Paweł Burdzy z Chicago: Tarcza antyrakietowa w Polsce ostrzyżona. Znowu

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Rząd USA ogłosił, że rezygnuje z ostatniej, czwartej fazy systemu antyrakietowego w Europie (EPAA). Oznacza to, że w Polsce nie zostaną rozmieszczone po 2018 r. nieistniejących jeszcze przeciwrakiety SM-3IIB. Zaoszczędzone środki pójdą na system antyrakietowy na Alasce.

System obrony przeciwrakietowej EPAA ma bronić europejskie terytorium NATO. Polska część systemu – baza w Radzikowie – ma powstać w ramach fazy trzeciej do 2018 r. W piątek sekretarz obrony USA Chuck Hagel ogłosił, że czwarta faza – zakładająca instalację przeciwrakiet SM-3II B w bazie w Radzikowie – zostanie porzucona na skutek „przesunięcia środków finansowych”. Szef Pentagonu osłodził decyzję, mocnymi zapewnieniami, że  amerykańskie

zobowiązania ws. obrony przeciwrakietowej NATO pozostają trwałe i niezmienne (…) mocne niczym pancerz

- ale fakty są takie: rezygnacja z pocisków SM -3IIB oznacza, że pociski z Polski będą chroniły przed rakietami krótkiego i średniego zasięgu, ale nie będzie można ich użyć do strącenia  rakiet międzykontynentalnych (strategicznych pocisków balistycznych). Czyli że ambitny projekt tarczy antyrakietowej z czasów prezydentury Busha juniora, został ponownie przystrzyżony przez jego następcę. Jaka była reakcja Warszawy?

Rząd Donalda Tuska realistycznie oceniał, że realizacja kolejnych faz będzie warunkowana zmieniającą się sytuacją bezpieczeństwa międzynarodowego

- napisał w oświadczeniu rzecznik MSZ.

„Wybory mają swoje konsekwencje” – to powiedzenie stare jak wybory w krajach demokratycznych. Piątkowa decyzja Pentagonu i kolejne przystrzyżenie antyrakietowej tarczy w Polsce to prosta konsekwencja reelekcji prezydenta Baracka Obamy. Z jednej strony stoją za nią mocne racje – cięcia w budżecie Pentagonu, zmuszają do wyboru priorytetów. Niewątpliwie takim priorytetem jest wydanie około jednego miliarda dolarów na 14 dodatkowych wyrzutni w bazie Fort Greely na Alasce (mogące już od 2017 r. strącać północnokoreańskie rakiety dalekiego zasięgu), niż przeznaczenie go na budowę (nieistniejących jeszcze) pocisków SM – 3IIB oraz instalację ich po 2018 r. w polskim Redzikowie. Ale to przede wszystkim wybór strategiczny: zapowiadana przecież przez prezydenta Obamę „większa elastyczność” w drugiej kadencji w stosunkach z Rosją. A także zapowiadane podczas styczniowej mowy inauguracyjnej plany „dwustronnych rozmów” z Moskwą w sprawie zmniejszenia arsenałów nuklearnych.

Nie jest tajemnicą, że Moskwa mówiła „njet” dla jakichkolwiek negocjacji do czasu, aż USA nie zrobią czegoś z tarczą antyrakietową w Europie, uważając ją za bezpośrednie zagrożenie dla własnej, nuklearnej broni strategicznej.

USA porzucają czwartą fazę europejskiego systemu obrony przeciwrakietowej, który powodował największe sprzeciwy ze strony Rosji

- tak zatytułowała swoją depeszę w tej sprawie rosyjska agencja ITAR-TASS. Ciekawe informacje przynosi artykuł w sobotnim „New York Timesie”. Gazeta cytuje rzecznika Pentagonu, że decyzja „w żadnym razie nie ma nic wspólnego z Rosją”. W następnym akapicie, wysoki urzędnik departamentu obrony – tym razem anonimowo – zapewnia, że nie chodzi o Rosję, ale „jeśli efekty uboczne przyniosą korzyść Rosji, niech tak będzie”. Jeszcze dalej idzie – cytowany przez „NYT” – ekspert od kontroli zbrojeń i były urzędnik administracji  - Steven Pifer stwierdzając, że decyzja Pentagonu powoduje, że tarcza „teraz nie będzie już stanowić zagrożenia dla rosyjskich rakiet”.

Jeśli słuchało się Rosjan w ostatnich dwóch latach, to była największa przeszkoda w takich sprawach, jak współpraca z NATO

– powiedział gazecie ekspert.

O tym, że decyzja administracji może być formą ustępstwa na rzecz Moskwy świadczy też sposób jej ogłoszenia. Ogłoszona półgębkiem, niejako przy okazji informacji o zwiększeniu nakładów na budowę antyrakiet na Alasce. W piątkowe popołudnie – co nosi znamiona typowego „weekendowego zrzutu” – czyli ogłaszania niewygodnych informacji tuż przed weekendem, gdy wszyscy nie mają głowy do poważnych spraw. Co ciekawe, sekretarz Hagel – zwany przez niektórych nawet Hagelskim ze względu na polską babkę – nie znalazł czasu, aby porozmawiać na ten temat z ministrem Tomaszem Siemoniakiem (ten kompletnie zaskoczony, odsyłał na twitterze do oświadczenia MSZ). Co prawda rzecznik MSZ napisał, że

szef dyplomacji amerykańskiej John Kerry zadzwonił zawczasu do ministra Radosława Sikorskiego informując o decyzjach,

jednak znając język dyplomacji oznacza to jedno: Polakom zakomunikowano decyzję i już.

Jedyny oficjalny głos krytyki jaki udało mi się znaleźć w mediach pochodził od republikańskiego kongresmana Mike’a Rogersa z podkomisji Kongresu ds. obrony przeciwrakietowej, który stwierdził że

decyzja prezydenta Obamy będzie kosztowała amerykańskich podatników więcej pieniędzy oraz zdenerwuje naszych sojuszników.

W swoim artykule  „New York Times” zaznaczył, że głównym celem dla którego Polska kiedyś zgodziła się na obecność przeciwrakiet było uznanie „amerykańskiej obecności wojskowej za czynnik odstraszający dla Rosji”.

W przeszłości wysiłki na rzecz restrukturyzacji (sic!) projektu obrony przeciwrakietowej spowodowały ostrą krytykę w Polsce, ale tym razem reakcja Warszawy była o wiele bardziej wyciszona

- napisał „New York Times”. To chyba najlepszy komentarz, do tak zachwalanej w komunikacie MSZ „realnej oceny” rządu Donalda Tuska ws. tarczy antyrakietowej.

Paweł Burdzy z Chicago

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.