Po napisaniu utworu „Katyń 1940” sądziłem, że nic bardziej traumatycznego nie może już wyjść spod mego pióra. Setki tysięcy wejść na You Tube, kilkadziesiąt wersji coverowych tej prostej, katyńskiej ballady, niezwykle emocjonujące wpisy internautów – to wszystko uzmysłowiło mi, że dotknąłem wyjątkowo wrażliwej struny polskiej duszy...
I prawie że natychmiast popłynęło z sieci żądanie: „Proszę napisać coś o Wołyniu. Ta krwawa zbrodnia musi zostać upamiętniona! Prosimy! No bo jeśli nie Pan, to kto?...”.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Nie da się ot tak, po prostu – siąść i opisać tego ogromu okrucieństwa, nie mającego odpowiednika w nowożytnej historii; skala wołyńskiej rzezi przekracza wszelkie nasze wyobrażenia o człowieczeństwie...
Parafrazując słowa rotmistrza Pileckiego (porównującego Auschwitz z katowniami UB) można by powiedzieć, że „Katyń przy Wołyniu – to była igraszka”. Doprowadzenie polskich oficerów na brzeg wykopu, strzał w tył głowy – toż to śmierć prawdziwie „humanitarna”, to nie boli...
W wołyńskich wioskach było stosunkowo mało mężczyzn; wielu z nich wywieziono na roboty do Niemiec, część była w partyzantce, znaczny odsetek zginął podczas działań wojennych. Na bezbronne kobiety, dzieci i starców napadali ukraińscy sąsiedzi, uzbrojeni w karabiny, siekiery, bagnety, sierpy, młotki, cokolwiek...
Ofiary palono żywcem w chatach i kościołach, gwałcono, przybijano gwoździami, przecinano piłami... Bezbronnych Polaków masakrowano z sadystycznym upodobaniem; niewiastom w ciąży rozpruwano brzuchy, maleńkie dzieci nabijano na sztachet. Śmierć zadawana była powoli, bardzo powoli... Porównanie banderowców z UPA do zwierząt uwłacza tym ostatnim; żadne zwierzę nie zadaje swym ofiarom tylu cierpień...
W odróżnieniu od Rosjan w Katyniu, ukraińscy nacjonaliści na Kresach nie prowadzili żadnych ewidencji. Wybijano całe wioski, rozkradano majątki, palono zabudowania – a sam szacunkowy rozrzut liczby ofiar – od 60 do 200 tys. świadczy o skali tego masowego, zorganizowanego ludobójstwa. Bezmiar okrucieństwa oprawców miał zmusić pozostałe przy życiu ofiary do ucieczki na zachód. I to działało...
Czasami zastanawiam się, dlaczego kino epatujące na co dzień okrucieństwem (np. „Masakra piłą mechaniczną 6”, czy cała seria filmów Quentina Tarantino) nie podejmuje tak „atrakcyjnego” dla kinematografii tematu mordów na Kresach. Dochodzę do wniosku, że fabuły współczesnych horrorów z daleka trącą umownością i fantazją, a u wspomnianego wyżej Tarantino zahacza to wręcz o komedię...
W zderzeniu ze światem realnego ludobójstwa UPA wyobraźnia filmowców odmawia posłuszeństwa; gdyby nie świadectwo ludzi, którzy jakimś cudem przeżyli rzeź wołyńską trudno by uwierzyć, że działo się to naprawdę...
Kiedyś, późno w nocy obejrzałem w TVP dokument o zbrodniach UPA na Wołyniu. Obecni staruszkowie (w latach 40-tych – kilkuletnie dzieci) opowiadali o tragicznej śmierci swoich najbliższych: rodziców, rodzeństwa, przyjaciół, sąsiadów. Emocje, wzruszenia i łzy co chwila przerywały narrację; horror strasznych wspomnień wracał po latach ze zdwojoną siłą...
Po tym programie nie mogłem już zasnąć. Zdałem sobie sprawę, że to są ostatni żywi świadkowie pamiętający PRAWDĘ o tamtych krwawych zajściach.
I tak do rana powstała ballada „Wołyń 1943”, oparta na harmonii znanej „Ukrainy”...
Lech Makowiecki
P.S. Prośba do bardzo popularnego w Polsce ukraińsko-polskiego zespołu „Enej” (to pseudonim jednego z banderowskich oprawców, osobiście obcinającego Polakom głowy).
Źle się chłopcy bawicie.
Zmieńcie nazwę zespołu (np. na „Eneasz” – bo takie właśnie imię nosi prawdziwy bohater „Eneidy”). To przecież taka prosta, oczywista rzecz, nieistotna dla was. Chyba, że się mylę...
Jeśli jednak z uporem godnym lepszej sprawy trwacie uparcie przy swoim, znaczy to, że żyjąc z nami pod jednym dachem zupełnie nie szanujecie ani nas, ani naszej wrażliwości...
____________________________________
Warszawski program obchodów 11 lipca, upamiętniający ofiary na Wołyniu wygląda następująco:
12.00 - Msza św. W kościele św. Aleksandra na Pl. Trzech Krzyży
13.30 - Marsz Pamięci z Pl. Trzech Krzyży, ul. Nowy Świat, Krakowskim Przedmieściem, do Pl. Zamkowego. Pod tablicą pamiątkową na Domu Polonii przy Krakowskim Przedmieściu 64 zostaną złożone kwiaty. Będą też przemówienia okolicznościowe, przedstawienie stowarzyszeń kresowych, zaproszenia do udziału w imprezach towarzyszących
16.00 – Koncert Pamięci:
Prowadzenie: Jan Pospieszalski
16.00 – 16.05 Rozpoczęcie koncertu, przedstawienie wykonawców
16.05 - 16.30 - Tradycyjne pieśni z Wołynia i Podola oprac na podst. Biblioteczki Pieśni Regionalnych pod red. Karola Hławiczki, wyk. Teatr Muzyczny Od Czapy
16.35 - 17.00 - Nowe utwory do wierszy inspirowanych Tragedią Wołyńską (sł. Teresa Puryna, Krzysztof Kołtun, muz. Marcin Styczeń, Weronika Kowalska, Piotr Bajus, Mariusz Obijalski) wyk. Marcin Styczeń, Weeronika Kowalska, Teatr Muzyczny Od Czapy z towarzyszeniem zespołu Piotra Bajusa (Piotr Bajus - Gitara, Darek Budkiewicz- Bas, Marcin Piszczorowicz perkusja, Mariusz Obijalski - klawisze)
17.05 - 17.30 Ballady patriotyczne – m.in. Ballada wołyńska sł., muz. i wyk,- Lech Makowiecki
17.35 - 18:00 Utwory m.in. z płyty "Niewygodna prawda" – sł., muz., wyk. – Tadek
Artyści wystąpią na tle inscenizacji stworzonej z przedwojennych fotografii Polaków pomordowanych w 1943 roku na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
18.00 - Zakończenie uroczystości
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/161610-wolyn-1943-historia-pewnej-ballady