NASZ WYWIAD. Adam Sandauer: "Pacjent staje się gorącym kartoflem, którego należy się pozbyć, bo jeśli przyjdzie, trzeba będzie wydać pieniądze"

fot. PAP/M. Bielecki
fot. PAP/M. Bielecki

W tej sprawie winnych jest więcej. Minister Arłukowicz nie podjął dotychczas żadnych działań, by poprawić stan służby zdrowia. Rzecznik Praw Pacjenta, który mówi, że to jest kwestia ludzka, jest głęboko w błędzie. To nie jest kwestia ludzka. To jest kwestia systemu, którego pani Kozłowska próbuje bronić

- mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Adam Sandauer, szef Stowarzyszenia Primum Non Nocere.

 

wPolityce.pl: Po głośnej sprawie śmierci 2,5 letniej Dominiki, która nie otrzymała na czas pomocy lekarskiej, minister Arłukowicz zapowiedział, że będzie teraz szukał winnych. Gdzie pańskim zdaniem szukać odpowiedzialnego?

Dr Adam Sandauer: Możemy oczywiście robić polowanie na czarownice, możemy szukać winnych. Możemy znaleźć jakąś telefonistkę i skupić na niej złość społeczeństwa za to, co przez te lata nabroili politycy. Błędy są w systemie ochrony zdrowia, w finansowaniu opieki zdrowotnej. Bez analizy rozwiązań prawnych tak naprawdę będziemy mieli kolejną osobę, którą obwini się poszczególny przypadek, a zmieniać trzeba cały system.

 

Ale to już nie pierwsza taka sytuacja. Gdzie w tym systemie jest błąd?

W praktyce jest jeden jedyny punkt, w którym się płaci za przyjęcie pacjenta - szpital. Każda hospitalizacja to są dla szpitala jakieś pieniądze. Natomiast wszystkie inne punkty w systemie opieki zdrowotnej - czy lekarz rodzinny, czy Szpitalny Oddział Ratunkowy, czy nocna pomoc medyczna - nie. Ta instytucja zajmuje się pełną grupą ludzi, powiedzmy lekarz rodzinny ma 2500 tysiąca pacjentów i dostaje 8 zł na każdego z nich. Oczywiście, nie każdy pacjent się u niego leczy. W ciągu miesiąca z opieki zdrowotnej korzysta kilkadziesiąt osób, reszta zapomina w ogóle, że ma lekarza rodzinnego. Natomiast kwota 8 zł, przemnożona przez liczbę pacjentów, ma wystarczyć dla tych, którzy tej opieki potrzebują. Jeżeli lekarz rodzinny nie wyda pieniędzy, to one stają się jego dochodem. Podobnie jest w SOR-ze, który otrzymuje pulę na to, by opiekować się pewną grupą osób, mieszkających w okolicy. Tak samo nocna opieka lekarska. Zasada, że otrzymuje się pieniądze na pewną grupę ludzi, powoduje jedno - jeżeli można nie zrobić badań, pozbyć się pacjenta, jeżeli lekarz rodzinny nie wykona pewnego badania, prześle pacjenta gdzie indziej, ma czystą oszczędność. W efekcie tego mieliśmy nieszczęsną historię z Bolkiem, chłopcem który zmarł na białaczkę, bo był odsyłany pomiędzy szpitalnym oddziałem ratunkowym a lekarzem  rodzinnym, aż się stało za późno, żeby można go było leczyć. A wystarczyło zrobić podstawowe badania, morfologię krwi, którego nikt nie zrobił. Pacjent staje się gorącym kartoflem, którego należy się pozbyć, bo jeśli przyjdzie, to trzeba będzie wydać pieniądze. Jedyne miejsce, gdzie można położyć pacjenta to jest szpital, bo tam NFZ za każdą hospitalizację płaci. Oczywiście są pewne pule, pewne limity tych hospitalizacji, których przekroczenie sprawia, że na koniec roku też brakuje mu środków.

 

Szpitale są przez to przeciążone?

Rzeczą mało znaną, ale którą trzeba jednak publicznie powiedzieć, jest to, że w momencie wprowadzenia tych rozwiązań prawnych, które u nas obowiązują, liczba hospitalizacji wzrosła nam w Polsce o 40 proc. od 2000 roku. To nie jest tak, że mieliśmy jakąś epidemię, czy że mamy szczególnie chorowite społeczeństwo. Po prostu szpitalom się to opłacało, bo jeśli pacjent trafiał do szpitala, szły za nim pieniądze, a jeśli pacjent trafiał na leczenie do lekarza rodzinnego, to lekarz musiał te pieniądze wydać. Lepiej było się więc pacjenta pozbyć.

 

Podczas kampanii wyborczej w 2007 roku Platforma Obywatelska przekonywała, że sytuacja służby zdrowia jest dramatyczna i nikt, prócz niej nie ma pomysłu na jej naprawę. Czy pańskim zdaniem zadziało się coś w tej sprawie przez ostatnich pięć lat?

Nic. Były pozorowane ruchy, powoływanie Rzecznika Praw Pacjenta - urzędnika, który się nie sprawdził w Ministerstwie Zdrowia jako dyrektor biura praw pacjenta. Wprowadzono rozwiązania ubezpieczeniowe, mówiono że na wzór skandynawski, co się zupełnie w naszym kraju nie sprawdziło. Dokonano całej serii ruchów pozorowanych, piarowskich, które miały służyć stworzeniu wrażenia, że coś się robi, ale robiono tak, żeby nic nie zrobić. W tej jednostkowej sprawie, o której mówi się w mediach w ostatnim czasie, winnych jest więcej. Minister Arłukowicz nie podjął przez ten czas żadnych działań. Rzecznik Praw Pacjenta, który mówi, że to jest kwestia ludzka, jest głęboko w błędzie. To nie jest kwestia ludzka. To jest kwestia systemu, którego pani Kozłowska próbuje bronić.

 

Jak ocenia pan stanowisko Jerzego Owsiaka?

Nie jestem fanem Owsiaka, od samego początku. Natomiast w tej sytuacji myślę, że trzeba się z Owsiakiem zgodzić. Dobrze, że tupnął nogą. Jest coś błędnego w naszym systemie państwowym, że fundacje, organizacje charytatywne mają wspierać system ochrony zdrowia. To powinny robić władze publiczne, a nie Caritas czy Owsiak. Nie może być tak, że będą one działać zamiast budżetu państwa. Dobrze się stało, że w tym momencie Owsiak powiedział dosyć. On nie może działać w zastępstwie. Budżet państwa ma pewne obowiązki i nie można tego zrzucać na organizacje społeczne.

 

Rozm. mall

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.