„W Sieci”: Milion tu, milion tam, czyli jak władza wspiera swoje media. Na podobną hojność nie mogą liczyć gazety naprawdę patrzące władzy na ręce

Fot. wPolityce.pl, rys. Bartłomiej Stefanowicz
Fot. wPolityce.pl, rys. Bartłomiej Stefanowicz

W nowym wydaniu tygodnika „W Sieci” Marek Pyza i Andrzej Rafał Potocki analizują finansowanie prywatnych mediów z pieniędzy publicznych. Po wnikliwym przyjrzeniu się reklamodawców „Gazety Wyborcej” czy „Newsweeka” okazuje się, że instytucje państwa oraz spółki zależne od władzy wykładają grube miliony na reklamowanie się w „zaprzyjaźnionych redakcjach”.

Jeśli wierzyć stawkom cennikowym „Gazeta Wyborcza” pozyskałaby w ub. r. z reklam 588 mln zł. Miała w tym swój udział armia instytucji państwowych. 25 mln zł wydało tylko 50 najhojniejszych z nich (co najmniej 200 000 zł każda).

Wśród gigantów są m.in. Totalizator Sportowy (2,2 mln zł), Ministerstwo Finansów (1,7 mln), PLL LOT (1 ,4 mln), Enea (1,3 mln), Urząd Miasta Warszawy (1,2 mln). Sporo wysupłali też samorządowcy ze Śląskiego Urzędu Marszałkowskiego (782 tys.), pomorskiego (665 tys.), a także NFZ (748 tys.), chorzowski Teatr Rozrywki (690 tys.) czy Bydgoski Park Przemysłowy (575 tys.).

Do tego doliczyć trzeba setki kolejnych instytucji, z których ziaren składa się całkiem pokaźna miarka – rzędu 50 mln zł. Te dane nie uwzględniają ogłoszeń drobnych, które przyniosły dziennikowi Agory ponad 144 mln, a więc ¼ całej sumy reklamowych przychodów. Oznacza to, że do owych 25 milionów trzeba dodać co najmniej kilkanaście kolejnych.

W rzeczywistości te kwoty są niższe o ok. 60-70 proc., bo wydawnictwa udzielają pokaźnych rabatów. Ale i tak wychodzi na to, że co roku państwo wydaje kilka-kilkanaście milionów na reklamy w „GW”.

Na podobną hojność – czy raczej równe traktowanie – nie mogą liczyć gazety naprawdę patrzące władzy na ręce. Tam takich reklam po prostu nie ma

- piszą autorzy. Podobnie rzecz się ma w przypadku tygodnika, któremu szefuje Tomasz Lis.

Ze 133 mln, jakie według cennika, mógł zarobić w zeszłym roku „Newsweek”, blisko 15 mln stanowią reklamy państwowe. Złożyło się na tę kwotę około 120 instytucji i spółek Skarbu Państwa. Największy dług wdzięczności gazeta może mieć wobec Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, które wygospodarowało 2,1 mln zł (zajmuje z tym wynikiem 5. miejsce wśród reklamodawców „Newsweeka”. Więcej na reklamę u Lisa wydały tylko cztery prywatne firmy – odzieżowa, motoryzacyjna, handlowa i kosmetyczna).

Kolejnymi hojnymi publicznymi podmiotami okazały się Ministerstwo Finansów (766,1 tys. zł) oraz podległe ministrowi nauki Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (748,3 tys. zł). To samo NCBiR półtora roku temu odmówiło sfinansowania konferencji naukowej poświęconej katastrofie smoleńskiej. 15 wybitnych profesorów z najważniejszych uczelni technicznych zwróciło się do szefa Centrum o pomoc w organizacji sympozjum. Nie chodziło o granty na badania, o żadne wielkie finansowe zaangażowanie, a jedynie zorganizowanie spotkania ludzi nauki chcących badać mechanizm zniszczenia samolotu pod egidą jednej z najpotężniejszych jednostek naukowych w kraju. Jej dyrektor prof. Krzysztof Kurzydłowski odmówił. Odprawieni z kwitkiem profesorowie rok pracowali nad samodzielnym zorganizowaniem spotkania. Odbyło się w październiku. W tym samym miesiącu NCBiR znalazło na reklamę w „Newsweeku” 266 tys. zł, miesiąc później 440 tys. (według stawek cennikowych).

Jakie państwowe reklamy – czasem wyjątkowo absurdalne – pojawiają się w mediach sprzyjających władzy, można przeczytać w nowym wydaniu tygodnika „W Sieci”. Polecamy!

Polub profil w sieci na facebooku.

CZYTAJ TAKŻE: Katarzyna Łaniewska w tygodniku "wSieci" o środowiskowym strachu: te kariery decydenci mogą karnie jednym ruchem zablokować

znp

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.