Jackowski: potraktowałem słowa premiera poważnie. Chcę wiedzieć, jak Polska jest przygotowana do wojny. NASZ WYWIAD

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl: Jest Pan w gronie senatorów, którzy postanowili skierować m.in. do premiera Donalda Tuska zapytanie o to, jak Polska jest przygotowana do ewentualnej wojny. Skąd taka inicjatywa?

Jan Jackowski, senator PiS: Rzeczywiście wraz z grupą senatorów przygotowaliśmy oświadczenia skierowane od Prezesa Rady Ministrów oraz Marszałka Sejmu, Senatu, szefa MEN, ministra zdrowia, ministra administracji, Prezesa Sądu Najwyższego oraz Prezesa TK. Nasza inicjatywa ma związek z wypowiedzią Donalda Tuska z 23 marca 2014 roku, w której nie wykluczał on możliwości, że Polska znajdzie się w konflikcie zbrojnym 1 września. W związku z tym zadajemy premierowi pytanie, w jaki sposób podległe mu instytucje państwowe są przygotowane na wypadek wojny. Ministrowi edukacji zadajemy pytanie, jak zagwarantowane jest bezpieczeństwo dzieci i młodzieży na wypadek wojny, a także jak będą przeprowadzane rady pedagogiczne w sytuacji kryzysowej. Marszałkom Sejmu i Senatu zadajemy pytanie, w jaki sposób zabezpieczone zostaną obrady parlamentu, zaś ministrowi administracji zadajemy pytanie, czy zobligował już w trybie ustawowym wojewodów do powołania sztabów kryzysowych. W sumie skierowaliśmy osiem oświadczeń w tych sprawach.

Czuje się Pan zaniepokojony słowami szefa rządu? Pana zdaniem one mogły przestraszyć?

Do naszych biur zgłaszają się zaniepokojeni obywatele, którzy czują napięcie w obecnej sytuacji. Część z nich przyznaje, że po wypowiedzi premiera jest znacznie bardziej zaniepokojona. Uważamy, że jeśli taka wypowiedź padła z ust urzędującego premiera w przytomności umysłu, może ona wynikać z faktu, że szef rządu wie więcej niż my. W związku z tym najważniejszą obecnie kwestią jest sprawa przygotowania Polski na wypadek wojny. Słowa premiera zabrzmiały bardzo groźnie. Chcemy poznać stan przygotowania państwa do sytuacji tak dalece kryzysowej.

Premier ostatnio jest jednak w zupełnie innym nastroju. Widzieliśmy go, gdy radośnie świętował 10-lecie Polski w Unii. Nawet nucił piosenkę „Hey Jude”, uśmiechnięty i zadowolony z siebie. Pan mimo wszystko poważnie traktuje wojenną retorykę szefa rządu?

Przyjąłem z powagą słowa premiera rządu Polski, skoro on twierdzi, że ma być wojna, czy może być wojna. On mówi to będąc premierem, więc ja chcę poznać stan przygotowań i plany rządu. No chyba że te słowa były wypowiedziane na użytek kampanii wyborczej, chyba że chodziło jedynie o straszenie konfliktem i rzucanie tematu zastępczego, odwracanie uwagi Polaków od istotnych problemów, którymi oni żyją na co dzień… Ale jeśli tak, to trzeba jasno powiedzieć: premier Polski zachowuje się w sposób nieodpowiedzialny i nieprzemyślany. Tymczasem skutki takich wypowiedzi szefa rządu mogą być fatalne dla całego kraju.

Zaskoczyła Pana zmiana nastawienia Donalda Tuska? Ta radość w związku z Unią, bardzo drogi spot. Nagle kryzys ukraiński zszedł na dalszy plan…

Ostatnio przede wszystkim mieliśmy do czynienia z wykorzystaniem środków publicznych, w tym unijnych, do prowadzenia kampanii wyborczej przez partię rządzącą. To jest sprzeczne ze wszelkimi standardami życia demokratycznego. To wzbudza głębokie zaniepokojenie i stawia pytania o stan naszej demokracji. Mam nadzieję, że PKW uzna, że ten materiał ma charakter spotu wyborczego Platformy i jako taki musi podlegać regulacjom prawnym, które określają zasady finansowania kampanii. Próba wykorzystania 10-lecia Polski w Unii Europejskiej do kampanii, przedstawianie obecności w UE w sposób propagandowy, wskazywanie, że to są sukcesy Platformy Obywatelskiej to zawłaszczanie sytuacji dla własnych korzyści politycznych. Te zachwyty nad sukcesami związanymi z Unią są jednostronne.

Dlaczego Pan tak uważa?

Wystarczy podać dwie liczby: od momentu wejścia Polski do UE z kraju wyjechało około 2 milionów dynamicznych, młodych Polaków. Z całej Europy Środkowej emigracja zarobkowa wyniosła 5,5 miliona osób. To jest trwały drenaż kapitału ludzkiego z naszej części Europy. To będzie miało długofalowe skutki gospodarcze, społeczne, a nawet polityczne.

Jednak z Unii dostaliśmy niemałe pieniądze. To nie rekompensuje emigracji?

70 miliardów euro, jakie Polska dostała do dziś z UE, nie są tak wielką kwotą, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Polacy pracujący za granicą przekazali rodzinom w ojczyźnie około 150 mld euro. Wzrost, rozwój, poczucie dobrobytu w znacznej mierze jest zatem finansowany nie ze środków unijnych, ale ze środków wypracowanych przez rodziny, których członkowie muszą za chlebem jeździć po Europie. To jest gigantyczna porażka projektu związanego z UE. To oznacza, że Polska nie w pełni wykorzystała 10 lat obecności w Unii.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.