Alfabet Szczerego Przywódcy: L-Ł jak Lasek, Lewandowski, Libicki, Lisek Tomuś, Łukacijewska

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Znany bloger Seaman przedstawia kolejny odcinek Alfabetu Szczerego Przywódcy. Tym razem hasła rozpoczynające się na litery L oraz Ł.

Lasek Maciej

Ogromnie zasłużony popularyzator nauki w służbie rządowych wersji katastrof lotniczych. Doktor od samolotów, współtwórca hipotezy nacisków, nieustraszony tropiciel błędów pilota. Posiada twórczy umysł, trzeba tylko znać hasło, które ożywia jego głębię. Hasło brzmi: Zespół Macierewicza. Słysząc te słowa doktor dostaje ceglastych wypieków, wydaje serię słabo skoordynowanych chrząknięć i pomruków. Na ów charakterystyczny dźwięk zaprogramowany jest magnetofon, który uruchamia się automatycznie. Następnie doktor rozpoczyna gwałtowną tyradę, której nie sposób przerwać inaczej, niż oznajmiając mu, że już czas na obiad. Przećwiczyliśmy to w kancelarii, a Paweł zainspirowany słynnym doświadczeniem akademika Pawłowa, kazał dodatkowo zainstalować specjalny dzwonek. Doktor reaguje wręcz podręcznikowo, co za każdym razem wprawia Pawła w niekłamany zachwyt i jest dla niego powodem do dumy. W ten sposób nauka na dobre zagościła w naszej kancelarii.

Wymyślona przez Laska metoda eliminowania wybuchu jako przyczyny katastrofy zrobiła furorę na świecie, zwłaszcza w bananowych republikach na Czarnym Lądzie. Prostota jego odkrycia zakrawa na genialność: Jest trotyl, nie było wybuchu; był wybuch, nie ma trotylu. Metoda organoleptyczna - powiada Paweł - nie potrzeba żadnych detektorów, wystarczy pewne oko i dobrze wykształcone kubki smakowe  u badacza. Dlatego można się spodziewać, że doktor Lasek będzie rozrywany przez różne egzotyczne kraje, gdzie brak specjalistycznego sprzętu daje się we znaki ekspertom lotniczym. Dochodzą mnie słuchy, iż wręcz kipi od pomysłów racjonalizatorskich w dziedzinie badania katastrof. Podobno wynalazł nową metodę pomiaru średnicy brzozy za pomocą drabiny, miary krawieckiej oraz równania Pitagorasa. Ewentualnie Archimedesa, jeśli komuś wygodniej.

Lechia Gdańsk

Mam swoje miejsce na vipowskiej trybunie i nie opuszczam spotkań moich ukochanych biało-zielonych. Sąsiaduje tam ze mną wielu zagorzałych fanów futbolu, przeważnie sędziowie, prokuratorzy, wyżsi urzędnicy i ministrowie. Można się dowiedzieć rzeczy, o których nie ma pojęcia człowiek zagoniony w Warszawie od rana do wieczora. Właśnie tam poznałem złą sławę prezesa Amber Gold, tego legalnego oszusta. A jeśli o nim wiedzieli moi koledzy stadionowi, to znaczy, że każdy kibic wiedział i to miałem na myśli, mówiąc, że wszyscy wiedzieli. No, bo jeśli każdy urzędnik państwowy wiedział, to państwo zdało egzamin  a ludzie sami sobie winni, że mimo wszystko dali się nabrać. Proste jak drut i dziwię się, że ktoś w tej sytuacji może mieć pretensje do instytucji państwowych. A Lechia, jak to Lechia, każdy widzi. Galaktikos to oni nie są, ale w sumie przecież nasze kochane kołki, innych zresztą nie mamy.

Lewandowski Janusz

Nosi charakterystyczny wąsik, o którym Paweł twierdzi, że był modny wśród berlińskich kelnerów w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Rzeczywiście, trochę z nim wygląda jak spłoszony królik, przyłapany przez ogrodnika na grządce sałaty. Ale to mylące wrażenie, bowiem nie wąsy zdobią tego człowieka. To wielki talent prywatyzacyjny. Jeden z ojców chrzestnych transformacji, motor przekształceń własnościowych, a także natchniony liberał, który ze mną zakładał naszą partię-matkę, co ją nienawistnicy nazwali Kongresem Aferałów.

Współtwórca pomysłu, że warto sprzedać fabrykę państwową nawet za złotówkę, jeśli państwo ma być przez taką fabrykę choćby złotówkę stratne. To już lepiej mieć złotówkę w suchym niż złotówkę do tyłu. Niby proste, ale prawie nikt przed nim na to nie wpadł. Janusz w ogóle ma taką pozytywną szajbę na tle prywatyzacji, w swoim czasie stworzył Powszechny Program Prywatyzacji, w którym świadectwa własności wykupił cały naród. Ewenement na skalę światową! Potem uwłaszczony naród odszedł z tymi kwitkami na zasiłek dla bezrobotnych, państwo odeszło z przedsiębiorstw państwowych, a Janusz odszedł do Unii na komisarza. Należało mu się za ten wkład w uwłaszczenie prostego człowieka.

Lewandowski Robert

Zawsze chciałem być taki jak Robert. To znaczy najpierw chciałem być jak Roberto Rivellino, potem jak Robert Gadocha, a dopiero ostatnio jak Robert Lewandowski. Ale kim człowiek może zostać w piłce nożnej, kiedy w dzieciństwie napatrzy się na taką Lechię albo inne Ogniwo? To gorzkie pytanie zadaję sobie już poniewczasie, haratając w gałę z kolegami z rządu.

Libicki Jan Filip

Po odejściu fanatycznych talibów w rodzaju Gowina, to Filip został teraz najbardziej pobożnym parlamentarzystą w naszym ugrupowaniu. Działacz o renesansowym wręcz doświadczeniu w różnych partiach, które nam ofiarował, a my mu w zamian ofiarowaliśmy mandat senatorski. Przeszedł długą drogę od sprośnych błędów pisowskich do wartości liberalnych. W końcu doznał objawienia na tle obywatelskiej demokracji sterowanej. W międzyczasie należał do polsko-tajwańskiego zespołu parlamentarnego, co już po prostu musi zaimponować każdemu. Niezwykle pożyteczny członek, gdyż po apostazji rewizjonistycznej grupy Gowina odczuwamy dotkliwy brak prawoskrzydłowych, co fatalnie wpływa na nasz wszechstronny wizerunek.

Liga Mistrzów

Ileż przemiłych wspomnień, chwil spędzonych z dala od roboty koncepcyjnej, radosnego wytchnienia od codzienności rządowej orki. Bez Eurosportu nie wyobrażam sobie życia, a tym bardziej pracy. Jednak ponieważ zajęć na rządzie zawsze jest huk, to przyjęliśmy z Pawłem żelazną zasadę, że przerwy w meczach poświęcamy na pracę ściśle państwową - przyjmowanie obcych ambasadorów, ruganie swoich, układanie budżetu i różnych reform. Nie ma żadnego oglądania powtórek, ów fatalny zwyczaj u kolegów z rządu tępimy bezlitośnie. Ten etos pracy organicznej próbujemy zaszczepić całej ekipie.

Jest trochę trudniej w trakcie uciążliwych posiedzeń sejmowych, ale od czego innowacyjny zmysł Pawła! Wprowadził pewien pomysł racjonalizatorski, a mianowicie u dołu rządowej ławy kazał zainstalować monitor. I kiedy ja - niczym mój ukochany Mochnacki - jak śmierć blady opieram na dłoni znękaną głowę i pochylam ją  w udręce myśli o państwie, to spoglądam wprost w ekran. Mamy z tego powodu wielką uciechę z Pawłem, bo jednocześnie uczestniczymy w debacie o żywotnych sprawach Polaków i trzymamy rękę na pulsie Ligi Mistrzów. Paweł to ma łeb nie od parady. Tak się w praktyce przedstawia nasze słynne hasło wyborcze: Innowacyjność, głupcze!

Lisek Tomuś

Pluszaczek jest mięciutki i w dotyku gładki aż do śliskości. Jedwabisty, można powiedzieć, jak jedwabne rękawiczki albo zabawka, którą pamięta się z dzieciństwa. Kiedy go pogłaskać, można wyczuć na dłoni jakby drżenie żywego serduszka. Tak rezonuje jego pluszowa duszyczka, on jest bowiem cały z wierności i lojalności. Dlatego wabi się Tomuś, na przekór wszystkim niewiernym Tomaszom, którzy nas zawiedli.

Tomusia przygarnęliśmy kiedyś z Pawłem, przechodząc obok ponurego gmaszyska IPN. Porzucony na chodniku wyglądał żałośnie, a wiatr merdał jego ogonkiem i jakby niepewny swego losu, patrzył  na nas paciorkami swoich plastykowych ślepek. Oczywiście, że nie mieliśmy sumienia go zostawić na pastwę siepaczy, którzy właśnie opuszczali tę pisowską katownię po całym dniu morderczego procederu. Od tej pory wiernie nam służy, nie tylko jako maskotka. Także jako natchnienie oraz inspiracja. Również jako dobra wróżba, czyli popularny nomen omen.

Kiedy wychodzimy z Pawłem na konferencję prasową albo na rząd, to zamiast pukać w niemalowane drewno, pocieramy jego lisią kitką o but z lewej nogi. Jak tylko zapomnimy dopełnić tego sympatycznego rytuału, to zawsze jakieś nieuzgodnione pytania padną. To już mamy sprawdzone po wielokroć! Tomuś wierny zawsze, a nawet o jeden dzień dłużej – mówi Paweł.

Lisek Krzysztof

Jeden z naszych wybitnych państwowców, którzy zostali zmarnowani przez nadgorliwość wymiaru sprawiedliwości, który ciągle nie może się wpasować w ramy obywatelskiej demokracji sterowanej. Nowe rodzi się w mękach, a tu mamy do czynienia wręcz z awangardą partnerstwa publiczno-prywatnego. To jest nasz oryginalny pomysł, zupełnie nieznany za granicą. Dlatego niektóre organy nie nadążają za postępem społecznym. Wyprzedzamy po prostu swoją epokę o całą długość, a może i więcej długości. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, więc Krzysiek padł ofiarą staroświeckich sposobów myślenia o państwie.

Łapanka

Wbrew ponuremu brzmieniu tego określenia, rozweselony Paweł tak nazwał poszukiwanie nowego ministra finansów po ustąpieniu naszego Wincentego. Udało się go złapać dopiero w ostatniej chwili, dosłownie rzutem na taśmę. Nie wiem, jakich Paweł użył argumentów wobec delikwenta i nie chcę wiedzieć, bo jak pisał klasyk, lepiej nie wiedzieć, jak się robi kiełbasę i tworzy rząd.

Łubu Dubu

Tytuł piosenki, którą śpiewa mi zawsze grono oddanych przyjaciół na urodzinach. Ten utwór nieodmiennie wprowadza przemiły nastrój  na cały wieczór, aż do bladego świtu. Zdaje się, że to Sławek ułożył słowa, jego rękę dostrzegam nie tylko pomiędzy wierszami, lecz także czuję  z ducha tego tekstu.

Łukacijewska Elżbieta

Chluba obywatelskiej części Podkarpacia. Otoczona zewsząd pisowskim żywiołem, jak skała samotnie stercząca w bezkresie oceanu, zdobyła ponownie mandat europejski. Epopeja na miarę pióra Bolesława Prusa, o tym Ślimaku na placówce. Ślimak nawet miał łatwiej niż Łukacijewska, bo wtedy nie istniał PiS. Były czasy! To się liczy i Paweł rozważa nawet jakieś specjalne wyrazy uznania. Osobiście słabo ją kojarzę, bo staram się unikać tego paskudnego regionu. Nawet teraz robi mi się jakoś mdło, gdy piszę o Podkarpaciu.

Seaman

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych