Bezcenne jest przeczytać jak Leszek Miller potwierdza istnienie licznych patologii w systemie III RP

fot. miller.pl
fot. miller.pl

W tym roku miną 24 lata od przemian 89 roku. To już prawie ćwierć wieku funkcjonowania III RP. W tym czasie ukazało się wiele prac wybitnych naukowców: socjologów, politologów, historyków, ekonomistów opisujących zachodzące przemiany.

Między innymi profesorowie Jadwiga Staniszkis, Witold Kieżun, Zdzisław Krasnodębski, Andrzej Zybertowicz, Antoni Dudek, dr Barbara Fedyszak-Radziejowska od wielu lat zajmują się opisywaniem rzeczywistości politycznej, społecznej, ekonomicznej ostatnich ponad 20 lat. Naukowcy Ci opisywali nie tylko same fakty, ale dociekali także motywów takich, a nie innych decyzji, wskazywali na liczne patologiczne zjawiska, które działy się za przyzwoleniem lub wręcz w oparciu o decyzje rządzących. Na tyle ile mogli starali się zaglądać za kulisy, za którymi podejmowano najważniejsze decyzje oraz dostrzegać nieformalnych aktorów wpływających na sprawujących władzę polityczną.

Choć ich publikacje były owocem żmudnej pracy i wnikliwych badań, to bardzo często były dyskredytowane pomówieniami. Niezależnym naukowcom doklejano etykietę PiS-owców, oszołomów etc. Tak najłatwiej było zdezawuować ich badania. Nie za pomocą argumentów opartych o solidne badania. Nie siłą argumentów, tylko argumentem siły, bo czymś takim w istocie było pomawianie o partyjne inspiracje publikowanych prac. Co ciekawe często robiły to osoby z tytułami naukowymi, które nie kryły swoich związków ideowych, a nawet instytucjonalnych z lewicowo-liberalnym establishmentem.

Dlatego wypada się cieszyć z wydania wywiadu rzeki z Leszkiem Millerem pt. „Anatomia siły”. Tak, to nie jest przejęzyczenie. Uważam, że ta książka potwierdza wiele tez, które wcześniej były wyśmiewane, wyszydzane, choć nigdy rzetelnie nie zostały sfalsyfikowane. Bezcenne jest przeczytać jak Leszek Miller potwierdza istnienie licznych patologii w systemie III RP.

W wywiadzie Leszek Miller porusza wiele spraw z ostatnich 24 lat. Oczywiście sporo jest tam przechwałek co do jego własnych dokonań. Nie to jest jednak najbardziej interesujące. Najciekawsze jest to co pojawia się często między wierszami, kiedy były premier opisuje liczne patologii systemu III RP. Nie wiem czy Leszek Miller mówił to z przypływu szczerości, zapomniał trzymać język na wodzy, czy może nie dostrzegł jak wiele mówi o patologiach systemu.

Chcę jasno zaznaczyć, że w tej książce nie znajdziemy nic nowego, odkrywczego, nic co mogłoby zaskoczyć rzetelnych badaczy polskiej rzeczywistości czy czytelników ich prac. Znajdziemy liczne potwierdzenia tego co opisywali, tylko, że wypowiedziane przez prominentnego polityka lewicy, który w ostatnich dwudziestu latach pełnił ważne funkcje państwowe i wiele z tych patologii widział z bliska bądź sam w nich uczestniczył.

Leszek Miller należy do grona polityków - symboli wszystkiego co związane jest z systemem III RP. Pod koniec rządów PZPR był ważnym aparatczykiem rządzącej partii. W III RP był ministrem pracy, szefem Urzędu Rady Ministrów, ministrem spraw wewnętrznych, wreszcie premierem. Był także twórcą i wieloletnim liderem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Mówiono o nim „kanclerz”, chwalono za skupienie w swych rękach ogromnej władzy.

Trudno w jakikolwiek sposób oskarżyć go o sprzyjanie prawicy, czy znaleźć jakieś krytyczne jego wypowiedzi odnoszące się do najistotniejszych, fundamentalnych zasad na których oparte jest funkcjonowanie III RP. Bez względu na intencje jakimi się kierował Leszek Miller warto przytoczyć kilka jego wypowiedzi.

Leszek Miller potwierdza nadzwyczajny, zakulisowy, nie wynikający z żadnych umocowań konstytucyjnych czy decyzji wyborców wpływ na polską politykę Adama Michnika. W wywiadzie Leszek Miller obszernie opisuje relacje z Adamem Michnikiem, koncernem Agora, aferę Rywina.

Programowo ani ideowo niewiele nas różniło. To był trójkąt wewnętrznie zrównoważony.

Traktowaliście się jak triumwirat?

Coś w tym rodzaju. Kwaśniewski i ja mieliśmy realną władzę polityczną. Natomiast Michnik miał rząd dusz w środowiskach opiniotwórczych.

Sądzę, że oni naprawdę zmierzali do imperium w stylu Murdocha, jeszcze bez telewizji publicznej, bo w tamtym momencie było to poza ich zasięgiem.

On uważał, że im jego imperium medialne jest większe, tym ma silniejszą pozycję w negocjacjach z władzą polityczną, oczywiście nie jako polityk, ale jako osoba inspirująca czy dyscyplinująca. Uważał, że każda władza powinna uwzględniać – albo wręcz wykonywać – linię jego gazety, nawet odwoływać ministrów na jego żądanie. Innych właścicieli medialnych koncernów interesował głównie biznes, Michnik tymczasem miał ambicje konstruowania własnej Rady Ministrów. Zresztą do dziś gazeta zachowała takie aspiracje.
Był bardzo silny, bo był wzorem dla innych mediów i pokoleń dziennikarzy. Wszystkie media patrzyły na to, co napisała „Gazeta Wyborcza”, która w tamtym czasie stała u szczytu swojej potęgi, także finansowej. To, co się rano ukazało w „GW” było przez cały dzień wałkowane przez inne redakcje, także telewizyjne i radiowe. To „Gazeta” decydowała o tematach i rodzaju debaty publicznej. Nie było żadnego innego podobnie znaczącego dyrygenta, który nadawałby ton całej orkiestrze. Monopol na rząd dusz w środowiskach opiniotwórczych należał do Michnika. To było oczywiste.

O roli Tomasza Nałęcza w sejmowej komisji śledczej ds. afery Rywina:

Według Rokity Nałęcz wyznał mu, że w sprawie śledztwa ma jedno ograniczenie - nic nie może się stać Kwaśniewskiemu.

O spotkaniach z Michnikiem:

W kręgach kierowniczych Sojuszu, nie wyłączając mnie, spotkanie z Michnikiem było uważane za nobilitację. (…) To nie było tak, że każdy mógł się spotkać z Michnikiem. Trzech, czterech ludzi się spotykało, a reszta patrzyła z zawiścią. Jego zdanie się szanowało.

Jak dużo to ostatnie zdanie mówi o kondycji moralnej postkomunistów, mających swoisty kompleks niższości wobec redaktora naczelnego w końcu jednej z wielu gazet. Samo spotkanie z Michnikiem było dla nich nobilitacją. Aż strach pomyśleć, że tacy ludzie przez wiele lat rządzili Polską.

Leszek Miller w swojej książce miota się pomiędzy podziwem dla Adama Michnika i złością na niego, że wojna jaką była afera Rywina wyrzuciła go z funkcji szefa rządu. Zapomina tylko dodać, że nieformalna potęga Michnika, pozwalająca mu kreować i dymisjonować premierów i ministrów, wyrosła w znacznej mierze za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego i rządów lewicy, w tym i jego. Dopóki był beneficjentem triumwiratu to wpływy Michnika go nie raziły, zaczęły go razić dopiero, gdy ich interesy się rozeszły.

Liczni dziennikarze oburzają się gdy pewne gazety i stacje radiowo-telewizyjne nazywa się mainstreamowe, czy mętnego nurtu. Warto przypomnieć im historię pijanego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na grobach polskich oficerów w Charkowie. Sam fakt dyskwalifikuje Aleksandra Kwaśniewskiego, ale to co się potem działo z tą sprawa jest hańbą dla tych mediów, które brały udział w tuszowaniu sprawy. Leszek Miller był nie tylko naocznym świadkiem pijaństwa Kwaśniewskiego, ale brał także udział w operacji będącej niczym innym jak cenzurą.

Później podczas lotu do Charkowa prezydent wypił trochę za dużo i zaczął mieć kłopoty. Na cmentarzu to niestety było widać i skandal wisiał w powietrzu. Kiedy wylądowaliśmy w Warszawie, umówiliśmy się z Siwcem, że on będzie rozmawiał z TVN, a ja z Polsatem. Ponieważ Robert Kwiatkowski był szefem telewizji publicznej, to wystarczyła rozmowa telefoniczna. Umówiłem się z Zygmuntem Solorzem-Żakiem i Piotrem Nurowskim, spacerowaliśmy w ciemnościach po alejkach parku Saskiego i ja apelowałem do ich obywatelskiej odpowiedzialności. Chodziło oczywiście o zablokowanie emisji materiałów z Charkowa. Siwiec w tym samym czasie próbował porozumieć się z Mariuszem Walterem. U mnie stanęło na tym, że jak nikt tego nie pokaże, to Polsat też nie. Siwiec uzyskał taką samą obietnice w TVN. Ale potem Tomasz Lis w TVN wyemitował przywiezione materiały. Tyle, że nie najbardziej drastyczne.

Jeśli TVP, TVN, Polsat chcą zmyć z siebie tę hańbę to powinny wyemitować całość nagrań z Charkowa, którymi dysponują.

O obsadzaniu spółek skarbu państwa:

Takie kwestie jak spółki skarbu państwa powinny być poza zainteresowaniem prezydenta i jego ludzi. Ale tak nie było i nie jest. W niektórych przypadkach interwencja prezydenta była zupełnie wyraźna, jak na przykład w sprawie PZU. Kwaśniewskiemu bardzo zależało, żeby szefem PZU został Cezary Stypułkowski. W tym przypadku rozmawiał o nominacji nie tylko ze mną, ale także z ministrem skarbu, który skonsternowany pytał mnie, co ma robić.

Warto dodać, czego już nie znajdziemy w książce, że nie był to jedyny przypadek, kiedy Aleksander Kwaśniewski wpływał na obsadę władz spółek z udziałem skarbu państwa. Podobnie czynił w przypadku PKN Orlen, kiedy lobbował w interesie oligarchy Jana Kulczyka. Notabene teraz zasiada w Radzie Dyrektorów jego firmy pobierając kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznego wynagrodzenia.

Leszek Miller, chcąc nie chcąc, potwierdza jak ważne dla przejrzystości życia publicznego było wprowadzenie przepisów o finansowaniu partii politycznych z budżetu państwa.

Od czasu gdy wprowadzono przepisy wprowadzające finansowanie partii politycznych, drenowanie pieniędzy ze spółek na cele partyjne stało się praktycznie niemożliwe.

Czytając te i inne wypowiedzi Millera nie trudno dostrzec dlaczego był i jest jednym z najzacieklejszych przeciwników Prawa i Sprawiedliwości. Wszak krótkie rządy Jarosława Kaczyńskiego i tragicznie przerwana prezydentura śp. Lecha Kaczyńskiego były zaprzeczeniem wszystkich patologicznych zjawisk na których opiera się III RP. Furia z jaką były zwalczane przez mainstreamowe media, a szczególnie Adama Michnika nikogo nie powinna dziwić. Wszak Adam Michnik nie mógł zaakceptować sytuacji w której nie ma żadnego wpływu na prezydenta i premiera.

W książce brakuje oczywiście wielu wydarzeń, o których Leszek Miller ma wiedzę. Nie ma nic o zniszczeniu Romana Kluski i innych biznesmenów, którzy nie byli zblatowani z lewicową władzą. Afera Orlenowska, starachowicka, wykorzystywanie służb specjalnych w celach politycznych to tematy, które albo nie pojawiają się wcale, albo zaledwie jednozdaniowo. Być może dlatego, że nie są to tematy wygodne dla Leszka Millera.

Z ciekawostek można wymienić jeszcze trzy wątki. Leszek Miller wyśmiewa się z określania rządu Tadeusza Mazowieckiego jako pierwszego niekomunistycznego rządu, bo był to rząd z udziałem PZPR.

Miller zdradza jak ważny dla formacji postkomunistycznej, mimo, że już dawno nie pełnił żadnych funkcji jest Wojciech Jaruzelski. Gdy tylko dowiedział się, że prokuratura umorzy postępowanie wobec pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, co będzie wstępem do jego rehabilitacji, niezwłocznie powiadomił o tym Jaruzelskiego. A ja jeszcze miałem jedną przykrą misję, bo uzgodniliśmy, że pójdę do generała Jaruzelskiego i go uprzedzę, żeby nie dowiadywał się z mediów.

Ciekawie opisuje też atmosferę z czasów afery Olina i obawy przed podsłuchami ze strony służb specjalnych kierowanych przez ludzi prezydenta Lecha Wałęsy. Czyżby panowie nie dowierzali w praworządność Lecha Wałęsy i jego zaplecza?

Pamiętam jak z Kwaśniewskim i Szmajdzińskim umówiliśmy się u mnie w domu. Weszliśmy do małej łazienki, odkręciłem krany i mówiliśmy do siebie szeptem. Proszę to sobie wyobrazić: prezydent elekt, ważny minister i szef największego klubu parlamentarnego siedzą na sedesie, na krawędzi wanny i półgłosem wymieniają się informacjami.

Czytając książkę Millera miałem nieodparte wrażenie, że patologie z którymi walczyło Prawo i Sprawiedliwość, znane z czasów rządów lewicy, ze zdwojoną siłą wróciły w czasie rządów Donalda Tuska. To jak prorządowe media w kilka dni wyciszyły aferę hazardową czy stoczniową przypomina operację z Charkowem, tylko przeprowadzoną skuteczniej.

Czy przypadkowe jest, że Platforma opowiada się za zniesieniem finansowania partii z budżetu państwa, gdy równocześnie setkami swoich działaczy obsadza spółki skarbu państwa, a jej nominaci w spółce państwowej PL. 2012 dostają ponad milionowe premie. Czemu i komu mają służyć tak ogromne transfery z publicznych pieniędzy?

Także powrót do nieformalnych wpływów tych samych oligarchów to restauracja systemu działającego przed aferą Rywina.

Sam Leszek Miller nie ukrywa podziwu dla Donalda Tuska jak potrafi być skuteczny w wyciszaniu afer. Leszek Miller pewnie zdaje sobie sprawę, że dzisiaj system III RP to system Tuska, który postanowił utrwalić wszystkie cechy III RP. Widać, że Miller zazdrości Tuskowi, że sam nie był tak skuteczny.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.