Rzeczpospolita Polska czeka od Stanów Zjednoczonych Ameryki nie na więcej słów, lecz więcej działań. Słowa uznania, pochwały i poparcia dla procesu wyzwalania Polski i innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej z komunizmu i bloku wschodniego były cenne, gdy powiedziane po raz pierwszy 25 lat temu. Powtarzane dziś nie wnoszą już nic. Nie wszyscy w Waszyngtonie zauważyli upływ czasu, mimo że ćwierć stulecia to przy amerykańskim tempie życia odpowiednik chińskiej dynastii jako jednostki mierzenia historii Starego Świata.
Ogłoszony przez Biały Dom program wizyty prezydenta Baracka Obamy w Warszawie nie zawiera jednak podpisania nowych umów – ani przez prezydentów USA i Polski, ani przez premierów lub ministrów. Prawdopodobnie nie będzie żadnych czynów, a tylko słowa. Słów nadzwyczajnie dużo – megatona za megatoną.
Zapowiedziano dwie oddzielne konferencje medialne jednego dnia po osobnych rozmowach z prezydentem i premierem RP. To niezwykłe rozdwojenie obrazu wizyty i całych stosunków polsko-amerykańskich. Prezydent USA i jego sztab szukają zawsze jednego partnera, reprezentującego jeden obcy kraj. Wyjątek bywa robiony w przypadku politycznej kohabitacji, gdy głowa państwa i szef rządu obcego kraju należą do przeciwnych partii lub obozów, zatem trzeba prowadzić dialog z obiema stronami naraz. Kohabitacja nie istnieje w ustroju amerykańskim i amerykańska opinia publiczna z trudem rozumie taki podział władzy i reprezentacji nawet zagranicą.
Obama wygłosi przemówienie, ale jako jeden z wielu mówców podczas ceremonii wręczania Nagrody Solidarności na Zamku Królewskim w Warszawie. Program ogłoszony w Białym Domu nie obejmuje bezpośredniego spotkania prezydenta USA z polskim społeczeństwem. Takie spotkanie mogłoby mieć formę – częstą w dyplomacji publicznej – wykładu na wyższej uczelni (Obama był profesorem i kocha wykładać) lub wiecu wśród scenerii o mocnej symbolice. Paradoksalnie, w ładunku 100 megaton słów może zabraknąć miejsca na najważniejsze.
Polskie oczekiwania są dobrze znane i zmierzone wieloma potwierdzającymi się nawzajem sondażami. Licząca 10 milionów ludzi amerykańska Polonia – obywatele, podatnicy i wyborcy Stanów Zjednoczonych – ma priorytety identyczne, jak Polacy w RP: znieść absurdalne wymaganie drogich wiz na wizyty rodzinne i turystyczne do Ameryki (spośród wszystkich obywateli Unii Europejskiej, Polacy są dyskryminowani razem z Bułgarami, Cypryjczykami i Rumunami), oraz wzmocnić polsko-amerykański sojusz wojskowy. Drugi priorytet teraz – po agresji wojennej Rosji na Ukrainę – mógłby objąć między innymi przyspieszenie budowy amerykańskiej bazy antyrakietowej na polskim Pomorzu (osiągnięcie gotowości bojowej wcześniej, niż w zaplanowanym odległym 2018 roku) i przeniesienie z Niemiec do Polski strategicznej bazy sił powietrznych USA.
Program wizyty wygląda jak ułożony na potrzeby nie polskiej i amerykańskiej polityki zagranicznej i obronnej, lecz kampanii wyborczych: do Kongresu USA w listopadzie 2014 roku oraz na prezydenta i do Sejmu i Senatu RP latem i jesienią 2015 roku. Ale to umocni tęsknotę dużej części Polaków włącznie z Polonią za przejęciem Białego Domu przez Partię Republikańską zamiast Demokratycznej w listopadzie 2016 roku.
Grzegorz Kostrzewa-Zorbas
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/198557-grzegorz-kostrzewa-zorbas-100-megaton-slow-spadnie-na-polske-w-programie-wizyty-prezydenta-usa-dwie-konferencje-medialne-z-wladzami-polski-ale-zadnego-podpisania-umow