Potocki: Bohaterowie? Naziści? Ofiary? Chciałbym wyjaśnić Czytelnikom trudne losy Legionu Łotewskiego Waffen SS

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Chciałbym się odnieść do redakcyjnego wpisu na naszym portalu o Łotewskim Waffen SS.

CZYTAJ WIĘCEJ: Łotewscy weterani Waffen SS maszerują przez Rygę. Rosja i organizacje żydowskie potępiają zdarzenie, uznając je za gloryfikację nazizmu

Spędziłem miesiąc na Łotwie, badając ten temat jeszcze pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Wraz z Piotrem Semką napisaliśmy artykuł do <<„Życia” z kropką>> pt., o ile mnie pamięć nie myli – „Legion straceńców”. Ponieważ temat ten jest bardzo bliski Łotyszom i Legion Łotewski, chcąc nie chcąc, stanowi część narodowej tożsamości tego narodu, chciałbym zarówno Czytelnikom naszego portalu jak i własnej redakcji w dużym skrócie przypomnieć: <<o co chodzi z „tymi esesmanami”>>.

Artykuł nasz w "Życiu” odbił się szerokim echem, ale co ciekawe nie w Polsce, tylko na Łotwie. Dyskutowano o nim w ryskim sejmie i uznano za najbardziej wiarygodny opis, którego podjęli się cudzoziemcy, tej części dziejów narodu łotewskiego. Nie spodziewaliśmy się, aż takiej reakcji, ponieważ z naszej strony celem materiału była polemika z Gazetą Wyborcza, która „en bloc” poddała druzgoczącej krytyce rocznicę święta Legionu Łotewskiego. Redakcja GW, licząc na nieznajomość historii u przeciwnika, postawiła tezę, jakoby ochraniający Lenina Strzelcy Łotewscy, którzy w pewnym momencie Rewolucji Październikowej uratowali ją od klęski, tak samo służyli obcym jak żołnierze Legionu Łotewskiego Waffen SS. Nic bardziej mylnego. Strzelcy Łotewscy byli komunistami, walczącymi w imię swoich lewicowych i internacjonalistycznych idei, a legioniści to ludzie, którzy bili się w imię przetrwania narodu.

Po tym artykule pojechałem na Łotwę raz jeszcze. Efektem wizyty był film nakręcony dla redakcji „Frondy” razem z Grzegorzem Górnym pt. "Legion Łotewski. Bohaterowie? Naziści? Ofiary?”. Swego czasu wyemitował go 1 program TVP, jak jeszcze takie rzeczy puszczał. Ale ad rem.

Legion Łotewski był zwykłą, cudzoziemską formacją wojskową walczącą w szeregach Sił Zbrojnych III Rzeszy. Zgodnie z dyrektywą OKH (Naczelne Dowództwo Sił Zbrojnych), bodajże z 1942 r., wszyscy obywatele państw obcych nie mogli organizacyjnie podlegać pod dowództwo Wehrmachtu tylko „z automatu” podpadali pod pion Heinricha Himmlera, czyli oddziały liniowe Waffen SS. Zresztą w tamtych czasach dla ochotników z różnych krajów Europy, walczących przeciwko komunizmowi i Związkowi Sowieckiemu, nazwa SS nie kojarzyła się z obozami koncentracyjnymi, rzeźnią Żydów, czy tajną policją Gestapo i SD (te funkcje, utrzymywane zresztą dla ogółu w ścisłej tajemnicy, wykonywały oddziały należące do Allgemeine SS, policji i żandarmerii ). Taki podział istniał też na Łotwie. Wytłumaczył to nam ówczesny rabin Rygi. Mordowaniem Żydów zajmowało się tzw. Arajs Kommando.

Wiktor Arajs był członkiem przedwojennej korporacji studenckiej „Lettonia”, na wydziale prawa Uniwersytetu w Rydze. Ten wybitny szachista, z pochodzenia bałtycki Niemiec, dobrał podobnych sobie kolegów (jego adiutantem był światowy mistrz pilotażu Herbert Cukurs) i stworzył liczący, w zależności od potrzeb, od 200 do 1000 ludzi oddział kryminalistów, którzy jeździli od getta do getta i wymordowali razem około 30 tys. Żydów. Jak powiedział nam rabin, z dużym poczuciem czarnego humoru, byli to „chłopcy, którzy lubili chwytać za szybko za rewolwer”. Po czym pokazał nam dom naprzeciwko, w którym znajdowała się w czasie wojny kwatera Arajsa. Osobiście pamiętał jego żonę, która jeszcze w 1944 r. paradowała po Rydze w zabranych zamordowanym Żydom futrach. Cukursa załatwił w Ameryce Południowej Mosad, w 1965 r., a Arajs szczezł w więzieniu w Kassel, bodajże w 1988 r. Rabin podkreślił, i to jest w tym momencie ważne, że Legion Łotewski nie miał z tym nic nic wspólnego i byli to po prostu łotewscy patrioci.

Tworzyli dwie dywizje: dziewiętnastą i dwudziestą pierwszą, razem ok. 30 tys. żołnierzy. Dwudziesta pierwsza poddała się w 1945 r. Amerykanom, ale jeden z batalionów został przechwycony przez Niemców i musiał bronić Berlina. Natomiast dziewiętnasta broniła się dzielnie w kotle kurlandzkim do końca wojny. Przez ten czas udało się wszystkim cywilnym uchodźcom z Łotwy przedostać do Szwecji. Żołnierzom Legionu, którzy próbowali tam znaleźć azyl odmówiono i wydano ich w ręce sowietów. W szeregach legionistów walczyło ok. tysiąca Polaków z łotewskiej diaspory. Mieliśmy okazję poznać trzech z nich, którzy jeszcze wtedy żyli. Żołnierze Legionu stanowili również kadrę dla antykomunistycznej partyzantki, która na Łotwie mocno dała się we znaki Sowietom. Tylko tam nie są oni żołnierzami wyklętymi, ale bohaterami, którzy właśnie wraz z Legionem obchodzili niedawno swoje święto.

Polskę z Łotwą, od czasów kiedy Piłsudski oddał im wyzwolony przez naszą armię w 1920 r. Dyneburg, łączą ciepłe stosunki. Ciepłe dlatego, bo w Rydze, w wielu miejscach, jak powiesz, że jesteś Polakiem, to spotkasz się z sympatią gospodarzy. Osobiście za największą nagrodę i też honor poczytuję, że po skończeniu zdjęć do filmu otrzymałem w prezencie od jednego z legionistów czarną opaskę z białym napisem „Kurland” - dla ostatnich obrońców kotła Kurlandzkiego, brzmiała słowna dedykacja żołnierza, oficera Legionu. Dlatego czuję się w obowiązku wyjaśnić Czytelnikom naszego portalu trudne losy Legionu Łotewskiego Waffen SS. Skończę smutnymi słowami, ówczesnego prezydenta Łotwy Guntisa Ulmanisa, którymi zakończyliśmy nasz film:

Zawsze powtarzam Łotyszom, nie bierzcie już więcej obcej broni do ręki.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych