.
Postać tak odrażająca (o Kamińskim). Pisowska policja polityczna. I ten obrzydliwy tchórz dostaje od większości posłów poparcie
-– pokrzykiwał „Leonard Myszkiewicz”, nie chcąc przyjąć do wiadomości tego smutnego dla niego faktu.
Stanie przed sądem. Dla takich ludzi nie powinno być miejsca w polityce
— odgrażał się.
On, Macierewicz i Kaczyński to przestępcy! Zobaczą komisje śledczą jak świnia niebo!
— pobudzenie posła zaczęło sięgać granicy szaleństwa.
I dalej jazda!:
Głosowanie za Kamińskim to podpalanie lontu! Podpalanie Polski! Poseł Brudziński jest prostakiem. To szczyt prostactwa! Niebywałe prostactwo ujawnił Kamiński. Poseł Brudziński nadaje się by sprzątać okolice parlamentu! Brudziński i Kamiński! Tak obydwaj! Sprzątać okolice parlamentu!
-– słowotok zaczynał przechodzić w bełkot. Aż w końcu załamany poseł wyrzucił z siebie:
Ucierpiała Polska w pisowskim, podłym obrzydliwym stylu.
Według informacji pochodzących od zatrudnionych w telewizji „Polsat” Stefan „Leonard” Myszkiewicz- Niesiołowski chwilę po programie dostał napadu szału i tarzając się po podłodze korytarza wykrzykiwał w kółko po polsku „PiS podpala Polskę!”, przetykając kilkakrotnie frazę angielskim cytatem z utworu zespołu „The Rolling Stones” - „So help me, please doctor, I’m damaged!” (Oh! Proszę, pomóż mi doktorze, zdemolowało mnie!). Wtedy wydobywał się z niego potworny jęk człowieka udręczonego. Po dłuższej szamotaninie, wezwanym sanitariuszom udało się obezwładnić przewodniczącego Sejmowej Komisji Obrony Narodowej aplikując mu zastrzyk uspokajający i zakładając kaftan bezpieczeństwa. „Leonard Myszkiewicz” został na sygnale przetransportowany karetką w niewiadomym kierunku. Jak podają natomiast źródła zbliżone do szpitalnych, po kilkunastu minutach otumaniony środkami psychotropowymi poseł został odstawiony przez zespół pogotowia ratunkowego do „Dywizjonu 303”. Tak w gwarze pacjentów nazywa się salę nr 303 w Klinice Psychiatrycznej Uniwersytetu Warszawskiego przy ulicy Nowowiejskiej 27 dla pacjentów, którzy nieoczekiwanie znaleźli się w alkoholowym delirium tremens, bądź w innych stanach przypominających objawami napady szału. Tam sanitariusze wykonali ostatnie czynności (medyczny coup de gras –- cios łaski) przynoszące pacjentowi oczekiwaną ulgę. Wstrzyknięto dożylnie środek usypiający, jednocześnie zapinając delikwenta w „rytualne” pasy. Zdaniem lekarza prowadzącego doktora Wstrząsa, którego nazwisko przewodniczący Sejmowej Komisji Obrony Narodowej wspomniał kilkakrotnie w programie „To był dzień”, stan „Leonarda Myszkiewicza” jest poważny i nie stabilny, co oznacza że prędzej „świnia zobaczy niebo, niż poseł opuści „Dywizjon 303”.
Przy okazji tych smutnych wydarzeń chciałbym złożyć gratulacje wyborcom posłów Kozdronia i „Leonarda Myszkiewicza” za podjęcie wyjątkowo słusznych decyzji przy urnach wyborczych podczas ostatniej elekcji do Sejmu jesienią 2011 roku.
PS. Chciałbym poinformować czytelników, że tytuł i ostatnia część powyższego tekstu jest literacką fikcją, napisaną ku przestrodze, ponieważ opisane zdarzenia mogą się zdarzyć w rzeczywistości w każdej chwili i w najbliższym czasie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/200273-potocki-dla-wpolitycepl-z-ostatniej-chwili-posel-leonard-myszkiewicz-niesiolowski-odwieziony-karetka-ze-studia-polsatu-na-sygnale
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.