Dopóki w Waszyngtonie nikt nie powie, że Putin jest agresorem i kłamcą, cała reszta jest warta funta kłaków

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Putin ostro wyruszył na szlak wytyczony wcześniej przez Breżniewa, ale teraz nikt w Waszyngtonie, Londynie, Paryżu, nie mówiąc już o Berlinie nie śmie pisnąć, że odrodziło się właśnie imperium zła. I że na czele tej państwowej, przestępczej organizacji stoi właśnie Putin.

Przecież pogróżki Zachodu, że na liście osób zakazanych może się znaleźć również nazwisko rosyjskiego prezydenta brzmią, jak liczone w setkach poważne ostrzeżenia Chińczyków wysyłane niegdyś wobec Stanów Zjednoczonych. To inny akt, ale tej samej komedii.

Wedle najnowszych poważnych ostrzeżeń wystosowanych w stronę Kremla restrykcje mogą dosięgnąć nawet rosyjskiego prezydenta. Szczególnie komicznie brzmią w tym zestawie słowa „mogą” i „nawet”. Przecież sprawa jest jasna, jak to, że dwa punkty wyznaczają prostą, a trzy płaszczyznę. Na czele dzisiejszego imperium zła stoi Putin i on jest najważniejsza sprężyną napędzającą imperialny mechanizm dzisiejszej Rosji. Odebranie prawa podróżowania po Zachodzie niektórym jego służebnym, a pozostawienie w spokoju herszta byłoby farsą, gdyby nie dotyczyło wielkiego państwa, położonego na dwóch kontynentach. I gdyby straszeniem nie zajmowali się przywódcy Zachodu, robiący z siebie pośmiewisko. Ten przypadek ilustruje dość precyzyjnie stan umysłu nie tylko rosyjskiego satrapy, ale także ów stan szefów demokratycznych ponoć potęg.

Czy aby amerykański prezydent nie robi z siebie błazna mówiąc, że „ nie widzimy, by Rosja interweniowała, aby zniechęcić rosyjskich separatystów na Ukrainie”? Przecież każdy, nawet o analitycznej bystrości Ewy Kopacz, zna zleceniodawcę tych separatystów. Jakże więc Putin miałby interweniować wobec zastępów, które sam zorganizował, sam finansuje i sam posyła je przeciwko Ukraińcom? Obama o tym nie wie? Ile są więc warte jego służby i jego polityczna przenikliwość?

Cały Zachód wie, w jakie klocki gra. Jeśli przywódcy robią ze swych narodów durni, robią z siebie coś jeszcze gorszego. Za chwilę złudnego spokoju. I tu wcale nie idzie o jakąś wielką wojnę, w szczególności militarną. Idzie o nazywanie prawdy po imieniu.

Dopóki w Waszyngtonie nikt głośno nie powie, że Putin jest agresorem i kłamcą, cała reszta warta jest funta kłaków. Wygadywanie przez przywódców Ameryki, że nigdy nie zaakceptuje ona aneksji Krymu i nie zgodzi się na dalsze podboje Rosji jest nie tylko lichym świadectwem moralności wielkiego mocarstwa. Jest także dowodem na to, że amerykański zwyczaj noszenia szelek, to nie tamtejsza moda, ale zapobiegliwość. By spodnie nie spadły zbyt wcześnie. I żeby, spadając, nie narobiły zbyt dużo szumu.

Tomasz Domalewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych