Powiało Bareją: Zasada zachowania energii, czyli jak Jaruzelski uzdrowił Kiszczaka i Urbana, ale pomieszał zmysły Michnikowi i Olbrychskiemu

Fot. PAP/Jacek Turczyk
Fot. PAP/Jacek Turczyk

Cuda się zdarzają. Najnowsze wydarzyły się na oczach milionów, więc nie ma problemu ze świadkami. I nie są odległe, bo można je było zobaczyć 30 maja 2014 roku.

Oto żył sobie pewien sędziwy Czesław. Miał ten problem, że był generałem i przez lata wydawał rozkazy, ale nie bardzo chciał za nie odpowiadać. I nie bardzo chciał chodzić po sądach, bo nie był to zwykły Czesław, lecz Kiszczak Czesław, czyli przez lata jeden z panów życia i śmierci. Żeby więc wszyscy, a przede wszystkim sądy, się od Czesława odczepili, objawił się jako niedołężny starzec z demencją, co to nic nie panięta, niczego nie kojarzy i właściwie powinien chodzić w pampersach.

Czesław w pampersach jednak nie chodził, lecz w gaciach. Ale nie z powodu demencji, tylko dlatego, że się opalał – w ogrodzie swego warszawskiego domu albo na działce przy wiejskiej daczy. Chodził żwawo i wcale nie w kółko. Gdy jednak w pobliżu jego posesji zjawiał się dziennikarz z kamerą lub fotoreporter, Czesław natychmiast zapadał na zdrowiu: przestawał żwawo chodzić, wzrok robił mu się mętny, mowa poplątana, ruchy powolne. I oto zdarzył się cud. Czesław, który nic nie mógł z powodu demencji i niedołęstwa, szczególnie nie mógł pojawiać się w sądach, został uzdrowiony. Przez swego druha Wojciecha, też generała. A właściwie przez prochy Wojciecha, który umarł i został spopielony.

Czesław pojawił się na pogrzebie Wojciecha. Był nienagannie i stylowo ubrany. Żwawy i sprawny, po wojskowemu wyprostowany, chwacko się poruszał, bez cienia demencji i niedołęstwa. Gawędził, rozdawał uśmiechy, gestykulował, witał się z towarzyszami. Wojciech uzdrowił Czesława. I nie był to koniec cudów. Bo oto na ten sam pogrzeb na wózku inwalidzkim przyjechał zniedołężniały na pierwszy rzut oka Jerzy. Nie był to zwykły Jerzy, lecz Urban Jerzy, przez lata przyjaciel i rzecznik Wojciecha oraz Czesława, ich pomocnik, doradca, inspirator, powiernik, interpretator itp. Gdy Jerzy zobaczył Czesława, zdarzył się kolejny cud. Jerzy wstał z wózka i dołączył do uzdrowionego wcześniej Czesława.

W serialu Stanisława Barei „Zmiennicy” też mieliśmy cud. Oto żył sobie mierny pisarz Jan Oborniak (grany przez Mariusza Benoit), któremu kiepsko szło. I nagle stał się sławny i wielki, a jego ostatnia książka „Krzyk ciszy”, której nikt nie chciał wydać – pożądanym kandydatem na bestseller. A wszystko przez to, że zmarł daleki krewny pisarza o tym samym imieniu i nazwisku. Gdy gazety oraz ministerstwo kultury uznały, że to „ten” Oborniak, uśmiercony, choć żywy pisarz nie protestował. I zaczął robić karierę. Wszystko się skomplikowało, gdy Oborniaka odnaleziono i potwierdzono, że żyje. Ale od czego brat bliźniak w Australii, którym miał się stać żywo-martwy pisarz i w ten sposób rozwiązywały się wszystkie problemy.

W przeciwieństwie do bohatera serialu Barei, Czesław nie musiał szukać brata bliźniaka w Australii ani nawet sobowtóra. Podobnie zresztą jak Jerzy. Wystarczyło przyjść na pogrzeb Wojciecha, żeby wszystkie problemy się rozwiązały, czyli żeby zdarzył się cud. Problemem jest to, że zarówno cudotwórca Wojciech, jak i uzdrowieni przezeń Czesław oraz Jerzy byli niewierzący. To znaczy Wojciech podobno przestał być na łożu śmierci, a Czesław i Jerzy pozostali. Ale skoro zdarzył się cud, a dotyczył niewierzących, musiała raczej zadziałać obowiązująca w przyrodzie zasada zachowania energii. A mówi ona, że w izolowanym układzie suma wszystkich rodzajów energii jest stała. Co oznacza, że energia w takim układzie nie powstaje z niczego i nie znika, lecz może tylko zmienić się jej forma.

No i forma energii się zmieniła. Kiszczak i Urban zostali uzdrowieni, czyli energii im przybyło. Ale okazało się, że zdarzyło się to kosztem dwóch innych osób obecnych na pogrzebie Wojciecha – Adama Michnika i Daniela Olbrychskiego. Obaj wystąpili w telewizji TVN 24 i te występy dowiodły, że im energii ubyło. Michnik stwierdził, że Wojciech (Jaruzelski) zrobił nieporównanie więcej dla Polski niż pułkownik Ryszard Kukliński i generalnie wielkim Polakiem był. Z kolei Daniel Olbrychski ujawnił, że gdyby żył ksiądz Jerzy Popiełuszko, z pewnością koncelebrowałby mszę żałobną za Wojciecha (skądinąd księdza Jerzego zabili ludzie Wojciecha i Czesława).

Występy Adama i Daniela dowiodły, że nie tyle mieli oni bliskie spotkania trzeciego stopnia z nadrzeczywistością, co po prostu stali się ofiarami obowiązywania zasady zachowania energii. A skoro Czesławowi i Jerzemu energii przybyło, Adamowi i Danielowi musiało jej ubyć, co widzowie mogli odebrać jako klasyczne pomieszanie zmysłów. Co było do udowodnienia.

Stanisław Janecki

—————————————————————————————————

UWAGA!

WYPRZEDAŻ ARCHIWALNYCH NUMERÓW MIESIĘCZNIKA „Na Poważnie”!

To ostatnie, unikatowe egzemplarze! Nie zwlekaj! WEJDŹ NA wSklepiku.pl!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.