Słoneczko w „pendolino”. Stojącym. "Główny pajac zgromadził wokół siebie pokaźną ilość błaznów"

Fot. wSieci / Rys. Emil Goska
Fot. wSieci / Rys. Emil Goska

Pomimo pochmurnego nieba jest wesoło, a nawet słonecznie. Słoneczko Peru oświetla, rozświetla, naświetla, ale tak naprawdę, to oślepia, a przede wszystkim ogłupia.

Coś tam stale plecie o zbliżających się wyborach i ani mu w głowie zajmować się czymś ważnym dla polskiego państwa, na przykład wyjaśnieniem, co to za idioci wpakowali nas w kolejną aferę, znaną pod kryptonimem „pendolino”. Przecież nie trzeba było powoływać specjalnej komisji, by w 20 minut po ogłoszeniu „sukcesu” związanego z dokonaniem zakupu wiedzieć, że to nie jakaś malutka hucpa rządzących, durna propaganda, ale wredna robota przeciwko interesom Polski.

Wszak kupno pociągu, który miałby rozwijać prędkości niemożliwe do osiągnięcia na polskich szlakach, to interes śmierdzący z daleka aferą i dla kogoś rozsądnego, zapachu tego nie może zneutralizować ani brylantyna kapiąca z fryzury ulubieńca Słoneczka Peru, ani żadna woda od „Diora”, „Guerlaina”, z firm „Chanel”, „Yves Saint Laurent „lub „ Estee Lauder”.

Ulubieniec, wybraniec, a może wkrótce i skazaniec Słoneczka nadal cieszy się uznaniem partyjnych kolegów, bo jakże inaczej? Skoro szef wciąż na niego z niecierpliwością czeka… Już teraz wiadomo, że przy pomocy „pendolino” nie będzie można regulować zegarków, jak było w czasach II RP. Nawet tych, które Sławomir N. dostawał do zabawy od bogatych znajomych, pobierających z kolei duże pieniądze z państwowej kasy.

Na rozmowę o tej bulwersującej sprawie Słoneczko Peru nie ma czasu, nie ma czasu nawet na jakieś jedno, kłamliwe zdanko przygotowane wcześniej przez cały sztab specjalizujący się w kancelarii Słoneczka w układaniu kłamstw wielkich i malutkich. Tych o wspólnym europejskim, energetycznym dziele i tych o zapracowaniu Słoneczka. Prawie na śmierć.

Jakże trudno uwierzyć jednak w jakąkolwiek odpowiedzialność całej ferajny Słoneczka, skoro w słynnej aferze z sędzią Milewskim w roli głównej posadzono człowieka, który aferę przedstawił, a zwolniono dopiero po protestach prawicowej prasy. Ale czas kpin trwa nadal –- sędzia sądzi nadal, a dziennikarz czeka na proces. Najbardziej chyba znana dziś Beata, łapówkara, jakich mało -– wolna. Akt oskarżenia skierowano przeciwko funkcjonariuszowi, który dostarczył dowody przestępstwa. Była minister, specjalistka od ścigania przeciwników politycznych za kupno dorsza w cenie paru złotych, też pokazała charakter. Nawoływała Polki do emerytury po 67 latach żywota, ale sama szybciutko pobiegła do kasy ZUS w miesiąc, czy dwa po skończeniu sześćdziesiątki.

To tylko pierwsze z brzegu przykłady. Główny pajac zgromadził wokół siebie pokaźną ilość błaznów, których czasem usiłuje przebrać za mędrców, czasem za pracowitych, często za uczciwych, odpowiedzialnych. Przebiera ich w rytm własnych charakteryzacji i osiągnął w tym dziele wyniki celujące, albowiem owi przebierańcy nie muszą już dziś oczekiwać na sygnał polecający zmianę kostiumu. Ledwo spojrzą na minę Słoneczka i już wiedzą, w jakie szaty dziś wskoczyć. I według nich na tym polega służba Polsce.

Wierzyć jednak trzeba, że trochę większy deszcz upaprze im nieco tużurki, prawdziwe i wyimaginowane, pozmywa szminki i lakiery, a publiczności ukaże się…. No, przecież Wiecie co… Słoneczko w „pendolino”. Stojącym. I czekającym na obsługę. Umundurowaną.

Tomasz Domalewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych