Redbad Klijnstra: Odmowa finansowania filmu "Smoleńsk" to decyzja polityczna. To się wpisuje w szerszą perspektywę zacierania przeszłości...

fot. Blogpress.pl
fot. Blogpress.pl

W tej chwili tak jak w PRL-u trzeba mówić, że się jest przeciw Smoleńskowi i to tak głośno, żeby władza usłyszała, żeby zapewnić sobie prasę

- mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl aktor Redbad Klijnstra.

CZYTAJ WIĘCEJ: Kuriozalne uzasadnienie decyzji PISF ws. filmu "Smoleńsk". Dotacji nie będzie, bo "historia jest przewidywalna" i nie ma "zwrotów akcji"

 

wPolityce.pl: Jak pan ocenia decyzję PISF o nieprzyznaniu dofinansowania dla filmu "Smoleńsk"?

Redbad Klijnstra, aktor: Trudno mi interpretować zachowania wszystkich osób, które o tym decydowały, ale na przykład Jerzy Stuhr deklarował, że nie zagra w tym filmie, zanim jeszcze poznał scenariusz. Trudno więc było sobie wyobrazić, by zmienił zdanie po jego przeczytaniu.

Jeżeli ministerstwo kultury nie przyznało dotacji na Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce, bo uznało, że to jest niezgodne z polityką kulturalną państwa, to co dopiero "Smoleńsk"? To się wpisuje w szerszą perspektywę zacierania przeszłości...

 

Państwo to jedno, ale czy w świecie artystycznym istnieje taki sam podział jak w świecie polityki? Czy artyści nie powinni być ponad takie proste podziały?

Ci ludzie są zależni od władzy, jeżeli chodzi o finansowanie swoich filmów. Każda z tych osób ryzykuje swoją własną przyszłością. Każdy, kto się publicznie wypowiada ryzykuje tym, że zostanie wzięty poza nawias finansowania swoich działalności. To są osoby, które świetnie funkcjonowały w poprzednim systemie. To jest stare pokolenie, które się boi. W tej chwili tak jak w PRL-u trzeba mówić, że się jest przeciw Smoleńskowi i to tak głośno, żeby władza usłyszała, żeby zapewnić sobie prasę.

To jest też problem braku klasy średniej, niezależnej finansowo. Od 20 lat widzimy, że się tę średnią klasę niszczy. Wszyscy są albo bezpośrednio zależni od budżetu, albo innych ekonomicznych podmiotów. I to się nie zmieni dopóki nie będzie polskich przedsiębiorców, którzy mogą w sposób niezależny zdecydować się na finansowanie czegokolwiek w kulturze. Dopóki nie będzie bardziej transparentnych konkursów, bardziej merytorycznych decyzji na poziomie czysto artystycznym - nie ma w ogóle o czym mówić.

 

Dlaczego znalazły się pieniądze na "Pokłosie", a nie ma na "Smoleńsk"?

To pokazuje jaka jest polska polityka kulturalna. Czuję się tym zażenowany. Co tu można powiedzieć? Myślę, że ten film i tak powstanie, bo ludzie chcą, żeby tak się stało. Przecież to jest dziwne, że cztery lata po katastrofie nie ma o niej ani jednej sztuki, nie ma żadnej wypowiedzi artystycznej ze Smoleńska. Chyba, że Smoleńsk jest tak samo traktowany jak niegdyś Katyń  i pierwszego filmu na jego temat możemy się spodziewać za 50 lat. Zaczyna wyglądać, że to jest temat zakazany.

 

Czy w 25 lat po PRL-u można mówić o nowej formie cenzury?

Elita artystyczna, szczególnie to pokolenie, panów oceniających i tych, którzy należą do tego salonu, są to ludzie, którzy muszą się wzajemnie wspierać, bo inaczej ich własne finanse są zagrożone. Rozumiem, że bardzo trudno obecnie zrobić film. Ale szkoda, że zabrakło im odwagi. A przecież każdy z nich wie, że scenariusz scenariuszem, ale jeżeli mówimy o takim reżyserze jak Antoni Krauze, jeżeli znamy "Czarny czwartek",  to wiemy na jakim poziomie możemy się spodziewać kolejnej produkcji. Czasem nie wszytko można ze scenariusza wyczytać. Trzeba brać pod uwagę całość dorobku i poziom osoby reżysera.

 

Zastrzeżenia komisji dotyczyły podobno właśnie strony artystycznej przedsięwzięcia.

Nie wiem skąd obawa, że to będzie złe od strony artystycznej, jeśli się spojrzy na obsadę, na scenariusz, na osobę reżysera. Nigdy nie wiadomo, czy film będzie dobry czy zły, ale istnieje coś takiego, jak pewien potencjał. Jeżeli jest odmowa, to jest to decyzja polityczna i światopoglądowa. I nie udawajmy, że mówimy o jakichś artystycznych walorach. Przykre jest, że 20 lat po transformacji ten PRL właściwie trwa. Nie ma cenzury, ale jest coś gorszego - autocenzura artystów.

 

Na czym ona polega?

Artyści nie interesują się polityką dopóki mają ciepło w domu, dopóki jeżdżą sobie po świecie, dopóki robią swoje sztuki i filmy. Nie interesuje ich co się dzieje z rodzinami smoleńskimi, co się dzieje z rodzinami borowców.... Nie interesuje ich służba zdrowia, ani nic innego poza ich własnym ciepłym kątem. To po prostu dowód na pełen konformizm, który tak znakomicie pokazywał Zanussi w swoim kinie moralnego niepokoju. Dla tych panów, którzy się wychowali w PRL-u i nauczyli się funkcjonować w tamtym systemie - nic nie zmieniło.

not. ansa

CZYTAJ TAKŻE: PISF odrzucił wniosek o dofinansowanie produkcji filmu "Smoleńsk"

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.