Najwierniejsi uczniowie Jezusa Chrystusa byli z nim zarówno wtedy, gdy nauczając tysiące ludzi był bożyszczem tłumów i chciano go obwołać królem Izraela, jak i wtedy, gdy umierał na krzyżu. O tym warto pamiętać.
Można tylko żałować, że przykładu z uczniów Chrystusa nie wziął były prezydent RP Lech Wałęsa, choć wciąż ma demonstracyjnie w klapie marynarki podobiznę Jego Matki. Wałęsa stał się liderem „Solidarności”, a potem głową państwa dzięki stoczniowcom, najpierw z Gdańskiej Stoczni im. Lenina, a potem całego Wybrzeża. Z tej stoczniowej trampoliny skorzystał jak tylko mógł. Jednak potem, gdy jego macierzysta Stocznia Gdańska umierała, bo rząd PO-PSL miał ją w nosie i był kompletnie bezradny wobec żądań Komisji Europejskiej, to Wałęsy nie było. Gdy Wałęsa potrzebował Stoczni − był w niej, gdy Stocznia potrzebowała Wałęsy – to jego już nie było.
Przedwczoraj eksprezydent i zwolennik wspierania „lewej nogi” szczerze to przyznał:
Był taki okres, że wszystko umierało, więc trudno być przy umieraniu.
Tymczasem wielkość przywódcy poznaje się w czasach trudnych, gdy z ludźmi jest się raczej na złe, niż na dobre. Dlatego też im mniej Wałęsy i takiego „wałęsizmu” w polskim życiu publicznym, tym lepiej.
Ryszard Czarnecki
komentarz ukazał się w sobotniej „Gazecie Polskiej Codziennie”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/192111-na-dobre-i-na-zle-najwierniejsi-uczniowie-jezusa-chrystusa-byli-z-nim-wtedy-gdy-byl-bozyszczem-tlumow-jak-i-wtedy-gdy-umieral-na-krzyzu