Kostrzewa-Zorbas dla wPolityce: „W strategii wojskowej 4 razy 150 równa się czasem zero, a czasem dziesiątki tysięcy. Jednoczesne rozmieszczenie sił lądowych USA w Polsce, Litwie, Łotwie i Estonii przesuwa NATO na Wschód”

Fot. PAP/Marcin Bielecki
Fot. PAP/Marcin Bielecki

Strategiczne znaczenie ma wielonarodowy zasięg rozmieszczenia amerykańskich sił lądowych w odpowiedzi na zagrożenie z Rosji. Oddziały amerykańskie przybywają jednocześnie do wszystkich czterech państw NATO i Unii Europejskiej, graniczących bezpośrednio z Rosją w centrum i na północnym wschodzie Europy. Takiej operacji nie było w Europie od początku zimnej wojny ponad 60 lat temu.

Jedna z koncepcji założycielskich sojuszu północnoatlantyckiego nazywa się po angielsku „tripwire” –- drut rozpięty nisko nad ziemią, którego nadepnięcie lub dotknięcie odpala minę. Siły Stanów Zjednoczonych w Europie -– oraz na Bliskim i Dalekim Wschodzie –- od wielu dziesięcioleci pełnią między innymi taką funkcję. Kto je zaatakuje, sprowokuje wojnę z całą potęgą wojskową, ekonomiczną i cywilizacyjną Ameryki. W Europie nikt nigdy nie spróbował -– nawet Związek Sowiecki z blokiem wschodnim u szczytu potęgi za Stalina, Chruszczowa i Breżniewa.

Teraz w ciągu pięciu dni bardzo cienki, ale bardzo długi „tripwire” zostaje rozwinięty wzdłuż Bałtyku na odległość ponad tysiąca kilometrów. Od Polski -– sąsiada Niemiec, które są starym członkiem NATO i największym skupiskiem amerykańskich sił zbrojnych w Europie -– nieprzerwanie przez Litwę i Łotwę do Estonii w pobliżu neutralnej, lecz blisko współpracującej z sojuszem północnoatlantyckim Finlandii, za którą z kolei leży Norwegia -– północna flanka sojuszu. Każdy z cztery krajów osłoniętych nowym „tripwire” gości początkowo tylko 150 żołnierzy wojsk lądowych: grupę spadochroniarzy piechoty i komandosów sił specjalnych w łącznej sile kompanii. Według zapowiedzi Pentagonu, po miesiącu ćwiczeń żołnierze będą zastąpieni nową zmianą, a powtarzalna rotacja zapewni obecność amerykańską na stałe.

W Polsce i na Litwie przybycie wojsk lądowych było poprzedzone rozmieszczeniem na czas nieokreślony oddziałów amerykańskich sił powietrznych o zbliżonej liczbie personelu. Podobna obecność lotnictwa zachodnioeuropejskich państw NATO jest przygotowywana w Estonii. Jednak dopiero teraz amerykański „tripwire” uzyskuje ciągłość od Odry do Zatoki Fińskiej. W strategii wojskowej wynik mnożenia 4 razy 150 to czasem zwykłe 600. Czasem -– gdy siły są rozproszone -– zero. Ale czasem -– gdy są umiejętnie rozmieszczone -– dziesięć tysięcy lub więcej. Tyle, ile może przeciwnika odstraszyć od wojny. Wysokie prawdopodobieństwo odstraszenia agresywnej Rosji wymagałoby -– zamiast czterech kompanii -– raczej czterech brygad po co najmniej 4000 żołnierzy każda, albo taktycznej broni jądrowej. Lecz przełom już nastąpił. Łatwiej zwiększać, niż wprowadzać obecność wojskową.

Wojna rosyjsko-gruzińska w 2008 roku wybuchła dokładnie dzień po wyjeździe z Gruzji żołnierzy USA. Pentagon rozmieścił ich aż tysiąc, ale na jednorazowe ćwiczenia trwające dwa tygodnie. Gdy wyjechali, Rosja przez pierwszy tydzień atakowała tylko za pośrednictwem „samoobrony” Południowej Abchazji. Jawną regularną inwazję ze swojego terytorium zaczęła dopiero widząc, że amerykańscy żołnierze nie wracają. Dopóki byli w Gruzji, Kreml unikał ryzyka bezpośredniego starcia z jedynym światowym supermocarstwem początku XXI wieku.

Prezydent Władimir Putin przegrał ten fragment wojskowej gry pozycyjnej na geostrategicznej szachownicy, mimo że jednocześnie wygrywa dyplomatyczną grę pozorów pod nazwą porozumienia genewskiego o Ukrainie. Za porażkę wojskową zostanie rozliczony -– wcześniej lub później -– przez wszystkie środowiska w Rosji. Między innymi przez twardych zwolenników odbudowy rosyjskiego lub sowieckiego imperium i supermocarstwa, bo pozwolił „głównym wrogom” -– Ameryce i NATO -– ciaśniej otoczyć Rosję. W niedowierzających oczach rosyjskich imperialistów Las Birnamski ruszył na wschód. To część -– nie całość -– ceny za zabór Ukrainy i za grożenie reszcie Europy i świata.

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas

Autor jest ekspertem od spraw międzynarodowych, ukończył Georgetown University i Johns Hopkins University w Waszyngtonie, był dyrektorem w MSZ i MON

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.