Dlaczego ofiary bronią oprawców? 40 lat syndromu sztokholmskiego

Fot. Sxc.hu
Fot. Sxc.hu

Syndrom sztokholmski, polegający na emocjonalnym uzależnieniu się ofiary od oprawcy, zdefiniowano 40 lat temu, kiedy zakładnicy wzięci podczas napadu na bank w Sztokholmie po uwolnieniu bronili przestępców. Często słychać o nim w mediach, ale występuje rzadko.

Do napadu na Kreditbanken przy placu Norrmalmstorg w Sztokholmie doszło 23 sierpnia 1973 roku. Wyjaśniając zachowania uwolnionych po sześciu dniach zakładników szwedzki kryminolog i psychiatra Nils Bejerot stworzył termin: syndrom sztokholmski.

Określenie to najczęściej pojawia się - według BBC - w przypadkach głośnych uprowadzeń i przetrzymywania, zwłaszcza kobiet, z których najdobitniejszym przykładem była sprawa dziedziczki fortuny amerykańskiego magnata prasowego, Patty Hearst, porwanej na początku 1974 roku przez lewicową grupę rewolucyjną. Hearst zapalała sympatią do porywaczy, przystąpiła do nich i wzięła udział w napadzie na bank. Ujęta została we wrześniu 1975 roku i skazana. Jej obrońca w procesie tłumaczył jej działania syndromem sztokholmskim.

Najnowszym przykładem sztokholmskiego syndromu, przywoływanym przez media, była sprawa Nataschy Kampusch, porwanej w wieku 10 lat i przez kolejnych osiem przetrzymywanej w piwnicy. Kampusch miała płakać, kiedy dowiedziała się o śmierci swego porywacza Wolfganga Priklopila.

W latach 70. zaintrygowany zjawiskiem syndromu sztokholmskiego psychiatra Frank Ochberg, zdefiniował go na potrzeby FBI i Scotland Yardu. Według niego, by mówić o przypadku tego syndromu, muszą zostać spełnione następujące kryteria:

Nagłe doświadczenie czegoś przerażającego, zagrożenia życia, które pojawia się zupełnie znienacka i człowiek staje się pewien, że umrze. Następnie dochodzi do doświadczenia infantylizacji, kiedy jak dziecko, ofiary nie mogą samodzielnie nic - ani zjeść, ani mówić, ani skorzystać z toalety - jak dzieci. W tej sytuacji drobne przejawy uprzejmości ze strony agresora - jak danie porwanym czegoś do jedzenia - wywołują "prymitywny odruch wdzięczności".

Więźniowie doświadczają potężnego, prymitywnego pozytywnego uczucia wobec porywacza. Wypierają, że znaleźli się w tej sytuacji właśnie przez tego człowieka" i reagują tak, jakby był "tą właśnie osobą, która pozwoli im przeżyć

- wyjaśnia Ochberg.

Badacz zastrzega jednak, że przypadki wystąpienia syndromu sztokholmskiego - odczuwania przez ofiarę pozytywnych uczuć wobec sprawcy, a negatywnych wobec osób próbujących ją wyzwolić - są rzadkie.

Także inni specjaliści, jak Hugh McGowan, który 35 lat pracował z policją nowojorską, zaznaczają, że do wystąpienia paradoksalnego utożsamienia się ze sprawcą przestępstwa dochodzi w rzeczywistości rzadko. Według McGowana termin wszedł do obiegowego użytku ze względu na jego interdyscyplinarność - zarówno w zakresie psychologii jak i wiedzy policyjnej - i zastosowanie w sztuce negocjowania z porywaczami.

Według profesor psychologii Ireny Pospiszyl syndrom sztokholmski to "paradoksalna reakcja obronna, charakteryzująca się pewnego rodzaju fascynacją osobą agresora i szukaniem ratunku właśnie u niego".

Co zatem wydarzyło się w sierpniu w Kreditbanken w Sztokholmie? Poza Szwecją nazwiska pracowników banku - Birgitty Lundblad, Elisabeth Oldgren, Kristin Ehnmark i Svena Safstroma zna mało kto. To właśnie ich jako zakładników wziął 32-letni Jan-Erik Olsson, do którego dołączył potem w banku jego były kolega z celi. Kiedy zakładników uwolniono sześć dni później, widoczne było, że nawiązali pozytywne relacje z przetrzymującymi ich przestępcami.

Najsilniejszą więź wobec Olssona wykształciła Kristin Ehnmark. Po napadzie na bank pojawiały się nawet nieprawdziwe doniesienia, że oboje się zaręczyli.

Kiedy podczas przetrzymywania w banku Ehnmark rozmawiała z ówczesnym premierem kraju Olofem  Palme, prosiła, by mogła opuścić bank razem z porywaczami. Olsson żądał wtedy podstawienia pod bank samochodu, którym mogliby uciec z zakładnikami. Władze odmówiły.

Mówiąc premierowi o swoim "rozczarowaniu" jego postawą, Ehnmark powiedziała:

Myślę, że siedzisz sobie tam i grasz w szachy naszym życiem. W pełni ufam Clarkowi i rabusiowi. Nie jestem zrozpaczona. Oni nam nic nie zrobili. Przeciwnie, byli bardzo mili. Ale wiesz, Olof, boję się, że policja zaatakuje, i to spowoduje, że umrzemy.

Amerykański dziennikarz Daniel Lang przeprowadził dla "New Yorkera" wywiady ze wszystkimi uczestnikami dramatu w rok po napadzie. Zakładnicy opowiadali, że Olsson traktował ich dobrze, i że uważali wówczas, zamknięci w bankowym skarbcu, że zawdzięczają swoje życie przestępcom.

Jeden z zakładników Safstrom mówił o Olssonie: "Kiedy dobrze nas traktował, myśleliśmy o nim jako o awaryjnym Bogu".

W przypadku syndromu sztokholmskiego nie ma powszechnie przyjętych kryteriów diagnostycznych i nie jest on ujęty w międzynarodowej klasyfikacji statystycznej chorób i problemów związanych ze zdrowiem (ICD) Światowej Organizacji Zdrowia.

Część psychologów używa jednak leżących u jego podłoża mechanizmów w odniesieniu do wyjaśniania przemocy domowej i przemocy wobec dzieci.

Według Kampusch syndrom sztokholmski to nic innego jak strategia przetrwania w sytuacji opresji, z której nie ma wyjścia. W wywiadzie dla brytyjskiego dziennika "The Guardian" Kampusch sprzeciwiła się stosowaniu w odniesieniu do niej tego terminu. Jej zdaniem nie uwzględnia on racjonalnych wyborów podejmowanych w szczególnych sytuacjach.

Uważam, że to bardzo naturalne, że następuje przystosowanie i identyfikacja z porywaczem. Zwłaszcza jeśli spędza się z nim dużo czasu. To sprawa empatii i komunikowania się. Szukanie normalności w ramach określonego przestępstwa nie jest żadnym syndromem. To strategia przetrwania

- powiedziała.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.