Jest amerykańsko-rosyjskie porozumienie ws. syryjskiej broni chemicznej. Po działaniach ostatniego tygodnia, Rosja stała się de facto głównym rozgrywającym na Bliskim Wschodzie.
W sobotę Rosja i USA ustaliły „wspólną wolę zniszczenia syryjskiej broni chemicznej najszybciej jak się da i w jak najbardziej bezpieczny sposób”. Rząd prezydenta al -Assada dostał tydzień na przedstawienie „pełnej listy” zasobów tej broni. Według porozumienia podpisanego przez sekretarza stanu USA Johna Kerrego i ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa (które ma zatwierdzić Rada Bezpieczeństwa ONZ), dostarczana przez Syryjczyków „broń chemiczna i wyposażenie ma być całkowicie zniszczona w pierwszej połowie 2014 r.”
Jeśli rząd syryjski nie będzie współpracował z inspektorami ONZ, to sprawa zostanie skierowana do Rady Bezpieczeństwa ONZ. W czasie konferencji prasowej po spotkaniu, sekretarz Kerry sugerował wówczas możliwość zastosowania artykułu 7 Karty Narodów Zjednoczonych (mówi o sankcjach i akcji militarnej) a także, że prezydent Barack Obama nadal rezerwuje sobie prawo do ewentualnego uderzenia na Syrię. Ale minister Ławrow nie pozostawił żadnych wątpliwości, podkreślając że w porozumieniu „nie ma nic o użyciu siły, ani automatycznych sankcjach” a decyzje w tej sprawie może podjąć tylko Rada Bezpieczeństwa.
Jak sugerują anonimowi przedstawiciele rządu USA, porozumienie stało się możliwe po tym, jak w czasie nocnych, piątkowych rozmów, sekretarz Kerry de facto wyrzekł się groźby użycia siły wobec Syrii. W ten sposób spełniło się żądanie prezydenta Władimira Putina z początku tygodnia a Waszyngton zgodził się na uczynienie z Rosji prawdziwego kuratora Syrii: jeśli rząd Assada nie będzie współpracował a Moskwa nie będzie chciała naciskać, konsekwencje wyciągnie bezzębna Rada Bezpieczeństwa ONZ, gdzie Rosja i dodatkowo Chiny mają prawo weta wobec każdej rezolucji.
Ogłoszone porozumienie znacznie wzmacnia pozycję Rosji w rejonie Bliskiego Wschodu. Zwłaszcza, że – tuż przed rozpoczęciem rozmów w sprawie Syrii – Rosjanie zgodzili się wypełnić (zawieszony po naciskach USA i Izraela w 2010 r.) kontrakt na dostawę nowoczesnego systemu obrony przeciwlotniczej S-300VM dla Iranu oraz pomoc przy budowie programu nuklearnego. Nowoczesna rosyjska broń przeciwlotnicza, spowoduje, że dostęp do irańskiej przestrzeni powietrznej będzie o wiele trudniejszy niż dotychczas. Takie rozwiązanie może z kolei sprowokować do działania… Izrael. Stojąc w obliczu kontynuacji programu rozwoju broni jądrowej przez Teheran i wyraźnej słabości prezydenta USA, może on pokusić się o atak na irańskie cele zanim nowy system obrony nie zostanie zamontowany.
Sobotnie porozumienie to trzeci raz w ostatnim czasie, kiedy Putin zagrał na nosie Obamie. Pierwszy raz – udzielając azylu politycznego Edwardowi Snowdenowi i ujawnieniu faktu, że wbrew wcześniejszym zapewnieniom, rosyjskie służby miały kontakt z uciekinierem z USA już w czasie, gdy ten ukrywał się w Hongkongu. Drugi – dostarczenie Iranowi systemu S-300 VM, wbrew embargu nałożonemu na ONZ. Trzeci – faktyczne uchronienie prezydenta al-Assada przed amerykańskim atakiem, co pozwoli mu na dalszą, swobodną walkę z powstańcami przy użyciu broni konwencjonalnej dostarczanej z … Rosji i Iranu.
Aby pokazać swoją siłę, Putin opublikował nawet artykuł w czwartkowym wydaniu „New York Timesa”. Zatytułowany „Prośba o ostrożność z Rosji” był de facto przykładem kolejnej konfrontacji z USA. Po przytoczeniu słusznych skądinąd argumentów w sprawie Syrii (nie możność stwierdzenia ze 100 proc. pewnością kto użył broni chemicznej oraz wzrost tendencji radykalnych wśród przeciwników reżymu syryjskiego), Putin przystąpił do dania głównego. Zakpił sobie najwyraźniej z prezydenta Obamy, pisząc że cieszy go „rosnące zaufanie” w kontaktach z przywódcą USA (kiedy wiadomo, że te stosunki są najgorsze od czasu od 2009 r.). Dalej już jest smaganie Ameryki w imię – a jakże – społeczności międzynarodowej, praw człowieka i demokracji.
Miliony ludzi na całym świecie coraz częściej widzą Amerykę nie jako model demokracji ale kraj polegający jedynie na brutalnej sile
- napisał Putin. I wreszcie wziął się za szczególnie bliski Amerykanom koncept „wyjątkowości Ameryki”.
To bardzo niebezpieczne zachęcać ludzi, aby uważali się za wyjątkowych, bez względu na motywacje. Są duże kraje i małe, bogate i biedne, te z długimi demokratycznymi tradycjami i te, które wciąż szukają drogi do demokracji. Także ich polityki się różnią. Wszyscy jesteśmy różni, ale kiedy prosimy o błogosławieństwo Boga, nie możemy zapomnieć że Bóg stworzył nas wszystkich równymi
napisał rosyjski prezydent.
Cały tekst można odczytać jako manifest przywódcy jawnie przeciwstawiającego się „hegemonii” Stanów Zjednoczonych. Jak ustalił dziennik „Wall Street Journal”, artykuł w NYT nie spadł z nieba. To „wystąpienie do Amerykanów i ich politycznych liderów” było efektem działań wielkiej firmy public relations wynajmowanej przez rosyjski rząd: od 2006 r. firma Ketchum zainkasowała już 50 mln dolarów za wpływanie na amerykańską opinię publiczną. Artykuł sygnowany przez Putina to wielki pijarowy sukces. Szef Ketchuma powiedział, że opublikowanie go w przededniu rozmów Kerry-Ławrow, to jakby „święty Mikołaj opublikował komentarz w Wigilię”.
Większość polityków amerykańskich ostro zareagowała na manifest Putina. Szef senackiej komisji ds. międzynarodowych demokrata Bob Menendez powiedział, że czytając artykuł Putina „chciało mu się wymiotować”. Jego kolega, republikanin sen. John McCain stwierdził, że artykuł „obraża inteligencję Amerykanów”. Także marszałek Izby Reprezentantów John Boehner potraktował wystąpienie jako „obraźliwe”. Ale prezydent Putin nie traci czasu. W sobotę właśnie przyjął zaproszenie na rozmowy do Teheranu w sprawie irańskiego programu nuklearnego. Kolejny krok na drodze do statusu głównego rozgrywającego w rejonie i (dobrowolnej w dużej mierze, niestety) marginalizacji USA.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/166444-syria-czyli-jak-rosjanie-znowu-ograli-obame-ogloszone-porozumienie-znacznie-wzmacnia-pozycje-rosji-w-rejonie-bliskiego-wschodu