Euroabsurdy w walce o interesy: regulowanie ilości wody w spłuczkach, zmniejszanie mocy odkurzaczy, instrukcje użytkowania kaloszy. Co jeszcze wymyślą eurokraci?

fot. Jerzy Wiktor
fot. Jerzy Wiktor

Jednym z głównych problemów Unii Europejskiej jest zjawisko hiperinflacji prawa. Same porządki prawne poszczególnych państw członkowskich bywają ogromne, a na dodatek codziennie są one uzupełniane dziesiątkami tysięcy rozporządzeń, dyrektyw, opinii i zaleceń, bardzo często wykorzystywanymi jako element walki o duże pieniądze i pozycję w Unii.

Duża część tworzonego przez europejską biurokrację prawa to w powszechnej opinii ocierające się o absurd buble wymyślane przez wyraźnie nudzących się w Brukseli urzędników. Rzeczywiście, w dużej mierze jest to stwierdzenie prawdziwe, ale często za pozornie idiotycznym rozporządzeniem, czy dyrektywą stoją wielkie interesy poszczególnych krajów. To dowód na to, że w rzekomo jednej wspólnej Europie nadal panuje swego rodzaju narodowy egoizm, który każe pilnować przede wszystkim swoich interesów.

Są też takie przepisy, które mogą prowadzić do upadku niektórych branż przemysłu. Tak jest choćby z wchodzącymi we wrześniu nowymi regulacjami dotyczącymi wędzenia przez zakłady mięsne. Nowe restrykcyjne przepisy spowodują, że z polskiego rynku zniknąć może od 100 do 150 firm, a zachodnie zakłady tylko czekają, by przejąć kawałek rynku zajmowanego dotąd przez Polaków. Równocześnie z przepisami dotyczącymi zawartości benzopirenu wejdą regulacje dotyczące zawartości jak się okazało trującego cynamonu. Ludzie jedli od dziesiątek lat potrawy z tą przyprawą, mamy i babcie dodawały go do szarlotek, a nagle okazuje się, że jest szkodliwy i należy natychmiast zakazać jego używania. Czasami aż trudno oprzeć się wrażeniu, że część regulacji jest wprowadzana świadomie i jest częścią większego planu eliminacji niektórych firm z rynku.

Walka o unijne pieniądze była głównym motywem w przypadku dwóch głośnych, uznawanych za kuriozalne, rozporządzeń. Pierwsze dotyczyło uznania przez Unię Europejską marchewki za owoc. Chodziło o to, by portugalscy rolnicy mogli nadal otrzymywać dotacje na produkcję dżemów z tego (do wtedy) warzywa. Mała Portugalia była w stanie narzucić całej Unii rozwiązanie, które właściwie dotyczyło tylko jednego kraju. Podobnie było z uznaniem ślimaka za rybę, gdzie Francja lobbowała na rzecz takiej zmiany, by dostawać miliony euro dotacji na hodowlę (tych do niedawna) mięczaków.

Za tymi wydawałoby się absurdalnymi rozwiązaniami idą miliardy euro, walka o rynek i większą konkurencyjność. To pokazuje też, że walka o swój interes nie jest z góry przegrana nawet z wielkimi państwami. Skuteczni politycy, bezwzględni jeśli chodzi o interes swojego kraju potrafią kreować rzeczywistość na dziesięciolecia. Znakomitym przykładem jest wynegocjowany przez Margaret Thatcher rabat brytyjski. W Polsce nie korzysta się z możliwości jakie daje nam członkostwo w Unii.

Przykładem totalnej ignorancji polskich polityków jest sprawa emisji dwutlenku węgla. Niemcy, którzy w 2012 roku wyprodukowali 2% więcej CO2 w stosunku do poprzedniego roku (Polska w analogicznym okresie zaliczyła spadek o 5%) oraz produkują prawie 2 tony więcej dwutlenku węgla na mieszkańca mają czelność zarzucać Polsce, że jest “największym trucicielem w UE”. Sprawa opłat klimatycznych i handlu CO2 jest jedną z tych nielicznych spraw, o które polscy posłowie do UE mogą walczyć wspólnie bez względu na partyjny szyld. Jednak polscy europosłowie wolą zajmować się przepychankami, procesami i budowaniem własnych partii. To spycha nasz kraj na peryferia i potwierdza tezę o postkolonialnej mentalności, która każe bez szemrania przyjmować to co metropolia (w tym przypadku Bruksela) narzuca.

Jest też w Unii Europejskiej znaczna ilość idiotycznych przepisów, które w zamierzaniu ich twórców mają ułatwić życie mieszkańcom Unii. Tak było na przykład z rozporządzeniem KE dotyczącym stopniowego wycofywania tradycyjnych żarówek na rzecz energooszczędnych. Szybko okazało się, że nowe zamienniki są wyjątkowo szkodliwe dla środowiska i zdrowia ludzi (zawierają m.in rtęć i fenol, które mogą wywoływać raka, osteoporozę czy problemy ze wzrokiem). Pewnie i za tym krył się interes producentów żarówek energooszczędnych (znacznie droższych od tradycyjnych).

Unijne przepisy ingerują też w wiele innych dziedzin życia jak: regulowanie ilości w spłuczkach, zmniejszania mocy odkurzaczy (dlaczego akurat odkurzaczy?), nakaz dodawania “wielostronicowej instrukcji użytkowania kaloszy”, zrywania awokado, czy trzymania kur w klatkach pazurami do przodu. Przykładów są setki, a wśród nich można znaleźć też regulacje na pierwszy rzut oka śmieszne, ale w rzeczywistości mogące mieć groźne konsekwencje. Tak jest na przykład z wylewaniem nadlimitowego mleka przez rolników, czy niszczeniem (zdatnej do spożycia) żywności ze stołówek, restauracji  i sklepów. W innej sferze negatywne skutki mogą przynosić takie broszury jak ta, pt. “Język neutralny płciowo w Parlamencie Europejskim”, który wpisuje się w prowadzoną od kilku lat lewicową walkę z ukształtowaną od setek lat wizją człowieka.

Trudno oprzeć się również wrażeniu, że część regulacji prawnych jest wdrażana w celu ściślejszej kontroli nad obywatelami krajów Unii Europejskiej. Brukselscy urzędnicy starają się uregulować każdy aspekt życia obywateli państw członkowskich. Brak wyraźnego sprzeciwu ze strony czołowych polityków (także polskich) sprawia, że będą oni coraz śmielej ingerować w codzienność zwykłych ludzi uchwalając coraz dziwniejsze i coraz niebezpieczniejsze akty prawne.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych