Górny: "zjawisko pomocy Żydom było znacznie powszechniejsze niż się wydaje"

Fot. Mat. prasowe
Fot. Mat. prasowe

Ta książka jest dla mnie oddaniem hołdu, przywróceniem pamięci tych sprawiedliwych, którzy ratowali Żydów. Z drugiej strony to jest sprzeciw wobec fałszowania historii. Jeśli narracja będzie szła tak, jak do tej pory, niedługo dowiemy się, że podczas konferencji w Wannsee Reinhard Heydrich i Adolf Eichmann założyli Żegotę, żeby ratować Żydów przed Holokaustem urządzonym przez Polaków

- tak o motywacji do napisania swojej najnowszej książki, "Sprawiedliwi. Jak Polacy ratowali Żydów przed zagładą", opowiada Grzegorz Górny, publicysta "wSieci".

 

5 grudnia w czwartek o godzinie 19:00 odbędzie się promocja książki "Sprawiedliwi. Jak Polacy ratowali Żydów przed zagładą". Spotkanie z Grzegorzem Górnym odbędzie się o godz. w 19.00 w Sali Teatralnej przy parafii Wszystkich Świętych na pl. Grzybowskim.

 

W rozmowie z portalem Stefczyk.info Górny wskazuje, że "zjawisko pomocy Żydom było znacznie powszechniejsze niż się wydaje".

Dziś, zwłaszcza na Zachodzie, dominuje narracja, że zjawisko pomocy Żydom było marginalne, a większość polskiego społeczeństwa była wrogo nastawiona do Żydów. Tego typu poglądy są rozpowszechniane np. przez niemieckie produkcje filmowe, jak "Nasze matki, nasi ojcowie". Tymczasem okazuje się, że zjawisko pomocy Żydom było znacznie powszechniejsze niż się wydaje. Tytułem "Sprawiedliwi wśród narodów świata" uhonorowanych zostało ponad 6 tysięcy Polaków. To znacząco zaniżona liczba. Żeby uratować jednego uciekiniera z getta, potrzebna była pomoc nawet 10 osób

- tłumaczy Górny.

Dodaje, że "jest relacja Hanny Krall, która doliczyła się łańcuszka ludzi dobrej woli, złożonego aż z 42 osób".

Tyle osób zaangażowało się, by uratować ją, nieznaną im, małą żydowską dziewczynkę. Oni robili to z narażeniem życia

- mówi dziennikarz.

Pytany, z jakim przyjęciem spotkały się prace nad jego książką opowiada pewną anegdotkę:

Redaktor graficzny zaniósł książkę do zakładu poligraficznego. Chciał dokonać próbnego wydruku i zobaczyć, jak książka wygląda na papierze. Pracownicy techniczni zakładu pytali, czy wydawnictwo nie boi się poruszać takich tematów, czy nie boimy się pisać o takich sprawach. Redaktor pytał, dlaczego mielibyśmy się bać, o co im chodzi. (...) Okazało się, że mielibyśmy się bać wydawania takiej książki z racji antypolonizmu. Ci ludzie zauważyli, że dziś przyjęło się pokazywać Polaków, jako sprawców zbrodni, jako szmalcowników czy szabrowników. A jeśli ktoś pokazuje ich od szlachetnej strony, jako tych, którzy nieśli pomoc, to może to być niebezpieczne. Zdaniem pracowników zakładu to może skutkować nieprzyjemnościami.

Górny wskazuje, że ta historia "mówi być może więcej o stanie świadomości Polaków, niż wielkie opracowania socjologiczne".

Cała rozmowa na Stefczyk.info



KL

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.