Jan Vincent Rostowski, który przez lata udowadniał, że ma problem z ekonomią, a niedawno okazało się, że także z polską gramatyką, chyba znalazł wyjście z sytuacji.
To wyjście zna chyba każdy uczeń w Polsce i na świecie: zrobił sobie ściągę. Podpatrzył ją fotoreporter "Radia PiK". Ekonomiście, który zadłużył Polskę bardziej niż ekipa Edwarda Gierka, ktoś usłużny rozpisał odmianę słowa Bydgoszcz (a może dokonał tego samodzielnie?), z której partia kazała mu kandydować do Parlamentu Europejskiego. Nieszczęsny Jan Vincent Rostowski ma bowiem problem z deklinacją tego rzeczownika. Pewnie nie tylko tego, ale na nim „wpadł”.
Na antenie Radia PiK tłumaczył też, że dorastał za granicą, a języka polskiego nie uczył się w szkole tylko... od rodziców. Czy naprawdę to wszystko tłumaczy?
Ściąga z deklinacji oczywiście zawiera w sobie elementy elementy kampanii wyborczej, bo słowu Bydgoszcz towarzyszą wzniosłe czasowniki. Oto treść ściągi. Zwraca uwagę wołacz:
Ta Bydgoszcz jest
Tej Bydgoszczy szukam
Tej Bydgoszczy służę
Tę Bydgoszcz widzę
Z tą Bydgoszczą współpracuję **
O tej Bydgoszczy myślę
O moja Bydgoszczy!
Czy nie łatwiej było partii wybrać dla Jana Vincenta Rostowskiego „łatwiejszego” miasta?
Slaw/ radiopik.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/188693-o-moja-bydgoszczy-jan-vincent-rostowski-po-gramatycznej-wpadce-na-wszelki-wypadek-korzysta-ze-sciagi-deklinacje-przygotowal-sam
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.