Nie na temat. Spółka Glob360, właściciel portalu "NaTemat.pl", miała w ub.r. 721 tys. zł straty

fot. J. Michalski/natemat.pl
fot. J. Michalski/natemat.pl

Za SDP.PL

Portal „NaTemat.pl” przedstawiany jest często jako wzorcowy przykład sukcesu w świecie nowych mediów. Setki tysięcy odsłon, czterystu blogerów, mnóstwo cytowań i... skandali. Czegoż chcieć więcej? No, pewnie nie zaszkodziłoby trochę pieniędzy. I tu niespodzianka. Pieniędzy nie ma, są straty. Spółka Glob360, właściciel portalu, miała ich w ub.r. 721 tys. zł.

Dużo to czy mało, trudno oceniać. Tomasz Machała, szef portalu tłumaczy, że płaci frycowe za koszty poniesione na rozruch. I pewnie ma rację. Ale obiektywnie rzecz biorąc, przy przychodach w wysokości 965 tys. zł, to jednak całkiem spora strata.

Martwimy się więc, bo przecież „NaTemat.pl” miał nam wskazać drogę. My, dziennikarze starej daty i niedzisiejszych obyczajów gubimy się w nowych realiach, liczyliśmy więc, że Tomasz Machała powie nam, jak się dziś robi media by wyjść na swoje. Innowacje nie zawsze spotykają się ze zrozumieniem, przyznaję, kpiliśmy sobie z parówek i dżinsów, ale przecież w głębi duszy skręcała nas zawiść: ten to przynajmniej wie czym kaczka wodę pije. A i sam szef portalu utwierdzał nas we wszystkich kompleksach związanych z brakiem pomysłu na to, jak finansować nasze gazety, radia czy portale. Mówił:

Czasy się zmieniły. Stare media nie mogą narzucać nowym mediom, reklamodawcom i użytkownikom przyjęcia ich standardów i formatów. Nie mogą twierdzić, że są one lepsze. Mamy bowiem nowe czasy i nowe reguły.

Nie tylko mówił, ale i czynił. „NaTemat.pl” rzucił wyzwanie etycznej rutynie i staromodnym przyzwyczajeniom. Lokuje co się da, gdzie się da. Ma Tomasza Lisa i nie waha się go używać, nawet by podnieść z ulicy parę złotych (w końcu to też jego biznes). Pokazuje nam miejsce w szyku. Przekonuje, że skończyły się czasy informacyjnej misji i walki o rząd dusz, teraz trzeba po prostu wczuwać się w intencje tego, kto ma kasę. Czytać w jego myślach, rzucić mu do stóp wszystkie siły i środki, zgodnie z zasadą „nasz klient, nasz pan”. Brian Morrissey redaktor naczelny serwisu DigiDay (ponoć „prestiżowego”) na portalu zachęca wydawców do zmiany myślenia o planowaniu tak, by reklama była maksymalnie spójna z treściami.

Po opublikowaniu wyników finansowych najbardziej progresywnego z polskich portali nasuwa się pytanie czemu jest tak źle, skoro miało być tak dobrze. Są dwie możliwości. Albo Tomasz Lis i Tomasz Machała wciąż za mało wczuwają się w potrzeby reklamodawców, albo całe te „nowe reguły” są funta kłaków warte. Osobiście obstawiam tę drugą wersję. Bo nawet jeśli pierwsza jest prawdziwa, to sukces takiego myślenia będzie końcem dziennikarstwa.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.