Technologia sprawiła, że cisza wyborcza już teraz jest absurdalną fikcją, z której kpią setki tysięcy ludzi

Rys. Rafał Zawistowski, "CISZA NIE TYLKO WYBORCZA"
Rys. Rafał Zawistowski, "CISZA NIE TYLKO WYBORCZA"

Nareszcie — partie polityczne niemal zgodnie doszły do wniosku, że trzeba coś począć z ciszą wyborczą. Prawdopodobnie zawdzięczamy to wystąpieniu Państwowej Komisji Wyborczej przed ostatnimi wyborami, która stwierdziła, że naruszeniem przepisów będzie nawet polubienie profilu kandydata do Parlamentu Europejskiego na Facebooku. Absurdalność tej zapowiedzi poruszyła niemal wszystkich.

W tej dziedzinie jestem hipsterem: krytykowałem ciszę wyborczą zanim to było modne. Skoro wygląda na to, że coś się w tej sprawie rusza, uporządkuję wszystkie argumenty, przemawiające przeciwko temu przepisowi i zbijające argumenty zwolenników.

U podstaw koncepcji ciszy wyborczej leży dziwne przekonanie, że obywatele są niedojrzali. Że jeżeli nie da im się doby odpoczynku od agitacji wyborczej, nie podejmą dobrej i dojrzałej decyzji. Założenie to fałszywe i nielogiczne właściwie we wszystkich punktach.

Po pierwsze, jeżeli obywatele są niedojrzali, to może w ogóle nie powinni dysponować czynnym prawem wyborczym? A jeżeli to prawo wyborcze im jednak przysługuje, to musimy zaakaceptować ich wybór, niezależnie od tego, jaki on by był.

Po drugie — skąd przeświadczenie, że doba bez agitacji wyborczej przynosi dojrzalszą i mądrzejszą decyzję? Skąd przekonanie, że przez te 24 godziny przed rozpoczęciem głosowania wyborcy poddają się medytacjom nad najlepszym wyborem? A jeśli się tej medytacji nie poddają — co chyba dość oczywiste — to po co cisza wyborcza?

Po trzecie — zwolennicy ciszy wyborczej twierdzą, że zapewnia ona, iż wybór nie zostanie dokonany pod wpływem impulsu. Naprawdę? A czy impulsu nie może dostarczyć powieszony jeszcze przed początkiem ciszy plakat? Albo przeczytany w gazecie wywiad, wydrukowany kilka dni wcześniej?

Ponadto cóż jest złego w wyborze pod wpływem impulsu? Dlaczego taki wybór — choćby pod wpływem spotu obejrzanego w telewizji w ostatniej chwili przed wyjściem do lokalu wyborczego — ma być gorszy niż wybór poprzedzony rocznym namysłem? Skoro zwolennicy ciszy wyborczej uważają, że wybór pod wpływem impulsu jest gorszy, to może powinni wprowadzić jakieś kryterium, zakazujące głosowania bez przedstawienia odpowiedniego uzasadnienia? Jak łatwo się zorientować, liczba uprawnionych do głosowania drastycznie by wówczas spadła.

Cała ta grupa argumentów zwolenników ciszy wyborczej jest, jak widać, całkowicie nielogiczna i wewnętrznie niespójna. Co więcej, jej założenie — o niedojrzałości obywateli, których trzeba chronić przed złą propagandą jak malutkie dzieciaczki — jest po prostu obraźliwe dla wyborców.

Druga grupa argumentów przeciw ciszy wyborczej należy do sfery pragmatyki. O ile stosunkowo łatwo egzekwować ciszę wyborczą w przypadku tradycyjnych mediów elektronicznych, to w przypadku nowych mediów jest to całkowicie niemożliwe. Od paru już lat podczas każdych wyborów internet kipi od przecieków sondażowych. We wpisach na Twitterze i Facebooku kandydaci lub partie są tylko powierzchownie zamaskowane pod łatwymi do rozszyfrowania kryptonimami. Tego po prostu nie da się uregulować ani ukarać wszystkich.

Ale technologia tworzy kolejne problemy. PKW była uprzejma stwierdzić, że polubienie profilu kandydata na Facebooku to złamanie przepisów. Ale Facebook jest serwisem niepodlegającym polskiemu prawodawstwu. Polubić można profil kandydata z dowolnego miejsca na świecie. Mało tego — co zrobi PKW, jeśli na swoim prywatnym profilu umieszczę agitacyjny wpis w czasie ciszy wyborczej, przebywając wówczas np. w Niemczech albo Argentynie? Co więcej — nie jest przecież zakazana rozmowa ze znajomymi na temat wyborów. Czym zatem — zdaniem PKW — różni się taka rozmowa, toczona bezpośrednio albo przez telefon, od rozmowy ze znajomymi na FB? A czy jest ich dwóch czy dwa tysiące - to nie powinno mieć znaczenia.

Co począć z portalami, które przed ciszą umieściły na swojej stronie głównej materiał dotyczący wyborów? Albo co w sytuacji, kiedy przed ciszą zostanie nagrana rozmowa z kandydatem i opublikowana w odpowiednim dziale portalu, a podczas ciszy zostanie umieszczona na stronie głównej?

Krótko mówiąc — technologia sprawiła, że cisza wyborcza już teraz jest absurdalną fikcją, z której kpią podczas kolejnych wyborów setki tysięcy ludzi.

Jak wspomniałem na początku, niemal wszystkie partie polityczne chcą przynajmniej zmian w przepisach. Najdalej idzie SLD, które chciałoby jej całkowitego zniesienia (popieram). Z tej zgody wyłamuje się jedna partia. Zgadnijcie państwo, która.

Tak, to Prawo i Sprawiedliwość, które nie tylko chce utrzymania przepisów o ciszy wyborczej, ale mało tego — chciałoby zaostrzenia kar za jej złamanie. Skąd taka postawa? Jedną przyczyną jest bardzo silny antywolnościowy rys w PiS. PiS to ugrupowanie, dla którego kwestia osobistej wolności obywateli i ich odpowiedzialności za własne czyny jest, mówiąc delikatnie, na drugim planie, a w wielu aspektach PiS jest im wręcz wrogie. Zaś przepis o ciszy wyborczej jest właśnie typową regulacją antywolnościową.

Druga przyczyna to prawdopodobnie obawa, że zniesienie ciszy wyborczej oznaczałoby zmasowany atak mediów niechętnych PiS, trwający do ostatniej chwili. Tylko czy zniesienie ciszy cokolwiek by tu zmieniło? Dziś atak może trwać do rozpoczęcia ciszy, a 24 godziny pozornego (internet!) spokoju niczego tu nie zmienia. Jeśli jakaś „bomba” zostanie odpalona tuż przed rozpoczęciem ciszy, skutek będzie podobny jak przy jej braku. Wszak wynik procesu w trybie wyborczym nie może zostać ogłoszony podczas trwania ciszy wyborczej. Pod tym akurat względem brak ciszy wyborczej może być wręcz korzystny, bo o orzeczeniu sądu można by spokojnie mówić również w dniu wyborów.

Gdyby cisza wyborcza została w Polsce przynajmniej ograniczona, a jeszcze lepiej - zniesiona, uznałbym to także za swój mały, osobisty sukces.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych