Cztery końcowe uwagi po pogrzebie Jaruzelskiego. Pogarda dla zwykłych ludzi, kult munduru, chwiejność Kościoła, wsiąkanie w PRL

Fot. PAP/T.Gzell
Fot. PAP/T.Gzell

Kilka ostatnich dni upłynęło pod znakiem pogrzebu Jaruzelskiego tak dalece, że bieżąca polityka zeszła na dalszy plan. Ale naturalnie widać ją było cały czas w tych właśnie zdarzeniach. Pozwalam sobie jeszcze na cztery końcowe uwagi.

1.Jarosław Kurski zastosował w popogrzebowym komentarzu na pierwszej stronie „Wyborczej” te same sztuczki co zwykle. Ale o ile zaangażowanie „Wyborczej” w obronę legendy Jaruzelskiego od dawna mnie nie bulwersuje, o tyle jedna rzecz oburza niezmiennie. Ludzi, którzy w ostatni piątek protestowali, Kurski nazywa dekownikami czasów stanu wojennego, którzy nie mieli wtedy odwagi podnieść nawet ulotki.

Nie pada ani jedno nazwisko, żaden konkretny przykład. Na jakiej podstawie opisuje się tak m.in. tych, którzy przed kościołem stali ze zdjęciami ofiar stanu wojennego? Czy wiemy, kim są? Na pewno część manifestantów to ludzie zbyt młodzi, aby angażować się w opór podczas stanu wojennego, ale przecież nie dekownicy. O innych nic nie wiemy. Chodzi jednak jak zawsze o przeciwstawienie pierwszemu męczennikowi tamtych czasów łaskawie wybaczającemu nie tylko w swoim imieniu Michnikowi rzekomo odważnych ostatniej godziny.

A ja przypominam, że mieliśmy dziesiątki tysięcy zwykłych ludzi noszących ulotki, uciekających przed milicją podczas manifestacji czy organizujących związek podziemny w swoich miejscach pracy. Ludzi, którzy czasem ryzykowali mniej niż Michnik, ale czasem wręcz więcej. Bo nikt się za nimi w razie aresztowania nie ujął. Ludzie ci po 1989 roku często nie mogli poznać swoich dawnych przywódców popijających wódkę z dawnymi administratorami systemu represji. I sądzę, że to ich reprezentacja wyszła tego dnia na warszawskie ulice. Bo mimo wszystko nie mieściło im się w głowie żegnanie dawnego dyktatora z udziałem prezydenta i biskupa polowego. Nazywanie ich dekownikami to – zwykle nie używam takich słów – coś niegodziwego.

2.Przy okazji swoistej debaty, jaka się wywiązała, głos zabrał przywołany przed chwilą prezydent Komorowski. W wywiadzie dla TVP Info sformułował m.in. tezę o jakichś szczególnych przymiotach polskiego munduru, jaki nosił Jaruzelski. To on miał go czynić wiarygodnym partnerem, choćby w roku 1989.

Pamiętam tamte czasy. Już w głębokich latach 70. społeczeństwo polskie karmiło się legendami o patriotycznym polskim wojsku, różnym od partyjnego aparatu czy od SB i milicji, Częścią tej legendy były choćby wyssane z palca opowieści o rzekomym areszcie domowym Jaruzelskiego w grudniu 1970 roku. To dlatego był on witany także przez „Solidarność” z pewną nadzieją, kiedy zostawał na początku 1981 roku premierem.

Ten kredyt zaufania utrzymywał się w pewnych środowiskach dość długo. Jeszcze podczas stanu wojennego wielu solidarnościowców i dawnych opozycjonistów snuło wizję wojska, które rozprawia się z Partią. Tymczasem wojsko rozprawiło się jedynie z „Solidarnością”.

Naturalnie korpus oficerski był zbiorowością zróżnicowaną. Nie wykluczam, że tu czy ówdzie kołatały się resztki dawnego etosu – widzimy to choćby w rozmaitych opowieściach o pułkowniku Kuklińskim.

Niestety sąsiadowały one z przejawami najbardziej prymitywnego posłuszeństwa – mniej może wobec ideologii, bardziej wobec sowieckiego sąsiada. Nieprzypadkowo na czele tego towarzystwa stał janczar, który wyparł się wszystkiego, łącznie z rodzinną tradycją. Ja akurat sądzę, że pod koniec życia ten dawny janczar uwierzył, że zawsze był Wallenrodem, ale prawda jest taka, że miejsca na wallenrodyzm było tam niewiele.

Na co dzień oficerowie LWP byli wyjątkowo służbistymi wykonawcami. A w czasie stanu wojennego na kłopoty rozregulowanej państwowej machiny reagowali jedyną kuracją jaką znali: więcej dyscypliny. Posłać więcej komisarzy gdzie się da i pilnować wszystkich, jak we własnym garnizonie.

Nie wiem, czy Bronisław Komorowski dawny prawicowy opozycjonista wskrzesza jakąś swoją dawną wiarę, czy posługuje się tym mitem munduru czysto instrumentalnie. Po co – o tym dalej. Wiem, że są to odgrzewane kotlety, skompromitowane już na początku lat 80. Owszem Jaruzelski zawarł rodzaj kontraktu z częścią opozycji, ale nie jako samodzielny wojskowy, a jako depozytariusz grupy partyjnego i państwowego aparatu, w której byli także cywile czy funkcjonariusze MSW.

3.W fetowaniu Generała wziął udział również Kościół. Nie dziwię się, że przyjęto nawróconego grzesznika z otwartymi ramionami – w to bym w ogóle nie ingerował. Ale udział biskupa polowego w ceremonii nadało jej rozmach zastrzeżony dla postaci, które chce się uczcić nie za ich nawrócenie, a za życiowy dorobek. W ten sposób Kościół wziął pewien udział w oczyszczaniu Jaruzelskiego, ba w budowaniu mu legendy.

Prawica zauważa księży Bonieckiego i Lemańskiego jako koncelebransów uroczystości. Oni rzeczywiście wystąpili tam jako rzecznicy środowiska „Wyborczej”, co jest w przypadku kościelnych uroczystości szczególnie groteskowe. Przypomnę, że w latach 80. Ks. Boniecki, redaktor naczelny „Osservatore Romano” był całkowicie po stronie „Solidarności”. Dziś jak widać na złość PiS jest gotów wykonać dowolny łamaniec. Nie znał Jaruzelskiego, nie uczestniczył w jego nawróceniu, więc jego obecność trzeba odczytywać jako demonstrację czysto polityczną.

Ale przecież Generała pożegnał też bizantyjskimi pochwałami zakochany w mundurze dawny polowy biskup Leszek Sławoj Głódź, uchodzący we współczesnych kościelnych podziałach raczej  za konserwatystę. Różne odłamy Kościoła mają kłopot z przerwaniem linków łączących go z PRL. Widać to było zresztą już wcześniej, choćby w przypadku tuszowaniu skandali lustracyjnych wśród duchownych.

Żeby było jasne, sam abp Głódź nie ma z tym osobistych problemów. Ale nie miał z tym problemów także kardynał Glemp, a mimo to broniąc własnej mocno ostrożnej polityki w latach 80. miał więcej sympatii dla ludzi komunistycznej władzy niż dla tych, co domagali się rozliczeń rozmaitych peerelowskich niegodziwości. U abp Głódzia z kolei silna jest potrzeba autorytetu. Szuka go także w ramii – budując na spółkę z prezydentem Komorowskim legendę „polskiego munduru”

4.Swoim zaangażowaniem w organizację państwowego pogrzebu Jaruzelskiego politycy PO, zwłaszcza prezydent, potwierdzili nieco spiskową wizję postrzegania III RP jako kontynuację PRL. Dlaczego to niedobre, pisałem przed pogrzebem. Niestety dla oburzonych mam smutną wiadomość. Robią to, niezależnie od własnych takich czy innych sentymentów, także z wyrachowania. Naturalnie istnieją zwykli Polacy zaangażowani w „Solidarność”. Jest ich nawet całkiem dużo, to nie jest tak, że z komunizmem walczyli Wałęsa z Michnikiem. Ale niestety większość społeczeństwa nie zaangażowała się w latach 80. po stronie „Solidarności”. Może jeszcze w legalny związek tak, ale w nic, co potem wymagało ryzyka.

Jeszcze później więc ta większość kupiła uśrednioną wizję historii, w której Jaruzelski ratował kraj przed mniejszym złem, a jeśli nawet ratował głównie swoją władzę,  nie należy go potępiać w czambuł, bo trzeba by się zastanowić nad własnymi wyborami.

Z rozmaitych sondaży wynika, że to postawa znaczącej grupy. Ponad 30 procent Polaków uważa Jaruzelskiego za zdrajcę. Ponad 20 procent za bohatera. Ponad 40 procent nie ma zdania. Ci z trzeciej grupy to potencjalny elektorat partii władzy, a widząc słabość postkomunistycznej lewicy, platformersi mogą nawet sięgnąć do tej drugiej. To dlatego Tusk ubolewał nad śmiercią Jaruzelskiego już w wyborczy wieczór. Dla Komorowskiego jako kandydata prezydenckiego stawka jest jeszcze wyższa. On szuka większości bezwzględnej, najlepiej w 1 turze.

Tusk i Komorowski robią to wbrew własnemu backgroundowi i może zbyt nachalnie, ale inaczej niż Michał Karnowski nie sądzę aby ta ostentacja im zaszkodziła. Jest to niestety miara stanu świadomości społeczeństwa.

Oczywiście zaraz po roku 1989 tę świadomość można było próbować zmienić, ale mainstream na czele z „Wyborczą” pracował w dokładnie odwrotnym kierunku. Teraz można jakąś nadzieję pokładać w ludziach młodych, ale tylko do pewnego stopnia, bo często odwzorowują oni poglądy i wybory starszych pokoleń. Nawet zaś bunt nie gwarantuje moralnie wrażliwych wyborów. Część młodzieży popiera ochoczo Janusza Korwina-Mikke. A co on głosi na temat Jaruzelskiego? Nie jestem w tej dziedzinie całkowitym deterministą, ale mam wrażenie, że nieprawości tamtych czasów nie będą już rozliczone, nawet symbolicznie.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.