Potocki dla wPolityce.pl: Rok Rosji w Polsce? Skąd ta miłość do narodu, który wyrżnął nam tylu ludzi, co Niemcy i nawet nie przeprosił jak oni?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

Zawsze zastanawiałem się skąd się bierze w jakiejś części (na szczęście dużo mniejszej) Polaków skłonność do Rosji. Pomijam takie postacie jak aktor Paweł Deląg, który ostatnio wygłasza wręcz peany na rzecz prezydenta Rosji Władimira Władimirowicza Putina, a jego zdjęcie w sowieckim mundurze oficera obiegło chyba wszystkie portale internetowe. On nie widzi w swoim zachowaniu nic zdrożnego, ponieważ nie udało mu się osiągnąć sukcesu na rodzimym podwórku, ale za to w matuszce Rassiji robi za gwiazdę i kasuje niezłe pieniądze.

Żadna nowość. W końcu podczas okupacji niemieckiej w Polsce też znalazło się kilku aktorów, którzy nie odmawiali występów. Tylko tamci w rzeczywistości na ogół nie mieli co jeść, a i tak jeśli któryś zbyt mocno przesadził, jak Igo Sym, to doczekał się kulki w głowę. Nawet słynny rusofil Daniel Olbrychski zwany „moskiewskim Kmicicem”, też w porę na szczęście się opamiętał i zaczął znowu na temat Rosji mówić ludzkim głosem. Ostatnio moja żona odwiedziła znaną w Gdańsku galerię Bałtyckiej i w sklepie mięsnym „Nowak” zauważyła na ladzie rosyjską, trójkolorową flagę zatknięta na patyczku w wazonie. Na co to ludzie sobie potrafią pozwolić dla „pięciu złotych”. Ale przykład idzie z góry. Lata rządów i pseudo polityki resetu w stosunkach z naszym wschodnim sąsiadem robią swoje. Ten gdański masarz stał się ofiarą wazeliniarskich zachowań elit III RP, które przez ostatnie lata mocno starały się postawić świat na głowie i wmawiać naszemu społeczeństwu, że Rosjanie to fajni ludzie.

Na szczęście Władimirowi Władimirowiczowi puściły nerwy i okazał swoje prawdziwe, rosyjskie oblicze. Ale takim publicystom na przykład jak Tomasz Lis widać ciągle mało. Dziwi się i wyśmiewa PiS, który nie szczędzi krytyki organizowania w przyszłym roku obchodów Rosji w Polsce i Polski w Rosji. Władze Warszawy przeprowadzają różne dziwne kombinacje, by za wszelką cenę zostawić przed dworcem Wileńskim na Pradze tzw. pomnik „Czterech śpiących”, a żenująca awantura o monument bandziora w mundurze krasnoarmiejca Czernichowskiego w Pieniężnie wydaje się nie mieć końca.

Staram się zrozumieć skąd ten serwilizm? Szkoła politycznej poprawności? Pozbawianie ludzi resztek zdrowego rozsądku? Nadęte ego w stylu „to ja mam zawsze rację”— to w wykonaniu Tomasza Lisa? Skąd ta miłość do narodu, który wyrżnął nam tylu ludzi, co Niemcy i nawet nie przeprosił jak oni? Przecież ponad 80 Rosjan procent popiera agresywną i zaborczą politykę Putina oraz cieszy się, że Krym wreszcie, po latach „wrócił do macierzy”. Nie widzą w tym nic zdrożnego, że za masakrą na Majdanie stał ich prezydent i przechodzą do porządku dziennego na tym, że ich przywódca grozi światu wojną. I co z tego, że prywatnie są mili i gościnni. Zawsze tacy byli, co nie przeszkadzało im rżnąć Polaków od „rzezi Pragi” Suworowa w Powstaniu Kościuszkowskim po coraz bardziej prawdopodobny zamach na przedstawicieli polskich elit w Smoleńsku. Czy ktoś z dzisiejszych władz Kremla przeprosił moją rodzinę za wykończenie babci i jej córki w Semipałatyńsku podczas zsyłki? Czy ktoś z nich wyraził ubolewanie za rozstrzelanie w Katyniu mego wuja architekta i drugiego – podpułkownika kawalerii Jana Dunina-Brzezińskiego, nie wspominając o zwrocie pieniędzy za zrujnowany na kresach majątek? Zaraz po jego zajęciu pijani „bojcy” urządzili sobie pijacką imprezę w kaplicy, a po otwarciu trumien kopali czaszki jak piłkę. Pół wieku później opowiedzieli nam to ukraińscy chłopi, którzy byli świadkami tych scen. Czy któryś z ludzi kultury, których spotkałem kilku podczas swoich wyjazdów do Rosji wyraził ubolewanie za to barbarzyństwo? Jak do tej pory nie.

Swego czasu, kiedy jeszcze w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych pracowałem w prywatnej firmie, która handlowała ze Wschodem miałem okazję spędzić trochę czasu w Moskwie i kilku innych miastach tego państwa westchnień niektórych polskich intelektualistów i Tomasza Lisa. Syf, brud i ubóstwo. Moskwa to w 95 procentach jedno wielkie blokowisko z czasów stalinowskich poprawione ohydna architekturą z epoki Chruszczowa i Breżniewa. Na ulicach widywałem, nie tak wcale rzadko, twarze zdeformowane alkoholem do tego stopnia, że ich posiadacze mogli by grać w horrorach bez charakteryzacji. Podmoskiewska wieś to drewniane chałupy, dokładnie takie same, jak na obrazach polskich batalistów przedstawiających sceny z marszu na Moskwę Napoleona. A co najgorsze, to wszędzie dookoła, otacza człowieka wszechogarniająca brzydota. Nędza nigdzie nie wygląda ładnie. Ludzie są rzeczywiście sympatyczni, staja się weseli, jak w perspektywie pojawia się „pół litra” i rzeczywiście podzielą się z tobą ostatnim kawałkiem chleba. Dokładnie tak samo, jak w Nepalu czy na Madagaskarze, gdzie miałem okazje także doświadczyć lokalnej gościnności. Na pewno w Rosji żyje trochę ciekawych ludzi kultury, ale bez przesady. Od takich Włoch dzielą Moskwę lata świetlne i naprawdę nie ma czym się egzaltować. Dlatego wjazd armii rosyjskiej na Krym poważnie zakłócił komfort psychiczny wielu osobom w Polsce. Rzecz jasna, także i mnie. Bo perspektywa wkroczenia na nasze tereny oddziałów kraju, który cierpi na niedorozwój cywilizacyjny mnie przeraża. Osobiście nie mogłem wytrzymać dłużej w Moskwie niż 10 dni, ponieważ groziło mi to depresją. Pamiętam, a były to początki lat dziewięćdziesiątych, jak za każdym razem, kiedy wychodziłem z lotniska na Okęciu dziękowałem Bogu, że urodziłem się w Polsce, a nie tam. To chory kraj, którego rok mamy obchodzić w Polsce. Ludzi, którzy optują za tym pomysłem też uważam za chorych, albo takich, którzy nie znając realiów naszego sąsiada na wschodzie „klepią trzy po trzy”, co im ślina na usta przyniesie, strojąc się przy tym w piórka intelektualistów i obrońców kultury. Na koniec opowiem anegdotkę adresowaną do kobiet, by lepiej zrozumiały wymowę roku Rosji w Polsce.

— Dokąd teraz jedziesz? -– pyta mnie asystentka szefa jednej z moskiewskim firm widząc, że kierowca wychodzi po samochód. Nie czekając na odpowiedź, wtrąca się sekretarka, mówiąc z tęsknota w głosie

— On jedzie do Polski, gdzie dziewczyny w rękę całują.

Skąd wziąć pieniądze dla niepełnosprawnych? -– płaczą rządzący. Podpowiem. Chociażby z budżetu roku obchodów Rosji w Polsce.

Andrzej Potocki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych