Jerzy Jachowicz: Bezradność części mediów wobec arogancji i cynizmu polityków. Skąd te wilcze instynkty?

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Studentom dziennikarstwa na pierwszych latach studiów wtłacza się do głów elementarz, wedle którego, zadający pytanie winien tak je formułować, aby nie sugerowało ono odpowiedzi, a już tym bardziej, by odpowiedź nie leżała na talerzu, „przyrządzona” pytaniem. Komunistyczna propaganda wymogi zawodu miała za nic, lekceważyła je, a nawet, gdy taka była potrzeba, gwałciła. Sztandarowi dziennikarze reżimowi albo byli funkcjonariuszami partii bądź służb, albo sami chętnie w taką rolę się wcielali. Nie mieli więc najmniejszych oporów, żeby rozmowę ze swoim zaproszonym gościem, prowadzić tak, aby na plan pierwszy wydobyć pożądane treści.

W tamtych odległych czasach było czymś normalnym, gdy np. dziennikarz sportowy w programie zapowiadającym zawody dla amatorów, pytał swego rozmówcę: - Jak pan myśli, który z zawodników zgłoszonych do wyścigu przez Kanał La Manche ma szanse przepłynąć szybciej ten dystans – zawodnik radziecki, który niedawno pokonał wpław kilkakrotnie wszerz jezioro Ładoga, płynąc bez przerwy, czy amerykański, który podobno omal nie utonął na 50-cio metrowym basenie?

W pytaniu tym kluczowe są dwie kwestie. Pierwsza, główna, od której zacząłem, czyli uzyskanie odpowiedzi, która de facto jest przesądzona. Druga nie mniej ważna: - użycie słowo „podobno”. Mówi ono, że informacja pochodzi z bliżej nieokreślonego źródła. Gdyby doszło do konfrontacji, nie ma możliwości jego wskazania. Zdejmuje też z dziennikarza odpowiedzialność, gdyby informacja okazała się bzdurą.

Dziś jest ciągle liczna grupa dziennikarzy, którzy uważają, że siedzą w okopach na froncie walki politycznej. Są więc skorzy do zadawania wygodnych pytań dla rozmówców reprezentujących popieraną przez nich bądź przez ich kierownictwo, opcję. A więc takich pytań, kiedy odpowiedź będzie dla obydwu stron znana z góry i zarazem zgodna z założoną przez rozmówcę tezą. Rozmowa zamienia się w wyreżyserowany spektakl, odegrany przed niezorientowaną widownią. Odbiorcy przyjmują, że to, co oglądają jest prawdziwą rozmową dociekliwego dziennikarza ze swoim gościem.

Część dziennikarzy – znam takie chlubne wyjątki - ucieka od manipulacji. Ale na taką postawę przygotowani są cwani i bezczelni politycy. Ignorują dziennikarza i jego pytania, studio traktują jako swoje królestwo, w którym oni rządzą. Na nic się zdają apele prowadzących i ich prośby. Zaproszeni ułatwiają sobie zadanie do tego stopnia, że sami zadają sobie pytania, które w istocie przesądzają o odpowiedzi. Dziennikarz w takiej sytuacji jest bezradny. Aby przeciwstawić się arogancji polityka, musiałby odpłacać mu podobną monetą, a mało kogo na to stać.

Nie chcę wymieniać nazwisk polityków, którzy sięgają do skandalicznych sposobów walki politycznej, by nie podejrzewano mnie, że w zakamuflowany sposób biorę udział w trwającej właśnie kampanii wyborczej. To raczej jednak oczywiste, że to właśnie kampania wyzwala w nich takie wilcze instynkty. Za wszelką cenę zagryźć konkurenta politycznego. Nawet kosztem łamania wszelkich standardów przyzwoitości.

Obawiam się tylko, że kampania minie, a zwyczaje i nawyki pozostaną.

*Artykuł ukazał się na portalu SDP.PL.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.