"Zdaniem prokuratury, zdarzało się, że marszałek łapówkę wziął, a sprawy nie załatwił". W tygodniku "Sieci": marszałek Karapyta - studium przypadku

"To To największa afera w historii podkarpackiego samorządu" - w najnowszym numerze tygodnika "Sieci" polecamy artykuł Jaromira Kwiatkowskiego o marszałku województwa Mirosławie Karapycie. Poniżej fragment:

W sobotę, 20 kwietnia, po wygranym przez siatkarzy Asseco Resovii Rzeszów meczu z Zaksą w Kędzierzynie-Koźlu, cieszył się wraz z nimi ze zdobycia po raz drugi z rzędu mistrzostwa Polski, wręczał im złote medale. Później było świętowanie sukcesu, śpiewy, szampan. W pewnym momencie poślizgnął się na posadzce i upadł. Kiedy w poniedziałek rano w jednej z regionalnych gazet oglądałem zdjęcie, na którym uchwycono ten moment, nie mogłem przypuszczać, że będzie ono smutną alegorią tego, co stanie się jeszcze w tym samym dniu: późnym popołudniem został zatrzymany przez funkcjonariuszy CBA w swoim mieszkaniu koło Lubaczowa. We wtorek usłyszał siedem zarzutów korupcyjnych.

Mirosław Karapyta, marszałek województwa podkarpackiego i polityk PSL, był jednym z najbliższych współpracowników prezesa tej partii na Podkarpaciu i szefa jej Klubu Parlamentarnego, posła Jana Burego. Doktor nauk humanistycznych z dziedziny socjologii, wykładowca m.in. na Uniwersytecie Rzeszowskim, przez ostatnią dekadę piastował wiele wysokich funkcji: był wicekuratorem oświaty, wicemarszałkiem województwa, wojewodą, wreszcie – od 30 listopada 2010 r. – marszałkiem. Nie udało mu się jedynie dostać do Parlamentu Europejskiego w 2004 r. i do Sejmu w 2005 oraz 2007 r. – Jeśliby nie miał zalet, nie był człowiekiem dobrze wykształconym, elokwentnym, to nie piastowałby tych wszystkich funkcji – podkreśla Jan Bury. – Znał problemy społeczne i gospodarcze województwa, miał łatwość nawiązywania kontaktów z ludźmi, także z mediami, i myślę, że wielu polityków czy dziennikarzy postrzegało go jako polityka dużego formatu.

Zarzuty postawione mu przez prokuraturę zdają się sugerować, że Karapyta miał drugie oblicze, którego nie dostrzegano lub nie chciano dostrzec. Oblicze człowieka, któremu władza uderzyła do głowy tak, że poczuł się bezkarny.

Pieniądze, meble, wczasy, seks

Marszałek następnego dnia po zatrzymaniu został doprowadzony do Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie. Tam usłyszał siedem zarzutów korupcyjnych. Zdaniem prokuratury, w latach 2011–2012 miał przyjąć łapówki w wysokości od 1,5 do 30 tys. zł. Najwyższą mieli wręczyć dwaj przedsiębiorcy: Zbigniew S. i Stanisław T. (obaj również zostali zatrzymani). W zamian Karapyta miał przyspieszyć wypłatę firmie budowlanej Zbigniewa S. z Przeworska dwóch transz unijnych funduszy, mimo iż właściciel nie przedstawił kompletu wymaganych dokumentów. Marszałek miał także przyjmować od przedsiębiorców łapówki w postaci opłacenia jego pobytu wraz z osobą towarzyszącą w hotelu oraz obiadu, mebli do domku dla gości czy kilkudniowego pobytu wraz z osobą towarzyszącą najpierw w domku letniskowym, a później na wycieczce we Włoszech.

Zdaniem prokuratury, zdarzało się, że marszałek łapówkę wziął, a sprawy nie załatwił. Tak było w przypadku przedsiębiorcy, który opłacił mu pobyt w hotelu i obiad w zamian za załatwienie bliżej nieokreślonej sprawy; innego, który zafundował meble do domku dla gości, za co marszałek miał zatrudnić w urzędzie jego krewną; wreszcie jeszcze innego, który opłacił wczasy za obietnicę uruchomienia w urzędzie specjalnego programu, dzięki któremu ów przedsiębiorca mógłby otrzymać dotację na rozpoczęcie działalności rolniczej. Zawiedzeni przedsiębiorcy ujawnili to prokuraturze, w związku z czym zostaną potraktowani łagodniej (jak poinformował nas rzecznik lubelskiej PA, Grzegorz Janicki – kto ujawni korupcję, zanim dowiedzą się o tym organa ścigania, nie podlega karze; ale nawet wtedy, gdy zostanie wcześniej „namierzony”, a ujawni szczegóły przestępstwa, może skorzystać z możliwości nadzwyczajnego złagodzenia kary, a nawet warunkowego zawieszenia jej wykonania; w przypadku przedsiębiorców, którzy mieli skorumpować marszałka, decyzję podejmie prokuratura po analizie materiału dowodowego). Z kolei Zbigniew S. obiecał 5 tys. zł łapówki, za co marszałek miał „nacisnąć” podległą sobie jednostkę, by wypłaciła mu pieniądze za roboty, których jakość budziła zastrzeżenia. Marszałek nie „nacisnął”, łapówki nie otrzymał, ale – jak podkreśla prokurator – sama chęć przyjęcia korzyści majątkowej jest już karalna.

Najbardziej bulwersujące są dwa zarzuty przyjęcia tzw. korzyści osobistych w postaci zaspokojenia potrzeb seksualnych. Chodzi o dwie kobiety, które miały uprawiać seks z marszałkiem: jedna w zamian za obietnicę przyjęcia do pracy, druga – za załatwienie nieurzędowej sprawy. Jak poinformował dziennikarzy Andrzej Jeżyński, naczelnik Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, żadna z nich nie była zmuszana do seksu.

Karapycie postawiono także zarzut płatnej protekcji, czyli powoływania się na wpływy w instytucjach samorządowych i państwowych (np. w starostwie w Jarosławiu i tamtejszej komendzie policji). Grozi mu do 10 lat więzienia.

W środę, 24 kwietnia, marszałek został aresztowany na trzy miesiące, jednak sędzia Katarzyna Gałus zadecydowała, że będzie mógł opuścić areszt, jeżeli do 8 maja wpłaci 60 tys. zł poręczenia majątkowego. Posiedzenie sądu w tej sprawie trwało prawie 7 godzin, do przeanalizowania były 32 tomy akt. Znaczna ich część to materiały z podsłuchów telefonicznych. Karapyta nie przyznał się do popełnienia żadnego z zarzucanych mu czynów. Areszt, po wpłaceniu kaucji, opuścił już dzień później.

Cały artykuł - w najnowszym numerze tygodnika "Sieci".

Polecamy także profil facebookowy "Sieci" - dołącz do 31 tysięcy naszych przyjaciół!

"Sieci" - zawsze po stronie Polski.

CZYTAJ TAKŻE: W najnowszym numerze tygodnika "Sieci": Niemy krzyk, czyli o wyciszanych badaniach związanych z przypadkami pedofilii wśród homoseksualistów. Zobacz okładkę!

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych