Prof. Rońda o działaniach wobec naukowców: "Czuję się osobą prześladowaną. Moje wszystkie telefony są podsłuchiwane przez 24 godziny na dobę"

Fot. PAP/Tomasz Gzell
Fot. PAP/Tomasz Gzell

To, co napisała „Gazeta Wyborcza”, to przejaw bandytyzmu politycznego reprezentowanego przez Platformę Obywatelską. W momencie zagrożenia ich supremacji krytykują wszystkich, którzy reprezentują inne poglądy na różne kwestie każdego możliwego elementu życia publicznego, tak by dalej prowokować i wyzwalać w ludziach negatywne emocje

- nie kryje oburzenia prof. Jacek Rońda z Wydziału Inżynierii Metali i Informatyki Przemysłowej Akademii Górniczo-Hutniczej, jeden z naukowców uczestniczących w sejmowym zespole ds. badania przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Naukowiec jest zdumiony zachowaniem minister nauki Barbary Kudryckiej, która przekonywała, że działalność ekspertów Macierewicza szkodzi polskiej nauce.

Takie stwierdzenie jest ewidentnym nadużyciem dokonanym przez typowego urzędnika państwowego rodem z Platformy Obywatelskiej. To jest hucpa. Czekam na to oskarżenie i na to, że wezwą mnie przed komisję etyki. To, co pani minister robi, jest aktem naruszenia Wielkiej Karty Uniwersytetów Europejskich

- ocenia Rońda.

W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" ujawnia, jak wyglądało przesłuchanie w prokuraturze:

Prokurator Karol Kopczyk, w mundurze polskiego oficera, zachowywał się prowokacyjnie i w trakcie przesłuchania starał się uzyskać potwierdzenie, że jestem dyletantem w zakresie lotnictwa. Pokazywał mi zdjęcia samolotu Tu-154 z przodu, z boku i z góry i dopytywał z jadowitym uśmieszkiem, gdzie tupolew ma trzeci silnik. Już wtedy podejrzewałem jakąś nieczystą grę i niegodziwe zamiary

- tłumaczy.

Prof. Rońda przekonuje również, że wokół niego zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Jako przykład podaje wydarzenia dotyczące rozmów telefonicznych:

Czuję się osobą prześladowaną. Moje wszystkie telefony są podsłuchiwane przez 24 godziny na dobę. Dam przykład: w środę, 25 września, o godz. 20.30 dzwoniłem do kolegi o imieniu Bogdan. W telefonie słyszałem klikania i głos Bogdana powoli zanikał, mimo że nie ruszałem się z miejsca i siedziałem w fotelu w moim domu. Po zakończeniu rozmowy zadzwoniłem około godz. 21.00 do kolegi Jurka. Rozmawiałem z nim kilka minut. W pewnym momencie głos Jurka brzmiał, jakby trzymał głowę w wiadrze. Rozmowę zakończyliśmy, ponieważ głos Jurka był prawie niesłyszalny. Po rozmowie z Jurkiem zadzwonił do mnie Bogdan, ten pierwszy rozmówca, i powiedział mi, że kilka minut po zakończeniu rozmowy ze mną odezwał się mój telefon. Wyświetlił się mój numer i Bogdan słyszał całą moją rozmowę z Jurkiem. Zapytałem moich kolegów od telekomunikacji. Śmiali się, że „ubecja” urządziła sobie telekonferencję z udziałem moim i osób trzecich. Po tym przykrym doświadczeniu wyrzuciłem do kosza moje dwa telefony komórkowe i kupiłem cztery nowe, na kartę i z doładowaniem. Systematycznie wyrzucam do kosza jeden z nich, co kilka dni.

 

lw, "Nasz Dziennik"

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.