Prof. Krasnodębski: "Obserwujemy starcie cywilizacji. Okazuje się, że to Ukraińcy są prawdziwymi Europejczykami. Walczą tam na rubieżach o swoją godność.” NASZ WYWIAD

PAP/epa
PAP/epa

Nie oszukujmy się, to jest rywalizacja mocarstw, a włodarz Kremla nie traktuje swych unijnych partnerów poważnie. Jeśli UE chce więc mieć jakikolwiek wpływ na sytuację na Ukrainie, to musi ryzykować, to musi podjąć walkę

- mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl socjolog i publicysta prof. Zdzisław Krasnodębski.

 

wPolityce.pl: Na Unię Europejską spadł deszcz krytyki za sposób w jaki poradziła, a raczej nie poradziła sobie, z ukraińskim kryzysem. Za brak spójności, wizji i realizmu w kontaktach z reżimem w Kijowie. Słusznie?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Cóż, wydaje mi się, że sytuacja na Ukrainie Unię zwyczajnie przerosła. Przede wszystkim determinacja Ukraińców, zwykłych ludzi, którzy wyszli na ulice, ją zaskoczyła. A tak być nie powinno. Manifestacje zaczęły się w końcu wiele miesięcy temu i powoli eskalowały do tego, co widzimy dziś. A mimo tego, Bruksela była – jak się wydaje - na to zupełnie nieprzygotowana. Na powstanie narodowe, na rewolucję, w którą przerodziły się protesty. Przez ostatnie miesiące celem Brukseli był dialog, doprowadzenie do kompromisu między władzami w Kijowie a opozycją. Kiedy we wtorek rozmowy Kliczki i Jaceniuka z kanclerz Niemiec Angelą Merkel w Berlinie zakończyły się fiaskiem, a w Kijowie polała się krew, pojawił się pomysł sankcji. Zdecydowanie za późno. Ludzie nie żyją i sankcje im życia nie przywrócą.

 

Niemcy są najsilniejszym graczem w UE i mają dobre kontakty z ukraińską opozycją, szczególnie z Witalijem Kliczką. Mogło im się udać..

To naiwne myślenie. Stornami w tym konflikcie są nie tylko Janukowycz, ukraińska opozycja i Rosja, ale także ludzie na Majdanie. Ich dążeń wolnościowych nie potraktowano poważnie. Skutki tego braku strategicznego myślenia widzimy dziś. To jest kolejna już klęska Unii. Proszę sobie przypomnieć arabską wiosnę, albo wciąż toczący się konflikt w Syrii. Unia stoi i przygląda się temu z boku. Ludzie ginęli i dalej giną. Poza tym, wracając do Niemiec, po tym jak SPD i CDU utworzyły wspólnie koalicję rządzącą, nowy szef MSZ z ramienia socjaldemokratów Frank-Walter Steinmeier od razu ogłosił, że wszelkie rozmowy ws. przyszłości Ukrainy należy prowadzić wspólnie z Rosją. Temu złudzeniu, że problemy można rozwiązywać razem z Putinem, zachodni politycy często ulegają. Wbrew zdrowemu rozsądkowi. Putin nauczył się dzięki temu, że Europa w końcu zawsze ustępuje. Tak było w przypadku Gruzji. Kiedy Moskwa uznała obie separatystyczne republiki, Abchazję i Osetię Południową, z Brukseli było słychać, że to doprowadzi do zmiany polityki wobec Rosji. I co się zmieniło? Nic. Ciągle mówi się o unijnych wartościach, o demokracji, ale nie ma gotowości obrony tych wartości. To co obserwujemy obecnie w Kijowie to w pewnym sensie starcie cywilizacji. I okazuje się, że to Ukraińcy są prawdziwymi Europejczykami. Walczą tam na rubieżach o swoją godność, podmiotowość i prawa obywatelskie.

 

Może nasze oczekiwania wobec Unii i jej liderów są zanadto wygórowane. Jakimi narzędziami dysponuje Bruksela, by wywrzeć presję na Kijów?

Zacznijmy od tego, co już mówiłem. Mogła mieć lepsze rozeznanie sytuacji. Mogła złożyć Janukowyczowi lepszą ofertę, tak, by mu się opłacało zadzierać z Rosją. Partnerstwo Wschodnie także okazało się słabe, w każdym razie za słabe, by ten kryzys rozwiązać. Mogła wzmacniać społeczeństwo obywatelskie na Ukrainie. I koniec końców mogła podjąć otwartą konfrontacje z Putinem, oczywiście nie militarna, a cywilizacyjną. Nie oszukujmy się, to jest rywalizacja geopolityczna. Zamiast tego Bruksela wolała nam opowiadać bajki, że się uda, że będzie dobrze. Znamienne jest, że premier Donald Tusk przedstawił nam wczoraj zupełnie inny obraz sytuacji niż wmawiała nam Bruksela przez ostatnie miesiące. Nagle okazało się, że Putin to XIX –wieczny polityk, że istnieje rywalizacja mocarstw. Polityka siły i że włodarz Kremla nie traktuje swych unijnych partnerów poważnie. Jeśli UE chce więc mieć jakikolwiek wpływ na sytuację na Ukrainie, to musi ryzykować, to musi podjąć walkę.

 

Walkę tę podjęli dziś szefowie dyplomacji Niemiec, Francji i Polski podczas wizyty w Kijowie. Była to dość nierówna walka. Prezydent Ukrainy w pewnym momencie przerwał rozmowy, by zadzwonić do Władimira Putina...

Jednocześnie podano, że wicepremier Rosji nie przyjedzie do Kijowa, co pokazuje, że Moskwa kontroluje sytuację. Uważam, że charakterystyczne jest również to, że Janukowycz wcześniej chciał rozmawiać z wiceprezydentem USA Joe’em Bidenem, a nie z Merkel, nie wspominając o naszym prezydencie Komorowskim, którego zupełnie zignorował. Tu od razu widać z kim ukraińskie władze się liczą, a z kim nie. Jeśli chodzi o dzisiejszą wizytę trzech szefów MSZ to przedstawicielka dyplomacji USA niejaka Victoria Nuland dokonała ostatnio dosyć racjonalnej oceny poczynań UE i jej przedstawicieli, mówiąc „Fuck the EU”. Unia ma bardzo duże ambicje, chciałaby rywalizować z USA, ale kiedy dochodzi do sytuacji kryzysowych i trzeba rozwiązywać konkretne problemy, jest niezdolna do działań.

Rozmawiała Aleksandra Rybińska

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.