Trzy epokowe odkrycia prezydenta Komorowskiego na Wielkanoc to ewidentny fałsz. A wychwalany przez niego ustrój III RP to gubernialny neokolonializm

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Prezydent.pl
Fot. Prezydent.pl

Prezydent Bronisław Komorowski w specjalnym, świątecznym wywiadzie dla Superstacji dokonał trzech epokowych odkryć. Po pierwsze, że III RP to państwo niebywałych osiągnięć. Po drugie, że ta III RP zdała ustrojowy egzamin po katastrofie smoleńskiej. Po trzecie, że Ameryka i świat fundamentalnie się myliły co do Rosji Putina.

Przekładając słowa głowy państwa z prezydenckiego polskiego na ludzki język, Bronisław Komorowski powiedział, że niebywałe osiągnięcia III RP biorą się stąd, iż są autorstwa partii, do których należał oraz jego samego. Że państwo zdało egzamin po 10 kwietnia 2010 r., bo ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski natychmiast przejął władzę. A w końcu, iż to nie prezydent Komorowski i premier Tusk fundamentalnie mylili się co do Putina, lecz że to grzech innych.

Wszystkie epokowe odkrycia prezydenta Komorowskiego są fałszem. Zdanie: „Te 25 lat to jest niebywały rozwój, niemający odniesienia w całej historii Polski” bez problemu mógłby wypowiedzieć Władysław Gomułka w 25-lecie PRL. I pewnie je wypowiedział. Gomułka nie pojawia się tu przypadkowo, bo komuniści twierdzili, że tylko oni byli w stanie odbudować Polskę po wojennych zniszczeniach. Kapitalistyczne państwo, takie jak powojenne Niemcy, nie byłoby zdolne niczego wielkiego zrobić. To oczywista bzdura, która uzasadniała narzucenie Polsce komunizmu w imię wielkiego postępu i niebywałej modernizacji.

Prezydent Komorowski otwarcie mówi, że tylko III RP w kształcie nadanym jej w latach 1989-1990 mogła zrobić cywilizacyjny skok. Nie mówi, o ile ten cywilizacyjny skok byłby większy, gdyby nie patologie założycielskie III RP. Chodzi głównie o wielkie uwłaszczenie nomenklatury, urządzenie się funkcjonariuszy komunistycznych służb i ich najważniejszej agentury, umożliwienie akumulacji kapitału ludziom dawnego systemu i gangsterom, przeniesienie w nowy ustrój niezmienionego wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. Argumentacja obecnego prezydenta powiela więc schematy komunistów o wyjątkowości i specjalnej misji, której nie dałoby się przeprowadzić w żadnej innej formie niż ta faktycznie zrealizowana.

Kalki i klisze komunistycznej propagandy powiela teraz prezydent Komorowski, gdy twierdzi, że po katastrofie smoleńskiej sprawdził się ustrój III RP: „Paraliżu nie było [mimo że] bank centralny, wojsko i inne instytucje centralne utraciły szefów, jednak nie przestały funkcjonować”. Komuniści twierdzili, że przyniesiony przez nich z Moskwy ustrój sprawdził się po katastrofie wojennej i żaden inny nie sprawdziłby się w podobnie dramatycznych okolicznościach. Dlatego można było zanegować cały dorobek legalnego rządu na uchodźstwie, a jego premiera, Stanisława Mikołajczyka, wykorzystać, a potem ewentualnie wykończyć (nie zdążono, bo Mikołajczyk uciekł). Czyli skoro komunistom udało się dokonać skoku na państwo i utrzymać władzę, był to dowód sprawności, funkcjonalności i historycznej racji.

Bronisław Komorowski przejął władzę zanim oficjalnie stwierdzono zgon prezydenta, a potem bardzo szybko z jego udziałem bezczelnie negowano dorobek samego urzędu i kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Następnie błyskawicznie obsadzono urzędy centralne i stanowiska dowódcze w armii, przejęto wrażliwe dokumenty, w tym aneks do raportu z likwidacji WSI, gdzie wielokrotnie pojawia się nazwisko samego Bronisława Komorowskiego. I to wystarcza, by uznać ówczesne działania za „sprawdzenie się ustroju”. Rzeczywiście, sprawdziło się skorygowanie ustroju III RP, dla którego prezydentura Lecha Kaczyńskiego była wyjątkiem i wyłomem, a wręcz niebezpiecznym precedensem. Niebezpiecznym dla największych grup interesów - tak w Polsce, jak za granicą. Te grupy ustrój III RP sobie podporządkowały i w największym stopniu z niego korzystały.

Najzabawniejsze, choć realnie nie ma w tym nic śmiesznego, jest odkrycie Bronisława Komorowskiego dotyczące Putina, Rosji i geopolityki. Prezydent bez zająknięcia mówi o „załamaniu amerykańskiego resetu, marzeń całego świata o modernizującej się Rosji”. Dlatego to, „co obserwujemy, stawia po wielkim znakiem zapytania realną możliwość współpracy świata zachodniego i Rosji”. Zostawmy „amerykański reset” i „marzenia całego świata”, bo to tylko dziecinna wymówka.

Załamała się, a wręcz zamieniła w kupę gruzów koncepcja polityki wschodniej Bronisława Komorowskiego. Runęła jego koncepcja polityki wschodniej jako umizgów do Rosji i traktowania Putina jak demokraty oraz przyjaciela Polski. Skutkowała ona kompletnym oddaniem Putinowi wszelkich aktywów i inicjatywy, doprowadziła do ogromnej przewagi geostrategicznej Rosji oraz do sprowadzenia Polski do roli trzeciorzędnego gracza, z którym można postępować tak jak z odległą gubernią.

Polska straciła kilka lat prowadząc wobec Rosji politykę niebywale krótkowzroczną, a wręcz samobójczą. I ta polityka nadal wyglądałaby tak samo beznadziejnie i byłaby coraz bezradniejsza, gdyby nie napaść Rosji na Krym i groźba inwazji na całą Ukrainę. Ale to żadna zasługa prezydenta Komorowskiego. Gdyby nie wielki kryzys międzynarodowy, Bronisław Komorowski nadal udawałby, że wszystko zmierza w kierunku ideału i brnąłby w błędy, jakie popełniał od pierwszego dnia prezydentury. A teraz zgrabnie zwalił winę i odpowiedzialność na „amerykański resert” i zawiedzione „marzenia świata”, stając po stronie większości. Ale gdy tylko sytuacja się uspokoi, znowu wszystko zapewne wróci do normy, czyli do tego, co przez lata było pasmem błędów, jeśli nie wprost patologią.

Prezydent Komorowski dokonał epokowych odkryć, które są tylko odwracaniem kota ogonem i uzasadnianiem systemu, jaki sam tworzył. Owszem, ten ustrój się sprawdził dla jego ojców założycieli. Zapewnił im nadzwyczajną pozycję społeczną i stanowiska grubo przekraczające ich kompetencje. Sprawdziła się też koncepcja polityki wschodniej, tyle że z punktu widzenia interesów Moskwy.

Istotnie, ostatnie 25 lat to niebywały rozwój, tyle że państwa antyobywatelskiego, kapitalizmu o latynoskich cechach i neokolonializmu. Z punktu widzenia gubernatora czy namiestnika to wszystko są osiągnięcia. Szkoda tylko, że gubernator może być jeden, a mieszkańców guberni aż 38 milionów. I z okien pałacu namiestnikowskiego rzeczywiście wszystko wygląda lepiej niż z okien przeciętnego mieszkania.

Stanisław Janecki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych