„4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm” – ogłosiła Joanna Szczepkowska. A co się zaczęło?
Nie wiem, co można uważać za początek „nowej Polski”. Moja teza jest następująca: w Polsce panuje neokomunizm. Nie odwołuje się on do ideologii, ale stara się – i bardzo dobrze mu to wychodzi – urządzić z kapitalizmem. Powiada: do diabła z Marksem i Engelsem, władza to pieniądz, pieniądz to banki. Opanujmy banki, opanujmy struktury gospodarcze, a w każdym razie kontrolujmy je bardzo wyraźnie. Wtedy będziemy rządzić.
Tę najkrótszą diagnozę istoty „transformacji ustrojowej” Zbigniew Herbert sformułował w czasach, kiedy za wypowiadanie podobnych opinii etykietkę „oszołoma” przyklejano nawet w części środowisk niepodległościowych. Podobnie celnie podsumował zresztą głównego ideologa tak zwanych „przemian demokratycznych”, redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. Dziś już chyba nikt, kto jest Polsce życzliwy, nie ma złudzeń co do intencji tej postaci, ale Herbert „hejtował” Adama Michnika zanim stało się to modne.
Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny. Ideologia tych panów, to jest to, żeby w Polsce zapanował „socjalizm z ludzką twarzą”. To jest widmo dla mnie zupełnie nie do zniesienia. Jak jest potwór, to powinien mieć twarz potwora. Ja nie wytrzymuję takich hybryd, ja uciekam przez okno z krzykiem.
— mówił jasno Herbert.
O tym, że III RP jest hybrydą, której personifikację mógłby stanowić gangster o czerwonej twarzy i wzroku aligatora ubrany w błękitną koszulę i aksamitnym głosem prawiący o „nowoczesnym patriotyzmie”, przekonujemy się niemal każdego dnia. I każdego dnia także przekonujemy samych siebie, że cóż, może cham, ale ma pieniądze, więc trzeba się z nim liczyć. I w drugą stronę – że może i ktoś tam ma rację, ale za to nie ma co do garnka włożyć. Stopniowo przyzwyczajamy się do tego rodzaju myślenia, nie zauważając nawet, że ograniczenie aspiracji narodowych do czegoś w rodzaju „małej stabilizacji” na gruncie materialnym to nic innego, jak spuścizna PRL-u.
Mierzenie osiągniętego przez Polskę sukcesu jedynie na podstawie osiągnięcia możliwości zakupu niezbędnych do życia produktów zdaje się także być osią zbliżających się obchodów 25-lecia odzyskania przez Polskę wolności.
W czasach PRL szczęściem było kupienie kilograma schabu lub rolki papieru toaletowego i to się dzisiaj zmieniło. (…) Istnieją przekonania, że tylko nieliczni się bogacą, mimo że nie znajduje to oparcia w realnych badaniach, z których wynika, że całe społeczeństwo się bogaci
— stwierdził optymistycznie Bronisław Komorowski w czasie debaty „Nasza wolność… Polacy po 25 latach przemian”.
Nie wdając się już nawet w dyskusje o tym, czy rzeczywiście – jak chciałby to widzieć prezydent - sytuacja materialna Polaków jest coraz lepsza, warto zwrócić uwagę także na polityczno - historyczne aspekty dwudziestopięciolecia „przemian demokratycznych”.
Gdyby ktoś w 1989 roku powiedział, że kiedy za 25 lat umrze Wojciech Jaruzelski, zostanie on pochowany z honorami na Powązkach Wojskowych, a w pogrzebie komunistycznego dyktatora wezmą udział przedstawiciele najwyższych władz państwowych - także ci, którzy chętnie podkreślają swój solidarnościowy rodowód, zapewne niewielu ludzi byłoby w stanie w to uwierzyć. Tymczasem na naszych oczach, każdego właściwie dnia potwierdza się wszystko, o czym kiedyś mówili tylko „oszołomy” i „frustraci”.
Do nich zresztą został zaliczony cytowany wyżej jeden z najwybitniejszych polskich poetów – tylko za to, że nie chciał on udawać, iż nie dostrzega fasadowości demokracji bytu państwowego powołanego do życia po 1989 roku. Herbert konsekwentnie domagał się jasnego i zdecydowanego odcięcia się od PRL-u i pociągnięcia do odpowiedzialności twórców systemu represji.
Zawsze wyobrażałem sobie, że jeśli dowiem się, że Polska jest nareszcie rzeczywiście niepodległa, to pierwszą rzeczą, jaką zrobię, będzie to, że wybiegnę na ulicę i będę głośno krzyczał (…) oraz całował różne napotkane osoby – będę się zachowywał w sposób nieodpowiedzialny. Aliści ogarnął mnie jakiś smutek, melancholia, dyskomfort, ponieważ ja lubię, i w pisaniu, i w działalności także, rzeczy, które mają swój początek, środek i koniec
— podkreślał poeta.
Trzeba przyznać, iż dzisiejsze władze w utrwalaniu postkomunistycznej hybrydy mają rozmach. Twórców systemu represji nie tylko nie osądzono, ale zamierza się ich grzebać z honorami właściwymi dla narodowych bohaterów. W świetle tego rodzaju decyzji przestaje być ważne, ile imprez, festynów czy parad zostanie zorganizowanych w celu uczczenia rocznicy 4 czerwca oraz ile razy i przez ile przypadków zostanie przy tej okazji odmienione słowo „wolność”. Nie będzie lepszego podsumowania 25 lat „wolności” niż pogrzeb Wojciecha Jaruzelskiego na Powązkach Wojskowych. Ta decyzja to swoisty „coming out” przedstawicieli obecnej władzy. I stanowi ona najcelniejsze podsumowanie istoty tak zwanych „przemian ustrojowych” z 1989 roku.
Agnieszka Żurek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/198151-25-lat-mordercow-na-wolnosci-czyli-co-wlasciwie-bedziemy-swietowac-4-czerwca
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.