Coś pan zrobił panie Werblan? „Bo przecież chciał Pan dobrze. Tak samo jak Mazowiecki, Balcerowicz, Kuczyński”

CCWikimedia/Artur Klose/ CC-BY-SA-3.0.
CCWikimedia/Artur Klose/ CC-BY-SA-3.0.

Chodzi o pana Andrzeja Werblana. Człowieka ongiś bardzo ważnego. Powinien złapać się teraz za głowę i rozpaczać „cóżem zrobił”. Kto? Pan Werblan dyrektor Instytutu Marksizmu i Leninizmu, który – chyba najlepszego – swojego asystenta wysłał po nauki do USA.

Było to onegdaj w związku z poszukiwaniem przez partię rozwiązań jak tu pogodzić socjalistyczne mrzonki z rozpychającym się kapitalizmem. Wysłano więc najlepiej zapowiadającego się naukowca za ocean. Był to właśnie Leszek Balcerowicz, który miał przywieźć receptę jak pogodzić ogień z wodą – czyli gospodarkę rynkową z nakazową. I pojechał. Z marksistowskim błogosławieństwem. I stał się gorącym wyznawcą doktryny ekonomicznej Miltona Friedmana, która panowała wtedy nie tylko w Chicago ale i w Międzynarodowym Funduszu Walutowym oraz na czołowych uczelniach europejskich.

Dowiedziałem się o tym rozmawiając z jednym z wpływowych wówczas ekonomistów. Relacjonowałem mu informacje wyczytane w najnowszej książce Karola Modzelewskiego „Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca”. Kawaler Orła Białego Pan Karol pisze dziś (2013):

Istnieje dość rozpowszechnione, choć bardzo przesadne przekonanie, jakoby plan Balcerowicza został w Polsce narzucony przez MFW. Polska była w pułapce zadłużenia i rozpaczliwie potrzebowała ugody z zagranicznymi wierzycielami, a dogadanie się z Funduszem było warunkiem takiej ugody. W Funduszu zaś panował niepodzielnie duch szkoły Miltona Friedmana. (…) Narzucano zawsze tę samą bardzo brutalną terapię, która kosztem recesji oraz obniżenia stopy życiowej doprowadzić miała do stabilizacji pieniądza, zrównoważenia budżetu. (…)

I czytam dalej „Wyznania poobijanego jeźdźca”, który ujeżdżał przecież tę samą kobyłę co Mazowiecki, Balcerowicz i Kuczyński:

Jeśli jednak eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego byli ekonomicznymi doktrynerami to przecież w negocjacjach zachowywali się do pewnego stopnia pragmatycznie. Potrafili nie tylko nalegać, ale i targować się, a gdy rozmówcy opierali się, to także ustępować i znajdować wyjście kompromisowe. Ekipa Leszka Balcerowicza nie stawiała jednak oporu. Przeciwnie. Z własnej nieprzymuszonej woli wybrała z propozycji MFW najbardziej radykalną wersję polityki stabilizacyjnej, którą przedstawiciele Funduszu traktowali jako przetargową. W swojej książce „Stabilization and reform in Estern Europe”, Waszyngton 1992, ówczesny szef ekspertów Funduszu Michael Bruno nie krył, że stanowisko przedstawicieli polskiego rządu było dla niego wielkim i miłym zaskoczeniem. Leszek Balcerowicz i jego współpracownicy z przekonaniem wychodzili naprzeciw radykalnym sugestiom amerykańskich rozmówców. Wchodził tu w grę nie tyle nacisk polityczny, ile doktrynalna jednomyślność stron. Po stronie polskiej zasiedli przy stole negocjacyjnym gorący wyznawcy tej samej teorii, którą kierowali się w myśleniu o globalnej gospodarce czołowi eksperci MFW.

* * *

Książka „Zajeździmy kobyłę historii” to bezprecedensowe oskarżenie nie tylko Balcerowicza ale i innych byłych bliskich, a może i najbliższych współtowarzyszy Karola Modzelewskiego:

Leszka Balcerowicza naraili Mazowieckiemu polscy ekonomiści przebywający od lat na Zachodzie. Myślę, że najbardziej zaważył tu głos Waldemara Kuczyńskiego (…) Po wejściu w życie ustaw wprowadzających gospodarkę rynkową mój przyjaciel i doradca Waldemar Kuczyński powiedział do mnie: co jest, powinny już padać, a nie padają! Tak wynikało z rachunku ekonomisty. Że niewydajne przedsiębiorstwa muszą upaść. Dostałem gęsiej skórki (…).

„Dostałem gęsiej skórki” pisze Pan Karol. A my? My dostaliśmy wkrótce zrujnowany kraj.

Czy Pan, Panie Andrzeju Werblan też dostaje gęsiej skórki? A może zupełnie nie! Bo przecież chciał Pan dobrze. Tak samo jak Mazowiecki, Balcerowicz, Kuczyński. O cóż winić Mazowieckiego – to przecież nie ekonomista. Na pewno też chciał dobrze. Pozostali byli wprawdzie kształceni … Na Langem i Brusie. A tamci to już na pewno chcieli dobrze. Nadal wielu chce dobrze. Występują w telewizji. Przekonują. Nie wszyscy wytrzymują te argumenty. Trzy miliony przedsiębiorczych już wyjechało. Stawiane są zegary. Zegarmistrze zapraszani są przez podobnie wykształconych, ambitnych, młodych redaktorów – ekonomistów.

Za kilka lat będą pisać książki: „Sorry – takie mieliśmy czasy”, albo „Dostałem gęsiej skórki”.

Friedman, Bruno są poza zasięgiem. Ale sporo domorosłych Napoleonów ekonomi pęta się jeszcze po naszym odindustrializowanym kraju. Mogliby spotkać się np. ze stoczniowcami z Gdańska, Gdyni albo Szczecina, lub ze wszystkimi razem. A może pogadaliby z górnikami, hutnikami, byłymi robotnikami FSO, włókniarkami z Łodzi? Dużo takich spotkań można by zaproponować.

Może jakaś rodząca się właśnie gwiazda dziennikarstwa napisze nowych „Onych”. Dla tych tutaj. Pogadajmy z chłopakami. Oni jeszcze nie wyjechali z kraju. Ale jak tak dalej będzie – wyjadą.

* Andrzej Werblan był członkiem Biura Politycznego i Komitetu Centralnego PZPR, odpowiedzialnym między innymi za oświatę. Redaktorem naczelnym „Nowych Dróg” i dyrektorem Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu – Leninizmu KC PZPR, przez wiele lat głównym ideologiem partyjnym.

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych