PÓŁ PORCJI MAZURKA: Nieważne, czy Donald Tusk brał niemieckie pieniądze. Kwiat niezależnego dziennikarstwa już rzucił się na mówiącego o tym Piskorskiego

fot. Facebook/profil Pawła Piskorskiego
fot. Facebook/profil Pawła Piskorskiego

Przypomnijmy fakty: Paweł Piskorski, jeden z założycieli Kongresu Liberalno-Demokratycznego (a potem Platformy Obywatelskiej), opowiedział, że partia ta była finansowana z pieniędzy niemieckiej CDU. Innymi słowy, rządząca wówczas w Niemczech partia budowała partię ówczesnego premiera Polski. Kilkaset tysięcy marek z lewych kont miano przywozić do Polski w gotówce i w reklamówkach zanosić do kantorów, gdzie wymieniano je na złotówki. Wiedzieli o tym wszyscy ówcześni i dzisiejsi święci z Donaldem Tuskiem i Janem Krzysztofem Bieleckim na czele.

Piskorski powiedział o tym Michałowi Majewskiemu w wywiadzie – rzece „Między nami liberałami”. Książka właśnie ukazuje się na rynku. Wszystko to potwierdził też we „Wprost”. I co? Tusk i Bielecki milczą, rzeczniczka rządu się odcina, czyli norma.

Zupełnie niesamowite jest za to zachowanie mediów. Dominika Wielowieyska („Wyborcza”, TOK FM) już zdołała połączyć Pikorskiego i Palikota z Kaczyńskim. Klucz? Nie lubią PO, w przeciwieństwie do Wielowieyskiej i jej koleżanek i kolegów. Bo oni też nie próżnują.

Niemal nikt nie chce sprawdzić jak naprawdę było z finansowaniem partii Tuska, za to wielu zajęło się Piskorskim. Po pierwsze niewiarygodny, bo też kandyduje. Po drugie, bo przypomniał sobie dopiero teraz. Po trzecie, sam ma kłopoty z wyjaśnieniem jakim sposobem stał się zamożnym człowiekiem. Roman Imielski („Wyborcza”, a jakże) przypomina więc, że Piskorski polerował laski i wygrywał w kasynie. Wcześniej, gdy Piskorski był w PO, Imielski się jego wiarygodnością nie zajmował. Ciekawe, prawda?

Żeby było jasne, wszystkie zastrzeżenia wobec rewelacji Piskorskiego brzmią sensownie. Tyle tylko, że jeśli wiarygodne mają być wyłącznie zarzuty stawiane w szlachetnej intencji i przez szlachetnych ludzi, to w sądzie nie stanąłby żaden świadek koronny. A dziennikarzom trzeba by przypomnieć, że Sikorski, Marcinkiewicz czy Kamiński byli dla nich stuprocentowo wiarygodni, gdy zajmowali się atakowaniem Kaczyńskiego, któremu wcześniej wiernie służyli. Wtedy nikt nie sprawdzał intencji świeżo na antykaczyzm nawróconych.

Nie mam pojęcia czy Piskorski mówi prawdę, nie stanie się on z tego powodu bohaterem moich snów. Jeśli jednak media mają zamiar skwitować tę historię jako kolejne „obrzucanie się oskarżeniami” i nie zażądają wyjaśnień, to znaczy, że nie są już nikomu potrzebne.

Robert Mazurek

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.