Anonimowy urzędnik o funkcjonowaniu ministerstw: "Najgorszą opinię miał Sławomir Nowak - na niczym się nie znał, miał idiotyczne pomysły, a przy tym był niesłychanie zarozumiały"

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Praca urzędnika w administracji centralnej wydaje się wielu osobom jako idealny, stały i bezpieczny zarobek. W rozmowie z Robertem Mazurkiem, w „Plusie minusie” anonimowy urzędnik z ministerstwa odsłania kulisy zatrudnienia w rządzie.

Praca w ministerstwach kończy się za pół roku, dziewięć miesięcy

mówi „Jan Nowak”. Już na pół roku przed wyborami urzędy praktycznie stają -

wszyscy czekają na nową ekipę, nowe rozdanie

— tłumaczy. I zwraca uwagę, że za taką właśnie pozorowaną pracę sam kiedyś dostał naganę z wpisem do akt oraz… wielką nagrodę pieniężną. Za co dokładnie?

W poprzednim resorcie przed wyborami dostałem polecenie przygotowania spotkania, ale jako człowiek inteligentny zrozumiałem, że ma się ono nie odbyć

— opisuje sytuację i zwraca uwagę, że takie rzeczy są na poziomie ministerialnym są codzienną praktyką.

Nowak” mówi, że strach przed zmianą władzy jest największy nie tuż przed wyborami - ale dużo wcześniej. Najbardziej bano się w 2005 r., gdy PiS szedł po władzę.

To była regularna psychoza, (…) że przyjdą i będą rżnąć. I faktycznie trochę zwolnili - część słusznie, bo byli to działacze partyjni przebrani za urzędników, a część nie, bo jak drwa rąbią to wióry lecą.

A jak rządy objęła Platforma?

Wszyscy byli przekonani, że nadchodzi kompetentna ekipa. Ulegliśmy wam, dziennikarzom, i uwierzyliśmy, że idą profesjonaliści.

Pracownik ocenia także podejście szefów resortów ekipy Donalda Tuska do urzędników:

Ta ekipa jest po prostu zarozumiała i nie potrzebuje kontaktu z urzędnikami. (…) Oczywiście są i tacy, których się szanuje, choćby Elżbieta Bieńkowska. Jej się nie lubi, bo to wredna baba, ale szanuje się ją, bo zna się na pracy. Nie można zrobić jej w konia, w końcu sama przez lata była urzędniczką. Ambiwalentne uczucia wzbudza Radosław Sikorski: z jednej strony potworny bufon i arogant jakich mało, ale z drugiej - ktoś nietuzinkowy. (…) Najgorszą opinię miał Sławomir Nowak - na niczym się nie znał, miał idiotyczne pomysły, a przy tym był niesłychanie zarozumiały. Poza tym jak można było lubić kogoś, kto tak ostentacyjnie gardzi współpracownikami? W końcu to on kazał sobie zrobić do ministerstwa osobne wejście, siedział w gabinecie i oglądał mecze na wielkim telewizorze. O nim krążyły legendy

— opisuje.

A premier?

To jest Bóg i dla nas nie istnieje.

Nowak” stwierdza, że największą anomalią w administracji są zakupy. I wymienia

te słynne historie o ekspresach do kawy i fotelach za wiele tysięcy do MSZ albo te tabliczki z nazwiskiem ministra rolnictwa za dwa i pół tysiąca. (…) Teraz mamy elementarz i nikt nie pyta, w jaki sposób wyłoniono autorów. (…) Trzeba kupić lampę? To przykład z ministerstwa, które znam, tam kupiono lampy za kilka tysięcy.

Pracownik ministerstwa dodaje, że „sprzedajemy się bardzo tanio” - nie na autach, milionach, a na zwykłych artykułach biurowych…

mc,rp.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.