Nie miał broni i materiałów wybuchowych, a jego wspólnikami byli wyłącznie agenci ABW. Nawet "Wyborcza" pisze o farsie "Operacji Brunon K."

Sprzęt zamachowy.
Sprzęt zamachowy.

Brunon Kwiecień nie miał ani broni i materiałów wybuchowych, a jego wspólnikami byli wyłącznie agenci ABW. O farsie, jaką była operacja z Brunobomberem, pisze nawet „Gazeta Wyborcza”.

Jak czytamy w dzienniku z Czerskiej (jeszcze niedawno stojącego murem za oficjalną wersją służb specjalnych), adwokat Brunona K. dotarł do zeznania jednego z funkcjonariuszy, który przekonuje, że miesiąc przed aresztowaniem „Brunobomber” zrezygnował z organizacji ataku na Sejm.

Co najciekawsze, problemy z udowodnieniem zarzutów ma prokuratura. Nie znaleziono ani 35 sztuk broni, które miał posiadać Kwiecień, nie odkryto materiałów wybuchowych, ani transportera, którym „terrorysta” miał wjechać w okolice Wiejskiej.

ABW uważa, że jej działania związane z Brunonem Kwietniem były prowadzone zgodnie z prawem.

Według „Gazety” w październiku 2012 r. Brunon Kwiecień miał wysłać do współpracującego z nim przy planach zamachu „Kamila” dwa maile: „jesteś z policji” i „rezygnuję z remontów” - jak nazywali przygotowywany zamach. Kwietnia zatrzymano w listopadzie. „Gazeta” zastanawia się, czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w tej sprawie nie przekroczyła granic prowokacji.

Nasze działania były prowadzone zgodnie z prawem, w ramach przepisów określonych w ustawie. Prawidłowość przedsięwzięć ABW podlega ocenie prokuratury oraz sądu

— powiedział we wtorek PAP rzecznik prasowy Agencji Maciej Karczyński.

A nam coś się wydaje, że Brunon K. jeszcze wystąpi po duże odszkodowanie…

wwr, PAP, Wyborcza.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.