"O, zobacz, ten, taki mały, jak stare dziecko, karzeł albo mu nogi ucięło czy co" – jak za publiczne pieniądze kpi się z ofiar 10/04

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Ostatnie trumny z ciałami ofiar katastrofy, które przyleciały do Warszawy oraz Lech Raczak. Fot. YouTube
Ostatnie trumny z ciałami ofiar katastrofy, które przyleciały do Warszawy oraz Lech Raczak. Fot. YouTube

„Trwający półtorej godziny zbiór kłamstw, ohydnego szyderstwa z ofiar, prostackiego wykorzystywania emocji związanych z katastrofą smoleńską. Żenujące przedstawienie z udziałem klakierów” – tak „Gazeta Polska Codziennie” opisuje spektakl „Spisek smoleński” w reżyserii Lecha Raczaka, którego premiera odbyła się w środę w Poznaniu.

Władze miasta przekazały na tę sztukę kilkaset tysięcy złotych.

Prolog – scena z Lechem Wałęsą i kpiny, że werbunek TW „Bolka” przez SB był praprzyczyną katastrofy. Później „rekonstrukcja” wydarzeń z 7 i 10 kwietnia 2010 r. Wśród bohaterów Donald Tusk, Władimir Putin, Jarosław Kaczyński. Kolejne sceny z ich udziałem (i nie tylko) przerywano odtwarzaniem głosów z kabiny tupolewa i komend wydawanych przez pilotów (oczywiście nieoryginalne nagranie).

W szyderczym kontekście pojawia się Lech Kaczyński, matka prezydenta a najwięcej jadu wycelowane jest w Antoniego Macierewicza. Kpi się z osób oddających hołd zmarłym – „z tulipanów, zniczy gaszonych przez straż miejską, krzyża na Krakowskim Przedmieściu, Wawelu”.

Reporter GPC opisuje wielość scen obrażających ofiary. I cytuje. Piosenkę:

Giniemy, giniemy za Polskę, giniemy z okrzykiem „kurwa mać”.

I kwestię ze sceny odnajdywania ciał ofiar:

O, zobacz, ten, taki mały, jak stare dziecko, karzeł albo mu nogi ucięło czy co.

Jak przypomina dziennik, „Wyborcza” reklamowała spektakl jako „odtrutkę na polowanie z nagonką”.

GPC zwraca też uwagę na zachowanie publiczności:

Towarzystwo wyselekcjonowane zaproszeniami, a więc teoretycznie znające się na „wysokiej” kulturze. Bywające w teatrze. To, że popijali piwo, gdy opowiadano o śmierci 96 osób – cóż, element kultury osobistej. Ale na sali była również grupka idiotów rechocząca niemal przez całe przedstawienie. To już objaw zwykłego prostactwa.

Lech Raczak to jeszcze jedna – po Ewie Wójciak – postać wywodząca się z Teatru Ósmego Dnia, która szuka rozgłosu poprzez rynsztokowe skandale. Najgorsze, że przykłada do tego rękę poznańska władza, sowicie sponsorująca kolejną odsłonę przemysłu pogardy.

Przypomina nam się list, jaki napisał Raczak w obronie Wójciak, gdy przed rokiem w skrajnie chamski sposób obraziła ona papieża Franciszka. Kończąc swój wywód reżyser wypalił:

Wolność ekspresji, nawet wulgarnej, jest święta. Jedyną karą za nadużycie jest głos opinii publicznej. Także, kurwa, ten obsceniczny.

I opinia publiczna Raczakowi na pewno jego ekspresji nie zapomni. Mamy nadzieję, że nie zapomni również o rządzących Poznaniem, którzy chamskiego "artystę".

znp, „GPC"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych