Marcin Antosiewicz, korespondent Telewizji Polskiej w Berlinie przyszedł w niedzielę do lokalu wyborczego, by zagłosować w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że… już głosował.
Rubryka, w której powinien złożyć podpis potwierdzający odebranie karty, była wypełniona.
Jak wytłumaczyć to zdarzenie? Według Państwowej Komisji Wyborczej, takie rzeczy… po prostu się zdarzają.
Dziennikarz pytany o tę sytuację, wyjaśniał na Twitterze:
We wspomnianym protokole - (znaleźć go można tutaj)[http://www.berlin.msz.gov.pl/resource/4133df3d-0281-4300-a7ec-eaba8a2f3fb0:JCR] - czytamy na stronie z uwagami:
Zamiast p. Antosiewicza pobranie karty do głosowania potwierdziła inna osoba, prawdopodobnie z wyższej rubryki. Błąd zauważono o 14:25. P. Antosiewiczowi wydano kartę do głosowania.
Pytanie, czy komisja w ten sposób nie złamała przepisów. Wszak według dokumentów Antosiewicz już głosował.
Dziwi też, że berlińska komisja pozwoliła sobie na taki błąd przy tak znikomej liczbie osób głosujących w ambasadzie.
A może wcale nie błąd? Kolejne relacje Antosiewicza są niezwykle zastanawiające.
znp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/198092-incydent-w-lokalu-wyborczym-w-berlinie-ktos-oddal-glos-za-korespondenta-tvp-pkw-takie-rzeczy-sie-zdarzaja