"Żołnierze GROM-u nie są cieciami, aby traktować ich jako chłopaczków organizujących przejażdżki po rzece". Gen. Polko o wiślanej ustawce polityków PO. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

Politycy Platformy Obywatelskiej, w tym Hanna Gronkiewicz-Waltz w ramach wzmożenia propagandowego przed wyborami do parlamentu Europejskiego urządzili sobie przejażdżkę motorówką po Wiśle. Jako asysta towarzyszyli im żołnierze elitarnego GROM-u.

Jakiś niesmak? Skądże znowu! Minister Tomasz Siemoniak tłumaczył na konferencji prasowej z Donaldem Tuskiem w Żaganiu, że „jest to normalne, bo GROM akurat prowadził ćwiczenia na Wiśle”. O wykorzystanie żołnierzy GROM przez PO do propagandowej asysty zapytaliśmy byłego dowódcę jednostki gen. Romana Polko.

wPolityce.pl: Uważa pan wyjaśnienia ministra Siemoniaka za racjonalne?

Gen. Roman Polko: Nie. Mówiąc bezpośrednio uważam je za idiotyczne. Minister Siemoniak powinien raczej popatrzeć na 25. Brygadę Kawalerii Powietrznej, która od trzech miesięcy nie ma dowódcy. Brygada, która jest elitą polskich sił zbrojnych. W tym czasie urządza sobie wycieczki po Wiśle zaklinając powódź, bo podobno ona miała być, ale chyba rząd nas przed nią uratował. Pogoda była nienajlepsza, wody było dużo, ale zapowiedzi klęski żywiołowej były dużo przesadzone. Ściąganie GROM-u po to, aby organizował pani prezydent przejażdżki po Wiśle jest czymś niespotykanym. Jest czymś, czego nie potrafię w żaden sposób objąć umysłem i zrozumieć, tym bardziej że jeśli chce sobie pływać motorówką po Wiśle, to ma tu policję rzeczną w Warszawie. Nie musi sięgać po żołnierzy GROM. To jest wykorzystanie energii wojska nie do tego, do czego powinna ona służyć.

Pamiętamy to. To jest takie zachowanie typowe dla bonzów PRL, takie „Bizancjum”, prawda?

Dokładnie tak. Nasi politycy lubią się ogrzewać w sławie jednostek specjalnych. Bardzo niepoważnie wyglądał ten spęd służb mundurowych, które w świetle jupiterów debatowały na temat „co zrobić z powodzią?”. Państwo, które ma dobrze zorganizowany system obrony i ratownictwa nie potrzebuje robić widowiskowego spędu generałów z premierem, aby mówić mu jak zwalczać kryzys, lecz po prostu uruchamia się mechanizm walki z kryzysem na niższych szczeblach, które lepiej sobie radzą niż te wyższe szczeble decyzyjne.

Żołnierze czynni GROM nie mogą powiedzieć co czują, gdy są wykorzystywani do ustawek fotograficznych z politykami. Ale pewnie pan, jako były dowódca tej jednostki doskonale czuje ich sytuację. Jak żołnierze to oceniają?

Powiedziałbym jak to żołnierze oceniają, ale nie nadawałoby się to do publikacji. Traktują to jako poniżanie ich. W wysyłaniu funkcjonariuszy BOR po pizzę idzie o kwestię godności, o szacunek dla munduru, do służby, do zadań, które się realizuje. Żołnierze GROM-u, funkcjonariusze BOR czy policjanci nie są cieciami, aby traktować ich jako chłopaczków organizujących przejażdżki po rzece, czy przynoszących jedzonko dla głodnych VIP-ów. Dużo u nas jest takich reliktów PRL, które przetrwały, a które w państwach zachodnich są nie do pomyślenia i zazwyczaj kończą się dymisją notabli, które sobie pozwalają traktować ludzi na służbie niezgodnie z ich przeznaczeniem.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych