Czy człowiek, który zaprzedał Putinowi tajemnice największej powojennej tragedii własnej Ojczyzny, może stanąć przeciw niemu w obronie obcego kraju?

Fot. premier.gov.pl
Fot. premier.gov.pl

Donald Tusk miota się coraz bardziej, choć trzeba przyznać, że założony mu przez PR-owców gorset stanowczości, trzyma jeszcze w karbach wewnętrzny dygot. Im bliżej eurowyborów, tym większa kreacja Tuska na męża stanu. Nie wystarczy już walczyć z opozycją i straszyć PiSem. Za ścianą jeszcze większy strach, którym Polacy żyją od miesięcy. Czas, by się opowiedzieć po właściwej stronie. Poplecznik Putina staje dziś przeciw niemu i ogłasza, że „mamy do czynienia z wojną” Rosji przeciwko Ukrainie. Dlaczego nie dostrzegał tego jeszcze kilka miesięcy temu?

Premier Tusk i jego rząd zapiszą się na kartach historii m.in. tym, że jak mało kto potrafią bez oporów zamykać oczy na najbardziej oczywiste fakty. Ćwiczymy to od siedmiu lat. Dziś, w sytuacji, gdy na rosyjską agresję wobec Ukrainy patrzy już cały świat, zaciemnić faktów nie można, do czego z bólem przyznał się wczoraj premier:

Wszyscy wolelibyśmy, to naturalne, zamknąć oczy i zatkać uszy i nie widzieć i nie słyszeć tego, co tam się dzieje, bo tam się dzieją rzeczy straszne. (…) Politycy na świecie woleliby usłyszeć coś kojącego. Używają takich słów, jak separatyści, wobec ludzi, którzy z rakiet strzelają do helikopterów. (…) Musimy powiedzieć wprost, że coś złego się dzieje i że źródłem tego zła są akcje rosyjskie na terenie Ukrainy

— stwierdził Tusk na antenie Polsat News. Nie ma wątpliwości, że jest pierwszym, który chciałby usłyszeć kojące wyjaśnienia, dzięki którym nie musiałby stawać przeciwko Putinowi. Taka była przecież jego wieloletnia strategia. Skąd ta nagła zmiana frontu? Tego też premier nie ukrywa, wskazując że chodzi tu o wyższe umocowania.

Wszyscy widzą, że Rosja staje się potencjałem pewnego zagrożenia, to nawet już liderzy NATO mówią, że Rosja staje się powoli przeciwnikiem. Nie mamy do czynienia z wojną w rozumieniu klasycznym. Na razie żadne państwo nie napadło na drugie, nie wypowiedziało wojny

— przyznał, wskazując że niezbędna jest aktualnie w Polsce większa obecność wojsk NATO. Zaprzecza jednak, żebyśmy się przygotowywali do wojny, ale „będziemy pewniejsi, że wojna nam nie zagrozi, jeśli będziemy dobrze przygotowani”.

Mam w Polsce opinię polityka ugodowego. Nie szukam konfliktu ani zwady. Szukam bezpiecznych rozwiązań dla Polski. Dziś oznacza to większą obecność NATO. Nie chcemy, żeby świat debatował w sytuacji zagrożenia Polski, co zrobić, tak jak dziś to się dzieje w przypadku Ukrainy

— podkreślił Tusk. Dobrze wie jaki los może spotkać Polskę. Wie doskonale jak samotna była Ukraina przez długie tygodnie podczas manifestacji na Majdanie, gdy ani polski – sąsiedzki - rząd, ani żaden z krajów Unii, nie potrafili dać jej należytego wsparcia. Gdyby prawdziwy opór dyplomatyczny został postawiony na tym etapie, prawdopodobnie nie doszłoby do aż takiej eskalacji agresji Rosji. Można było jeszcze wtedy rozegrać sprawy inaczej. Tyle, że Tusk jest „politykiem ugodowym”, politykiem bez charakteru i wizji, politykiem nakręcanym na kluczyk zobowiązań i długów wdzięczności. Tacy nie mają mocy zebrania sojuszników i wbrew zablokowania naporu agresji, jak potrafił to zrobić śp. Lech Kaczyński.

W czasie, gdy Prawo i Sprawiedliwość apelowało do Donalda Tuska o podjęcie stosownych kroków, Platforma kpiła z „wymachiwania szabelką”. Gdy Jarosław Kaczyński udał się na Majdan, by wesprzeć walczących o wolność Ukraińców, Donald Tusk układał w Płocku klocki z kilkuletnim chłopcem, a minister spraw zagranicznych dyskredytował działania opozycji na Twitterze.

Dopiero, gdy na ukraińskim Majdanie zaczęli ginąć ludzie, Tusk nieco spoważniał. Najwyraźniej wreszcie dotarło, przynajmniej połowicznie, do czego zdolny jest KGB-owski przywódca marzący o odrodzeniu się Związku Radzieckiego. Wciąż nie potrafił jednak działać stanowczo, tłumacząc że „w interesie Polski jest, byśmy nie byli samotnym sojusznikiem Ukrainy”:

Jeśli będziemy zbyt radykalni to znowu będziemy po stronie, po której są większe ryzyka. A większe ryzyka są w sytuacji kiedy jesteśmy samotni.

Zapowiadał przy tym, że namówi przywódców państw europejskich, by twardo przeciwstawili się Rosji na Krymie. Miały być dotkliwe sankcje i jednoznaczny front Zachodu. Tyle tylko, że nikt się z Donaldem Tuskiem w Europie najwyraźniej nie liczy, skoro konflikt nieprzerwanie narasta, a kraje Europy Zachodniej stawiają własne interesy gospodarcze wyżej, niż pokój na Ukrainie. Nawet Francja nie odstąpiła od realizacji militarnego zlecenia dla Kremla. Wysyła Putinowi zamówione wcześniej okręty wojenne a w czerwcu przeszkoli 400 żołnierzy rosyjskiej marynarki wojennej.

Donald Tusk, ślepotę i głupotę Polaków, niestrudzenie kreuje się na męża stanu, który uratuje Ukrainę przed Rosją. Ciągle bajdurzy o swojej wysokiej pozycji w Unii i wpływie na decyzję o sankcjach, jakie Zachód podejmie wobec Putina. Na szczęście zaczyna wreszcie nazywać rzeczy po imieniu. Wczoraj przyznał, że Rosja prowadzi z Ukrainą wojnę. Tylko co dalej? Czy człowiek, który zaprzedał Putinowi tajemnice największej powojennej tragedii własnego kraju, może stanąć przeciw niemu w obronie obcego państwa? Czy szef rządu, który pozwolił Kremlowi na propagowanie kłamliwej propagandy odzierającej z godności polskiego prezydenta, generała i pilotów, ma jakąkolwiek moc, by bronić honoru ukraińskich bojowników o wolność?

Konformistów nie stać na kierowanie się w życiu trudną prawdą. „Polityk ugodowy” na zawsze pozostanie łatwym do rozgrywania pionkiem. Istnieją słuszne obawy, że podwójna twarz Tuska wobec Rosji jest tylko kolejną odsłoną gry. Warto sobie przypomnieć jego postawę w kluczowym momencie smoleńskiego śledztwa. Pamiętamy z jaką butą i cynizmem rugał w styczniu 2011 roku polityków PiS i wszystkich dążących do odkrycia prawdy o katastrofie.

Czy na pewno katastrofa smoleńska, na życzenie niektórych polskich polityków, miała być też wstępem do zimnej wojny z Rosją, czy na pewno miało tak być? I odpowiadam tutaj, tu mam odwagę odpowiedzieć jednoznacznie - nie. Wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej nie może być pretekstem dla politycznej awantury (…)

I oczywiście dzisiaj te relacje polsko-rosyjskie, także w związku ze zdarzeniami w ostatnich dniach są relacjami trudniejszymi niż przed 10 kwietnia, co do tego nie ma wątpliwości. Być może znalazły się na rozdrożu, z różnych z względów, ale zadaniem polskiego rządu, bo spoczywa na nas większa odpowiedzialność niż na tych, którzy krzyczą każdego prawie dnia, co im ślina na język przyniesie, zadaniem polskiego rządu jest wyprowadzić z tego rozdroża te relacje, a nie szukać argumentów na rzecz narastającego konfliktu. Z tego zadania, z tej odpowiedzialności nikt nas nie zwolnił”.

— mówił z sejmowej trybuny Tusk 19 stycznia 2011.

Gdy ugodowy piłkarz, wyprzedający ukradkiem rodowy majątek, próbuje nagle udawać męża stanu, trudno przyjąć to bez podejrzenia, że to tylko PR-owa poza. Bo czy można znaleźć w całej siedmioletniej aktywności Donalda Tuska choć jeden argument świadczący o jego rzetelności i wiarygodności?…

Marzena Nykiel

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.