Słowo się rzekło... SLD przypomina Platformie o obietnicy likwidacji Senatu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Rafał Guz
fot. PAP/Rafał Guz

SLD sięga po stary pomysł i żąda likwidacji Senatu. Bo jest niepotrzebny i kosztowny. (Na jego rozwiązaniu można by zaoszczędzić  nawet 0,5 mld zł w ciągu kadencji.)

Klub Sojuszu zamierza zwrócić się o poparcie propozycji do wszystkich klubów. Postulat likwidacji Senatu powraca niczym bumerang niemal każdego lata, a już na pewno w każdej kampanii wyborczej. Po wyborach zostaje odłożony do lamusa. Tym razem ma być odpowiedzią na pomysł likwidacji urzędów pracy, który we wtorek na swym blogu ogłosił senator PO Jan Filip Libicki. Według Jońskiego Libicki swymi wypowiedziami dowodzi, że senatorowie są niepotrzebni.

Rzecznik SLD przypomniał, że likwidacja izby wyższej była jednym z punktów programu PO; pytanie o jej zniesienie znalazło się m.in. w 2005 roku w projekcie referendum w sprawie zmian w konstytucji pod hasłem "4 razy tak" (chodziło też o zmniejszenie liczy posłów o połowę, zniesienie immunitetu parlamentarnego oraz wprowadzenie ordynacji większościowej).


Mija już ósmy rok i nic w tej sprawie się nie dzieje. Chcemy wysłać do przewodniczących klubów pismo z propozycją likwidacji Senatu. Wiemy, że wiąże się to ze zmianą konstytucji i musi być większość na sali, więc potrzebna jest zgoda PO

- powiedział Joński na czwartkowej konferencji prasowej.

Mam nadzieję, że pan senator Libicki tak ochoczo, jak chce likwidować urzędy pracy,zagłosuje za likwidacją Senatu

- dodał polityk Sojuszu.
Jego zdaniem Senat jest niepotrzebny, a przy tym kosztowny.

Po pierwsze jesteśmy w roku kryzysowym, a po drugie - na przykładzie senatora Libickiego - senatorowie pokazują, że są dzisiaj niepotrzebni. Senator Libicki wychodzi z coraz bardziej kuriozalnymi pomysłami, jest oderwany od rzeczywistości. Być może żyje na swojej senackiej "zielonej wyspie", być może uważa, że nie ma bezrobocia, dlatego trzeba zlikwidować urzędy pracy

- powiedział Joński.
Według niego kompetencje obecnej izby wyższej parlamentu można podzielić między Sejm i prezydenta, który miałby prawo zgłaszania poprawek do ustaw.

Nie ma dzisiaj potrzeby funkcjonowania Senatu.Byłyby to dość spore oszczędności, w ciągu kadencji około pół miliarda złotych

- zaznaczył rzecznik Sojuszu.    
Joński wezwał też premiera, by odciął się od postulatu Libickiego.

Występujemy do Donalda Tuska, aby wycofał się z pomysłu likwidacji urzędów pracy i przedstawił nową ustawę o urzędach pracy

-powiedział rzecznik SLD. Polityk przyznał, że instytucje te działają źle, nie są w stanie skutecznie walczyć z bezrobociem.

Urząd pracy jest traktowany jako miejsce, gdzie trzeba się "odhaczyć" i dostać w zamian ubezpieczenie zdrowotne

- powiedział Joński. 
Wśród zmian, które są konieczne, by poprawić pracę urzędów pracy wymienił m.in.: opracowanie nowego programu aktywizacji bezrobotnych, zwiększenie liczby doradców zawodowych i psychologów, którzy na co dzień byliby do dyspozycji bezrobotnych. Z kolei kursy, które oferują urzędy pracy, powinny odpowiadać na konkretne zapotrzebowanie na rynku pracy.


Rzecznik Sojuszu po raz kolejny wezwał też rząd, by odblokował 10 mld złotych z Funduszu Pracy na walkę z bezrobociem. 
Libicki na swym blogu przekonuje, że jak dotąd nie spotkał nikogo, kto by przez urząd pracy znalazł pracę.

Jeśli szukamy oszczędności, to taka likwidacja takich właśnie urzędów jest właśnie taką oszczędnością. Ci, którzy pracę znaleźli, znaleźli ją sami, albo przez prywatne agencje. Ktoś powie - ale przez te urzędy idą też unijne dotacje! Tak. Ale czy nie lepiej dotacje te przesunąć do innych instytucji?

- pyta Libicki na blogu. 
Kilka tygodni temu kontrowersje wywołała też zapowiedź senatora przygotowania projektu ustawy w sprawie ograniczenia przywilejów związków zawodowych.

Postulat likwidacji Senatu w swoich programach miała i Platforma Obywatelska i SLD. Obie partie po wygranych wyborach, szybko odstępowały od jego realizacji. (Im więcej mieli senatorów - tym szybciej). A wszystko pod wygodnym pretekstem trudności w skonstruowaniu niezbędnej większości konstytucyjnej. Z tym, że nawet nie próbowano jej zgromadzić. Ciekawe czy na ten "odgrzewany kotlet" da się jeszcze kogoś nabrać?

asa/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych