Rafał Gan-Ganowicz, żołnierz nieistniejącej na mapie Rzeczypospolitej, który nie złożył broni, walcząc z komunizmem wszędzie, gdzie tylko się znalazł. Mój przyjaciel
„Rawicz. To bardzo znane nazwisko z Wolnej Europy. Ja wiem, kto to jest! Muszę panu powiedzieć, że sposób, w jaki opowiadana jest historia i sytuacja okrągłego stołu – bo pan to pomija... z czerwonymi żadnego paktowania! Latarnie! Sznury! Wieszanie! [...]. Taka jest ideologia [...]. To znaczy pan byłby za tym: utopić wszystko we krwi, żadnego dogadywania się z czerwonymi!”.
Tak pracownik telewizji publicznej wypowiadał się w czasie kolaudacji filmu Piotra Zarębskiego nt. Rafała Gan-Ganowicza w styczniu 1998 r. Jednej z bardziej fascynujących postaci polskiej rzeczywistości powojennej.
Urodził się w roku 1932 w okolicach Wawra, choć rodzice mieli też dom na Żoliborzu. Ojciec w latach 20. był poszukiwaczem przygód w Ameryce Południowej, gdzie stał się współwłaścicielem kopalni złota. Wywodził się z uszlachconej przed wiekami, za zasługi dla Rzeczypospolitej, rodziny tatarskiej.
We wrześniu 1939 r. rozpoczyna się czwarty rozbiór Polski. Matka Rafała ginie na początku wojny zabita przez Niemców. W powstaniu warszawskim do ukrytego w piwnicy wraz z innymi chłopca zagląda mężczyzna z biało-czerwoną opaską na ramieniu. Rzuca: „Ojciec zginął”, aby zaraz wyjść i powrócić do walczących.
Architekt dziejów, Józef Stalin, rozpoczyna przebudowę nabytego folwarku, którym zamierza zarządzać. „Prześladowano już nie tylko za czyny, ale i za słowa. Starano się zabijać myśli. Garstka młodzieży walcząca o źdźbło prawdy za pomocą ulotek i napisów na murach zrujnowanej Warszawy ryzykowała więcej niż życie. Tortury były na porządku dziennym” – pisze Gan-Ganowicz. Tymczasem w dalekiej Ameryce agenci w rodzaju Oskara Langego czy Bolesława Geberta prowadzą działalność, której celem jest ustawienie światowej opinii publicznej wobec takich jak Rafał. We Wrocławiu odbywa się Kongres Obrońców Pokoju. Występują Picasso i Éluard. Nie przeszkadza im, że obok szaleje terror, iż ludzie znikają w taki sposób, jak zniknął z polecenia Jerzego Borejszy dyrektor Ossolineum Antoni Lewak.
W tym czasie powstają wiernopoddańcze wiersze Wisławy Szymborskiej i Adama Ważyka, a do PZPR wstępują z biciem w bębny Ryszard Kapuściński i Tadeusz Konwicki. Wiwisekcję tego, co się dzieje, przeprowadził Leopold Tyrmand: „W USA nawet wśród specjalistów od komunizmu panuje przekonanie, że wyższe sfery w społeczeństwie komunistycznym to członkowie partii i rządu, wyższej rangi wojskowi i wysoka kadra przemysłowa. Nic bardziej błędnego. [...] Prawdziwe wyższe sfery to ich lokaje – pisarze, cyniczni intelektualiści, artyści, dziennikarze, którzy za szeleszczące papierki i zwolnienie z odpowiedzialności sprzedają swoją gotowość do każdego fałszu”.
Tacy jak Gan-Ganowicz próbowali walczyć. Kolportowali afisze i ulotki: „Tajniacy z Urzędu Bezpieczeństwa nie próbowali nas nawet zatrzymywać. Strzelali jak do kaczek. Jeden z kolegów został ranny w płuco, innemu przestrzelili kolano. [...] Jeszcze innego dobili w śledztwie. Nikogo nie wydał. Postanowiliśmy się bronić. W ścisku tramwajowym kradliśmy milicjantom pistolety. Rozbroiliśmy w ciemnej ulicy sowieckiego żołnierza. Przy naklejaniu plakatów był teraz kolega w >>obstawie<<. Gdy do nas strzelano, ukryta w ruinach >>obstawa<< odpowiadała ogniem. Ubecy stali się mniej odważni”.
Kiedy Stalin umierał, społeczeństwo było spacyfikowane. Rok 1956 był tego ilustracją. Sen o wolności był towarem równie rzadkim jak w sklepach szynka. Kraj będzie obrastać w kolejne warstwy reformatorów systemu.
Gan-Ganowicz już w tym wszystkim nie uczestniczy. W czerwcu 1950 r. opuszcza kraj z pistoletem w ręku. Jego ucieczka stanie się inspiracją dla wkraczającej w życie młodzieży kolejnego milenium. Legenda jego ścierania się z komunizmem rośnie proporcjonalnie do tego, jaką przynosi wiedza dotycząca lat zniewolenia Polski. Uciekinierzy z niej, tacy jak Gan-Ganowicz, nie mieli złudzeń. Kraj przemienia się w laboratorium, w którym celem będzie wyhodowanie nowego typu człowieka. Prawdziwe zwycięstwo komuniści mieli jednak odnieść nie – jak wielu zakłada – pomiędzy rokiem 1956 a 1970, lecz w roku 1989, kiedy pod uniesionym w górę kloszem wystrzelił produkt ich chowu.
Tymczasem Gan-Ganowicz, po otrzymaniu w dziewięć lat po ucieczce z kraju patentu oficerskiego z rąk gen. Andersa, a także po ukończeniu szkolenia dla spadochroniarzy, wyjeżdża do Konga. Znajduje się tam rodzaj poligonu doświadczalnego, gdzie wyszkoleni w Rosji lub jej krajach satelickich instruktorzy prowadzeni przez Patrice’a Lumumbę chcą doprowadzić do przejęcia władzy przez komunistów. Oto opis jednego z nich: „Był nagi, z wyjątkiem skórzanej przepaski na biodrach, na szyi wisiały amulety: zęby małpie, wysuszone głowy jaszczurek i jakiś woreczek z wężowej skóry. Kazałem sobie ten woreczek dać. Jeniec wpadł w szał. Bronił się tak, że trzech Katangijczyków z trudem dało sobie z nim radę. Zajrzałem do woreczka. Znajdowały się w nim cztery złote obrączki i jakiś dokument. Oniemiałem ze zdumienia. Był to dyplom czeskiego uniwersytetu w Pradze. Wydział medyczny. Kazałem jeńcowi zmyć twarz. Fotografia się zgadzała. Mój >>dzikus<< ukończył medycynę w Pradze...”.
Wśród walczących z inspirowaną przez Rosję rebelią nie brakowało Polaków. Była tam legenda Czarnej Afryki – kpt. Kowalski; byli Józef Swara, Stanisław Krasicki czy kpt. Topór-Staszak. Z tymi ostatnimi Gan-Ganowicz przeprowadził operację „Znicz”, która zadała rebeliantom decydujący cios, i – jak autor – pisze, mogłaby przejść do historii jako wojna trzech Polaków, gdyby nie fakt, że do historii – w przeciwieństwie do „Lotnej” Wajdy – w ogóle nie przeszła.
Kiedy w Afryce toczyły się walki, Władysław Gomułka torturował polskie społeczeństwo przemówieniami. 20 lat komunizmu przynosiło wyniki. Ludzie stawali się bierni i tracili zapał do stawiania oporu. Duch, który towarzyszył odrodzonemu po latach rozbiorów państwu, zginął bezpowrotnie. Wszystko, co później następuje, to zupełnie inna Polska. Inni Polacy. Symbolem tej inności i tych przemian stanie się komunistyczny opryszek w rodzaju Zygmunta Baumana, którego życiowe meandry wiodą od munduru Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego po profesorską togę, czy z młodszego narybku – choćby sędzia Tuleja.
Kiedy toczą się frakcyjne walki pomiędzy „chamami” a „żydami” prowadzące w efekcie do wydarzeń roku 1968, Gan-Ganowicz jest już w Jemenie: „W mało znanym kraju, w wojnie, o której mało kto słyszał, po raz pierwszy od wielu lat znów dane było Polakowi stanąć z bronią w ręku naprzeciw Armii Czerwonej. I los chciał, żebym ja właśnie był tym Polakiem. Błogosławiony los”.
Gan-Ganowicz zaprawiony jest w polowaniu na obsługiwane przez żołnierzy Armii Czerwonej T-54. Potem napisze: „Trzeci czołg rozwaliłem nieco później. Wówczas już trudno było zrobić zasadzkę. Nauczeni doświadczeniem Sowieci przestali jeździć nocami, a w dzień poruszali się tylko pod osłoną piechoty. Jednakże moi >>łowcy czołgów<< rozeszli się po Jemenie i długo jeszcze dochodziły mnie echa ich wyczynów. Rosjanie płacili teraz śmiercią za udział w najeździe na ten wolny kraj. Byłem dumny, że się do tego przyczyniłem. Przeżywałem okres euforii: nareszcie ONI ginęli z ręki Polaka”.
Wojna w Jemenie nie była końcem aktywności Gan-Ganowicza. Kiedy powstała „Solidarność”, przyłączył się do walki jako paryski korespondent Radia Wolna Europa, a po wprowadzeniu stanu wojennego – jako przedstawiciel „Solidarności Walczącej”. Nie zapomniał też, że bezpośrednia walka z Rosjanami toczy się w dalekim Afganistanie. Opracował plan i kosztorys wysłania tam międzynarodowego legionu złożonego z ochotników. Jako ktoś w rodzaju oficera łącznikowego przywiozłem ten projekt ze sobą do Ameryki. Przyjęty zostałem w Białym Domu przez doradcę ds. Bezpieczeństwa Narodowego w administracji Ronalda Reagana, Johna Lenczowskiego. Pisał o tym później Marek Jan Chodakiewicz. To już jednak zupełnie inna historia.
Po odzyskaniu przez Polskę suwerenności działalność i książka Rafała Gan-Ganowicza stały się legendą. Pierwszy program TVP pod presją znacznej grupy parlamentarzystów pokazał film Piotra Zarębskiego. Film, który kolaudanci zamierzali skazać na zapomnienie. Do jego emisji przyczynił się artykuł Andrzeja Rafała Potockiego pt. „Kto się boi Rafała Gan-Ganowicza?”.
Gan-Ganowicz powrócił na stałe do Polski. Początkowo mieszkał w Józefowie pod Warszawą, a później w Lublinie. Tam też w roku 2002 oddał ducha ten jeden z najświetniejszych żołnierzy, jakich miała Rzeczpospolita.
Legendy o nim wciąż obawiają się tysiące. Mniej dziś wśród nich tych, którzy mordowali, bo ci są na wymarciu. Ale są jeszcze ci, o ileż liczniejsi, którzy uczestniczą w starciu doskonale spuentowanym przez ojca sióstr Radwańskich – Roberta Radwańskiego: „Dziś mamy starcie trzeciego pokolenia AK z trzecim pokoleniem UB”. Z tego starcia wyjdzie zwycięsko tylko jedna strona, bo tradycja jest w swych wymaganiach nieubłagana.
W 25. rocznicę powstania „Solidarności Walczącej”, latem 2007 r., prezydent Lech Kaczyński nadał jej działaczom i współpracownikom ordery i odznaczenia państwowe. Wśród odznaczonych pośmiertnie był Rafał Gan-Ganowicz. Kraj zaczyna upominać się o Rafała w ten sam sposób, w jaki upominać się będzie o tych, których na „Łączce” chowano w mundurach Wehrmachtu, upominać o takich jak Ryszard Kukliński, rtm. Pilecki czy dziesiątki bezimiennych, których łączy ponadczasowe rozumienie tego, co nazywamy Polską.
Powyższy tekst jest wstępem do książki Rafała Gan-Ganowicza "Kondotierzy", której wznowienie będzie miało premierę na Targach Książki Historycznej.
Fragment "Kondotierów" ukaże się w najbliższym numerze tygodnika "wSieci". Znajdą w nim Państwo również artykuł Andrzeja Rafała Potockiego o Rafale Gan-Ganowiczu. POLECAMY!
------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------
Zachęcamy do kupna szóstego numeru miesięcznika "W Sieci historii"!
W numerze 6/2013 miesięcznika, między innymi: „Piórem, szablą, dyplomacją - jak odzyskaliśmy niepodległość?”, rozmowa z Markiem Franczakiem, synem Józefa Franczaka „Lalka” - ostatniego Żołnierza Wyklętego, Andrzej Wroński kreśli sylwetkę Piotra Wysockiego, inicjatora wywołania Powstania Listopadowego, zaś Arkadiusz Stempin pisze o domysłach na temat pochowania św. Piotra.
Do miesięcznika dołączony jest film „Trwajcie! Janusz Kurtyka, IPN 2005-2010”.
Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/171043-rafal-gan-ganowicz-zolnierz-nieistniejacej-na-mapie-rzeczypospolitej-ktory-nie-zlozyl-broni-walczac-z-komunizmem-wszedzie-gdzie-tylko-sie-znalazl-moj-przyjaciel