Prof. Chris Cieszewski zaprzecza oskarżeniom o współpracę z SB i występuje o autolustrację. "Będę bronił prawdy. Nie interesuje mnie, jakie dokumenty jeszcze spreparują"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Andrzej Wiktor
Fot. Andrzej Wiktor

Prof. Chris Cieszewski, oskarżony przez Tomasza Sekielskiego na antenie TVP w jego programie „Po prostu” o współpracę ze służbami komunistycznymi, stanowczo zaprzeczył tym pomówieniom i wystąpił do Instytutu Pamięci Narodowej o autolustrację.

Dnia 3 grudnia bieżącego roku w programie p. Tomasza Sekielskiego „Po prostu”, który został wyemitowany przez program 1 TVP, p. prof. Antoni Dudek z IPN pomówił mnie, że byłem tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, dzięki czemu „w nagrodę” otrzymałem paszport i możliwość wyjazdu za granicę.

Wszystkie te stwierdzenia są nieprawdziwe i stanowią pomówienie mnie w myśl art 20 ustawy z dnia 18 października 2006 r. „o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów”.

Oświadczam, że nie byłem tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL oraz nie otrzymałem paszportu w zamian za współpracę z SB.

Ponieważ zaś pomówienia tego dokonał publicznie wysoki urzędnik Instytutu Pamięci Narodowej zwracam się do Państwa o wszczęcie wobec mnie procedury lustracyjnej i stwierdzenie zgodnie z prawdą, że nie byłem tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa oraz nie otrzymałem w nagrodę za to paszportu.

Pragnę podkreślić, że ze względu na publiczne oświadczenia p. prof. Antoniego Dudka mamy do czynienia z sytuacją nadzwyczajną. Dlatego też muszę stwierdzić, że próba odmowy przeprowadzenia wobec mnie procedury lustracyjnej czy też postępowania o analogicznym charakterze będę zmuszony traktować jako chęć podtrzymania bezzasadnych oskarżeń prof. Antoniego Dudka, z wszystkimi tego konsekwencjami.

W załączeniu przesyłam moje oświadczenie lustracyjne

- napisał prof. Chris Cieszewski w liście do Dyrektor Biura Lustracyjnego IPN.

W specjalnym oświadczeniu przysłanym do redakcji portalu wPolityce.pl pisze także o okolicznościach swojej ucieczki na Zachód:

Nigdy nie było w moim życiu żadnego aktu zdrady i już od dziecka byłem bardzo wrażliwy na wszelki brak lojalności. Taką postawę wyssałem już z mlekiem matki.

Nie twierdzę, że nie popełniłem w życiu żadnego błędu, ale jeśli mowa o ewentualności współpracy z SB, nie przyznam się do niej nawet gdyby miano mnie publicznie ukrzyżować. Nie interesuje mnie, jakie dokumenty jeszcze znajdą, przygotują, spreparują i będą się na nie powoływać. Zawsze będę bronił prawdy, to znaczy faktu, że współpraca z SB zawsze była dla mnie rzeczą niemożliwą. Przypuszczam, iż wiedzieli o tym także sami funkcjonariusze bezpieki.

W czasie tych kilku dni, które SB pozostawiło mi do namysłu po złożeniu mi propozycji współpracy, byłem zobowiązany do zachowania tej informacji  dla siebie. Esbecy chcieli także zatrzymać mój paszport. Nie zgodziłem się jednak na to, argumentując, że jeśli ten dokument zostanie mi odebrany, nie będę mógł utrzymać w tajemnicy faktu swojego aresztowania – wszyscy wiedzieli bowiem, że paszport jest mi potrzebny, ponieważ miałem we Francji zaplanowany zabieg operacyjny.

Napisałem, że “udało mi się wsiąść na pokład samolotu lecącego do Kanady”, ponieważ aż do chwili, gdy znalazłem się w powietrzu, nikt nie wiedział, czy moja ucieczka się uda. Do tej pory nie rozumiem, jakim cudem esbecy mogli być do tego stopnia nieudolni, żeby nie podać obsłudze lotniska mojego nazwiska. Kiedy wchodziłem na pokład samolotu, widziało mnie około dwudziestu osób, nikt jednak nie wierzył, że moja ucieczka się powiedzie. W gronie tych, którzy mnie odprowadzali, był na przykład Piotr Witakowski, Witold Chodakiewicz (ojciec Marka Chodakiewicza, u którego nocowałem tuż przed wyjazdem – na wypadek, gdyby SB postanowiło mnie śledzić), pan Jagodziński (ojciec Bogusza Jagodzińskiego i właściciel naszego magazynu papieru) i inni rodzice moich współpracowników, którzy bali się, że jeśli nie uda mi się wsiąść na pokład samolotu, ich dzieci trafią do więzienia. Witold Chodakiewicz żartował tuż przed naszym odjazdem na lotnisko mówiąc: „Krem się zawali jeśli uda ci się ta ucieczka”. SB miała wszystko: mnie, który publikował materiały “Woli”, farby, matryce, chemikalia, a także zeznania TW Kuncewicza, który miesiącami obserwował naszą pracę, odnotowując nawet takie detale jak dziura między moim mieszkaniem a mieszkaniem moich sąsiadów. I nic im się nie udało. Nie aresztowali ani jednej osoby ani nie skonfiskowali ani jednej dostawy towaru. Dlaczego? Tylko dlatego, że chcieli ze mnie uczynić swojego współpracownika, gdy tymczasem ja wybrałem ucieczkę. Czy sądzicie, że mogłem podjąć z nim współpracę? Proszę, bądźmy poważni. Taka insynuacja nawet mnie nie obraża – zwyczajnie mnie śmieszy

- pisze prof. Cieszewski.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych