Prof. Pawłowicz odpowiada red. Warzesze: prorządowi dziennikarze najchętniej, zastraszając zamknęliby mi usta, zwolnili z pracy i karali we wszystkich możliwych procedurach

Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

Gdy Jarosław Kaczyński zapełniał listy wyborcze PiS osobami z tytułami profesorskimi, wykładowcami akademickimi, miał zapewne nadzieję na wypowiedzi mądre i pełne godności, które pokażą, że Prawo i Sprawiedliwość jest ugrupowaniem inteligenckim. W przypadku prof. Krystyny Pawłowicz musiał się poczuć lekko zawiedziony

— pisał na łamach „Super Expressu” Łukasz Warzecha.

Dodawał, że brał udział w panelu poświęconym Unii Europejskiej, na którym obecna była również prof. Pawłowicz.

Muszę przyznać, że mój sceptycyzm wobec UE — podobno dość silny — okazał się niemal euroentuzjazmem przy tezach poseł Pawłowicz. Przy innej okazji pani poseł streściła je następująco: „Jestem z gruntu przeciwna Unii. Czekam i modlę się, żeby to się po prostu samo rozwaliło”

— opisywał swoje spotkanie z poseł redaktor Warzecha.

Wskazywał, że „Pani profesor ma spore grono fanów wśród dziennikarzy prorządowych”.

Gdy trzeba pokazać straszną twarz PiS, postraszyć homofobią albo nietolerancją, ona zawsze chętnie współpracuje. Czasami sprawdza się nawet lepiej niż Antoni Macierewicz

— pisał dziennikarz.

Na słowa redaktora Warzechy zareagowała zainteresowana. Prof. Krystyna Pawłowicz wskazuje w swojej polemice, że dziennikarz „nie znosi jej, jej ‘niemądrych poglądów’ i nie ‘pełnych godności wypowiedzi’”.

Zaliczył mnie Pan prześmiewczo do grupy swych antymędrców, „strasznych twarzy PIS”, czasem „lepszych” w straszeniu opinii publicznej PIS-em, niż Antoni Macierewicz. (…) W krótkim, gołosłownym tekście zarzucił mi Pan też „homofobię”, „nietolerancję ” i trudny do zaakceptowania poziom eurosceptycyzmu. Chyba tylko z braku miejsca nie uznał mnie Pan za „faszystkę”, czy „rak katolicyzmu”

— wskazuje poseł.

I oddaje, że nie jest prawdą, że jej „straszna twarz” cieszy tylko „prorządowych dziennikarzy”.

Sądząc po ich pełnych agresji i pogardy wypowiedziach na temat moich poglądów i o mnie samej, z pewnością nie jestem ich idolką. Najchętniej, zastraszając zamknęliby mi usta, zwolnili z pracy i karali we wszystkich możliwych procedurach

— wskazuje.

I odnosi się również do wspólnego panelu o Unii Europejskiej, na którym wystąpiła wraz z Łukaszem Warzechą.

Pan i ja przedstawialiśmy swe poglądy nt. UE. Dopiero jednak teraz, z Pana „Pocztu…” dowiaduję się, jak bardzo wystraszył się Pan ich wtedy, zresztą w całości opartych na konkretnych postanowieniach polskiej konstytucji i ustaw, unijnych traktatów i prawa międzynarodowego, których tekstami w czasie spotkań posługuję się z naukowego nawyku i rzetelności. Szkoda, że wtedy nie był Pan taki bojowy w bezpośredniej rozmowie i konfrontacji poglądów. Nie przedstawił Pan wtedy słuchaczom żadnych do moich kontrargumentów. Po prostu nie miał ich Pan. Widzę, że jest Pan waleczny po fakcie, gdy nie ma przeciwnika przed sobą, i można bez ryzyka, że on odpowie, ustawiać go w dowolnej roli

— odpowiada dziennikarzowi.

I wskazuje, że w czasie swoich wystąpień stawia sprawy jednoznacznie, ponieważ tego oczekują jej wyborcy.

Adresatami moich wystąpień są moi wyborcy, z którymi rozmawiam w sposób dla nich zrozumiały, unikając naukowego zadęcia i niejednoznaczności. Ludzie starsi, bezrobotni, rolnicy, fizyczni pracownicy, młodzież, mieszkańcy Polski B i C, w zdecydowanej większości nie przychodzą na spotkania z posłem jak na seminaria naukowe, by dzielić włos na czworo. Przychodzą, by ktoś im jasno, czarno-biało wyjaśnił, co robi Sejm, co robi rząd i opozycja. Staram się z tej dydaktyki społecznej wywiązać jak najlepiej, naprawiając szkody dezinformacji wyrządzane przez władze i media

— tłumaczy.

I wskazuje redaktorowi Warzesze:

Pan najwyraźniej nie ma kontaktu z tego typu środowiskami, i karci mnie wyniośle znad swego laptopa z manierą znudzonego publicysty, znającego życie zza szyby kawiarni lub studia telewizyjnego, dyskutującego głównie ze swymi kolegami na „podsumowaniach tygodnia” lub piszącego monologi na swych blogach. Ludzie, z którymi spotykam się w Polsce i zagranicą doskonale rozumieją, o czym mówię, i często formułują poglądy znacznie ostrzej niż ja. Przypomnę też Panu, że jako „homofob” i osoba „nietolerancyjna”, jako jedyna upomniałam się u ministra zdrowia /inna sprawa, że bezskutecznie/ o działania i terapie w leczeniu osób chorych na homoseksualizm, które z tej choroby chciałyby wyjść, a które zwróciły się do mnie o pomoc, twierdząc, że jestem jedyną osobą, która przejmuje się problemami tej grupy. Nie dbam o to, jak Pan będzie mnie określał, w rzeczywistości robi mi Pan tylko reklamę, bo ludzie potrafią też sami ocenić, co kto robi.

Swój tekst kończy pozdrowieniami:

Łączę pozdrowienia dla Pana Warzechy.

KL

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.