Piotr Skwieciński dla wPolityce.pl: "Oddanie bez strzału Charkowa i Doniecka to byłby cios w poczucie narodowej godności Ukraińców"

PAP/EPA
PAP/EPA

Wydaje się, że na naszych oczach na wschodniej Ukrainie rozwija się scenariusz pt.Krym-bis. Miejscowi separatyści, uzbrojeni i wspomagani przez nasyłanych z Rosji dywersantów i oczywiście z rozkazu Kremla, zajmują kolejna budynki publiczne. Żądają realizacji napisanego w Moskwie scenariusza – czyli federalizacji.

To sytuacja niezwykle podobna do tej, z którą miesiąc temu mieliśmy do czynienia na Krymie. Ale podobieństwo nie ogranicza się do zbieżności, opisanych powyżej. Jest jeszcze jedna analogia, i przyznam że moim zdaniem powinna ona niepokoić przyjaciół Ukrainy.

Otóż to wszystko dzieje się, jak dotąd, przy realnej bierności, pasywności ukraińskiego państwa. Siłowe działania przeciw separatystom są jak dotąd niezwykle ograniczone. Co więcej, Kijów postawił im groźne ultimatum, i choć jego termin minął, nie uderzył. Taka sytuacja jest zawsze groźna. Kompromituje bowiem państwo i wprost zachęca do dalszego, demonstracyjnego jego lekceważenia. Oznacza to, że rząd nie chcąc eskalować konfliktu tak naprawdę, wbrew swojej woli, właśnie go zaognia.

Rozumiem aż za dobrze przyczyny takiego postępowania gabinetu Jaceniuka. Bardzo realna jest przecież groźba otwartej rosyjskiej inwazji, której Ukraina nie będzie w stanie się oprzeć. Zachód z USA na czele zapewne odpowie wtedy sankcjami, i zapewne będą to sankcje dotkliwe dla Moskwy. Ale Ługańsk i Donieck, może też Charków, a kto wie czy i nie Odessa będą już wtedy poza państwem ukraińskim, a przywracać status quo ante siłą zbrojną USA prawie na pewno nie będą. Więc – sądzą politycy w Kijowie – lepiej grać do końca. Utrzymać choćby pozorną jedność państwa. Przecież kiedyś Ukraina kijowska wzmocni się i stanie dla Ukrainy wschodniej alternatywą, atrakcyjniejszą niż dziś. Rozumiem ten sposób myślenia. Warto jednak zwrócić uwagę na inny aspekt sprawy.

Otóż jeśli władze kijowskie zezwolą ostatecznie na to, by Rosjanie w ten czy inny sposób zajęli wschód kraju bez jednego wystrzału, to same przyłożą w ten sposób rękę do upowszechniania na świecie rosyjskiej narracji, w myśl której Ukraina – to nie jest żadne państwo. Więcej – to nie żadna wspólnota. To niewiele więcej niż określona przestrzeń geograficzna.

Bo przecież państwo nie oddaje dobrowolnie swojego terytorium. To, co było zrozumiałe w wypadku Krymu, fizycznie oddzielonego od Ukrainy kontynentalnej, z ludnością nie tylko rosyjskojęzyczną, ale i czynnie rusofilską politycznie (na wschodzie kraju dominuje natomiast bierność)i od początku nasyconego rosyjskim wojskiem jest znacznie trudniejsze do wytłumaczenia w wypadku Doniecka i Charkowa.

A upowszechnienie takiego postrzegania Ukrainy na Zachodzie ułatwić może Rosjanom sięgnięcie, w następnej kolejności, już po sam Kijów.

Również dlatego, że oddając wschód kraju bez zbrojnego sprzeciwu rząd Ukrainy podetnie u podstaw mit założycielski własnego państwa. Ten mit powstał na Majdanie. Oddanie bez strzału Charkowa i Doniecka to byłby cios w poczucie narodowej godności Ukraińców. A bez takiego poczucia naprawdę trudno budować własne państwo…

Nie sposób, samemu siedząc bezpiecznie w odległej Warszawie, doradzać komuś by poświęcił życie swoje lub swoich rodaków, i to ze świadomością doraźnej daremności tego poświęcenia. Ale trudno też nie zwrócić uwagi na długodystansowe konsekwencje zgody na taki, a nie inny rozwój wypadków.

Piotr Skwieciński

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych