Leszek Żebrowski o „Mitach przeciwko Polsce”, czyli o Leszku Balcerowiczu, Powstaniu Warszawskim, Niemcach i Żydach

fot.Blogpress
fot.Blogpress
Blogpress, sob., 19/01/2013 - 20:04

Książka dotyczy rzeczywistości, z którą mamy od lat do czynienia w Polsce. Chodzi o upodobnienie fikcji do prawdy i zamianę rzeczy prawdziwych na fikcyjne. Trwa to tak długo, abyśmy przyjęli fikcję za prawdę, a o prawdzie zapomnieli” – powiedział historyk Leszek Żebrowski podczas wieczoru autorskiego wokół jego książki „Mity przeciwko Polsce”, który odbył się w siedzibie Fundacji Republikańskiej.

Żebrowski podkreślił, że w celu zakłamania rzeczywistości wytworzone zostały liczne mity dotyczące naszej historii i współczesności. Jak mówił, książka powstała po, to, aby je obalać. Podczas spotkania przedstawił wybrane przykłady  takich mitów.

Jak powiedział historyk, jednym z pierwszych mitów III RP stał się mit prof. Leszka Balcerowicza wykreowanego na „zbawcę” polskiej gospodarki.

Mówi się, że gdyby nie on, umarlibyśmy z głodu i nic by w Polsce nie było. Możemy jednak zauważyć, że są kraje, gdzie Balcerowicza nie było i to są dziś kraje liberalne. Mówi się, że Balcerowicz jest liberałem. A on przecież zaczynał swoją karierę w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR. Przez wiele lat publikował w zeszytach naukowych Szkoły Głównej Planowania i Statystyki. Zachęcam do poczytania jego tekstów z tamtego czasu i zobaczenia, jaki to był „liberalizm”. Taki „liberalizm”,  jak u towarzysza Minca” – dodał prelegent.

Kolejnym mitem omówionym przez Żebrowskiego jest mit tzw. „opozycji demokratycznej”.
W latach 70. mieliśmy różne ruchy opozycyjne. Jedne były autentyczne, a inne nie. Jedne były nastawione na grę pod jakąś frakcję partyjną, a inne dążyły do odzyskania niepodległości” – podkreślał.

Powstał mit mówiący o tym, że była opozycja demokratyczna wywodząca się z ruchu „komandosów” i od tego wszystko się zaczęło. I oni potem mieli obalić komunizm. Aleksander Kwaśniewski  wręczając Ordery Orła Białego Jackowi Kuroniowi i Karolowi Modzelewskiemu mówił, że to oni pierwsi podjęli walkę z reżimem. Od nich miało wszystko się zacząć. Tak, jakby nie było „Żołnierzy Wyklętych”, powstania antykomunistycznego, innych ruchów opozycyjnych. A oni chcieli przecież jedynie „socjalizmu z ludzką twarzą”. Tak jakby bydlę w ogóle mogło mieć ludzkie oblicze” – mówił dalej Żebrowski.

Jeśli oni byli opozycją demokratyczną, to chyba każda inna musiała być niedemokratyczna. To jaka była ta  inna opozycja? Autorytarna, totalistyczna czy może wręcz faszystowska?” – pytał retorycznie historyk, który zauważył, że w budowie tego mitu nieświadomie uczestniczyło całe pokolenie Polaków, którym przyświecały zresztą słuszne intencje, ale dali się zwieść.

Pamiętam takie spotkania, które były organizowane w okresie karnawału Solidarności w roku 1980 i 1981. Tzw. opozycja demokratyczna wyciągnęła wtedy różnych łobuzów z UB, z Informacji Wojskowej, jakiś lewych profesorów. Pamiętam strajk na Akademii Medycznej, którego szefem był mój kolega. Pamiętam, że im z Regionu Mazowsze sprowadzono prelegentkę, która opowiadała o…. Róży Luksemburg. Była to niejaka tow. prof. Maria Turlejska, przyjaciółka Adama Michnika. Ja się pytam tego kolegę, czemu wy ją zaprosiliście? Odpowiedział, że nie mają na to wpływu, bo Region im ją przysłał. A ona opowiadała o tych „szlachetnych odruchach” Róży Luksemburg, o tym jak to na początku wieku XX ludzie chcieli tego pięknego, dobrego socjalizmu, bo ten, co jest teraz, to już nie jest taki dobry, bo został wypaczony” – wspominał Żebrowski.

Ktoś w Regionie pilnował, żeby przysyłać takich ludzi. Pamiętam spotkanie na Politechnice Warszawskiej, które prowadził „wybitny działacz opozycji” Krzysztof Wolicki. Ja mówię kolegom, że przecież on był w UB. Oni się zdziwili. Ja im wtedy mówię, to zapytajcie go. Zapytali. A on im odpowiedział: „Byłem w UB, ale krótko, bo potem mnie partia skierowała do „Trybuny Ludu”. Pamiętam też takie zebranie w Regionie Mazowsze, gdzie występował Waldemar Kuczyński. On był wtedy zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność”. Opowiadał, jak to tygodnik świetnie pracuje. Nie wolno było zadawać pytań. Można było je pisać na kartkach. Napisałem na kartce pytanie „Co w składzie redakcji robi pułkownik Informacji Wojskowej?” i podałem nazwisko. Kuczyński te pytania sobie przeglądał. Nie przeczytał mojego, ale gdy je zauważył wykrzyknął, że na sali jest agent, prowokator. Tłum natychmiast zaczął szukać, który to” – dodawał i przypomniał jeszcze jeden przykład: „Doradcą Komisji Krajowej Solidarności ds. rolnych został Wiktor Herer – podpułkownik Urzędu Bezpieczeństwa. Przyprowadził go Kuroń. Jego kwalifikacją na doradcę od rolnictwa było chyba to, że jego ofiary leżą w ziemi”.

To są ludzie bez życiorysów. Urodzili się i od razu wstąpili do Solidarności. My tą lukę powinniśmy zbadać, żeby wiedzieć, kto nami rządzi. Niedawno w „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł Mirosława Czecha pisany w duchu „odczepcie się od naszych żon, babć, dziadków itp.” Oni grzebią w przeszłości rodzinnej innych. Siebie lustrować nie pozwalają” – kontynuował gość Fundacji Republikańskiej.

Czy jest to możliwe w normalnym kraju, żeby Aleksander Kwaśniewski – dwukrotny prezydent RP nie miał swojej biografii? Żeby Tadeusz Mazowiecki, którego „Gazeta Wyborcza” ogłosiła „Człowiekiem Dwudziestolecia” nie miał biografii? Żebyśmy nic nie wiedzieli? O Mazowieckim wyczytałem jedynie, że w czasie okupacji ukrywał się. A potem? A potem to był taki „katolik postępowy”. Dwa razy był w Sejmie PRL z nominacji Kliszki. Wcześniej jeszcze wrocławskie „WTK”, gdzie pisał o biskupie Kaczmarku” – przypominał.

Jak to się stało, że naród, który ma tysiącletnią historię dopuścił, żeby władzę przejęli ludzie z kręgów Komunistycznej Partii Polski, Urzędu Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej. A równocześnie dla innych zabrakło miejsca?” – pytał retorycznie Żebrowski.

W 1989 roku startowali na Żoliborzu do Sejmu Jacek Kuroń i mec. Władysław Siła-Nowicki – człowiek niezłomny i nieposzlakowany. Na wspólnym wystąpieniu przedwyborczym, Siła-Nowicki mówił Kuroniowi „Pan był dwukrotnie w partii. Pan Polskę psuł, niszczył”. A Kuroń mu odpowiedział: „Przez takich jak Pan, socjalizm w Polsce się nie udał”. I Kuroń wygrał. Wyborcy są nieświadomi tego, co robią. Oddają głos przeciwko sobie” – powiedział.

Kolejnym mitem, jakim zajął się Leszek Żebrowski jest próba zdjęcia z Niemców odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej. „Zobaczcie, jak szybko zmieniła się sytuacja. Dzisiaj mamy wypędzonych, jako polską winę. Pojawiają się nawet oskarżenia o ludobójstwo, bo część Niemców wtedy zginęła. A przecież olbrzymia większość tych ludzi była wypędzana przez niemieckie wojsko, które przepędzało ludność cywilną przed frontem” – dodał.

W latach 40. nikt nie miał wątpliwość, co do tego, co zrobili Niemcy. Podczas okupacji nikt nie mówił, że „naziści idą”, że „naziści rozstrzeliwują”, że „naziści wysyłają do nazistowskich obozów”. To pojęcie w ogóle nie funkcjonowało. Nikt tym Niemcom nie zaglądał do legitymacji partyjnych. Wrogiem był Niemiec, a nie nazista. A kiedy ta narracja się zmieniła? W 1956 roku były urzędnik z czasów III Rzeszy Alfred Benzinger wpadł na pomysł, który miał Niemców wybielić. On wymyślił, żeby pisać o „polskich obozach koncentracyjnych” (analogicznie wg położenia geograficznego), dlatego, że „polskie obozy” mogą przyczynić się do zamazania niemieckiej odpowiedzialności za Zagładę” – kontynuował.

W tej chwili masowo używa się pojęcia „polskie obozy zagłady”. Także w pismach naukowych. Sami Niemcy tak piszą, bo już zapomnieli, co zrobili, ale tak piszą też autorzy na całym świecie. Pojawiają się sformułowania „polskie nazistowskie obozy”. Niemcy z siebie to odium bardzo umiejętnie zdejmują. To jest mit, ale proszę zobaczyć jak trwały” – podkreślał historyk.

„A w Polsce równocześnie wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej – „Bellona” wydaje bez jakiegokolwiek wstępu czy komentarza historycznego album „19 Dywizja Pancerna Wehrmachtu 1939-1945”, gdzie chwalone są niemieckie jednostki z czasów wojny, które dokonywały zbrodni na Polakach” – dodał Żebrowski.

Następna rzecz to mity sowieckie, a teraz rosyjskie. Dla nich Katyń to jest epizod w historii. Państwo polskie nie domaga się w tej sprawie prawdy i sprawiedliwości. Oni stworzyli, więc mit polskiego ludobójstwa z czasów wojny 1920 roku. Wtedy jeńcy bolszewiccy trafiali do obozów. Wielu było zarażonych chorobami zakaźnymi, więc umierali m.in. od tyfusu. Tak samo umierali wówczas Polacy i przedstawiciele innych narodów. I to ma być ich odpowiedź na Katyń czy wręcz równoważnik Katynia” – podkreślał, przypominając stosunek elit III RP do historycznych kłamstw niemieckich i rosyjskich.

W 1979 Adam Michnik, Marek Beylin, Konrad Bieliński w artykule „Polska leży w Europie” opublikowanym w „Krytyce” napisali, że w Polsce odżywają antyniemieckie i antysowieckie resentymenty i grozi to zepchnięciem polskich aspiracji w formułę anachronicznego nacjonalizmu i ksenofobii oraz odcięciem od Europy. To nie jest tak, że to, co się działo po 1989 roku było spontaniczne. Oni to mieli zaplanowane” – powiedział Żebrowski.

Kolejna sprawa to mity polsko-żydowskie. Powstaje mit Polaków, jako sprawców Holocaustu. Dzisiaj, jako sensację wyciąga się to, że raport prof. Andrzej Koli ws. Jedwabnego nie został opublikowany. Przecież to było wiadomo od samego początku. A to był jedyny materiał dowodowy w tej sprawie. Cała reszta to publicystyka. Jak się okazało, że są kule w kościach, że ci ludzie zostali uduszeni, że nie było tyle ofiar, ile miało być, to skończyło się badanie, a zaczęły spekulacje. Powstał święty dogmat o Polakach, którzy mordowali Żydów. Gross pomylił wszystko, co tylko mógł, a i tak  dla wielu jest świętym” – mówił dalej prelegent.

Waldemar Kuczyński napisał nawet taki tekst „Stodoła i ja”. A czemu nie napisze artykułu „Naliboki i ja”, „Koniuchy i ja”, „Drzewica i ja”. To by zburzyło mit. Polacy mają być postrzegani jako antysemici. Polityka Alfreda Benzignera poskutkowała” – dodał.

O Koniuchach w „Gazecie Wyborczej” znajdziecie malutką informację, że postawiono tam krzyż. Komu go postawiono, nie napisano. Jak wyszła na jaw sprawa Naliboków, gdzie ponad 100 osób zabiły bandy Bielskiego, to „Wyborcza” podniosła larum. Wysyłała reporterów, którzy napisali książkę na ten temat. Kompletna kompromitacja. Książkę wycofano” – podkreślił historyk, dodając, że później nastąpiło charakterystyczne dla spraw niewygodnych dla tego środowiska zakończenie tematu w momencie wyjścia na jaw prawdy.

Podobnie było w sprawie Powstania Warszawskiego, gdzie w „Gazecie Wyborczej” pisano, że AK i NSZ mordowały Żydów. Jak tezy te zostały obalone, nastąpiła cisza. Na świecie źródłem informacji o Powstaniu Warszawskim są jednak wciąż właśnie te teksty Adama Michnika i Michała Cichego” – kontynuował. Następnie Żebrowski podał kilka kolejnych przykładów zakłamywania historii II wojny światowej.

W latach 70. „stworzono” Międzynarodową Żydowską Brygadę Armii Ludowej, która rzekomo brała udział w Powstaniu Warszawskim. Wszyscy jej członkowie ponoć zginęli w obronie Starówki. Z Powstania jest bardzo wiele dokumentów, a informacji o tej brygadzie brak. Oni jednak załatwili papiery przez ZBoWiD. Tylko nie ma podstawowych informacji o tej formacji np. na jakich barykadach walczyła” – zaakcentował.

To nie koniec absurdów. W USA wyszła np. książka o dwuosobowej żydowskiej akcji bojowej o kryptonimie „Parasol”, która ponoć zabiła Franza Kutscherę” – dodał prelegent.

Jest też sprawa KL Warschau. Warszawa była jedyną stolicą europejską, w której centrum istniał obóz koncentracyjny. Tego obozu jednak oficjalnie nie ma w publikacjach naukowych. Weźcie sobie np. książkę Władysława Bartoszewskiego „Warszawski pierścień śmierci”. Nie ma tam tego obozu. Są niemieckie dokumenty, są druki obozowe, świadkowie, a w publikacjach nie ma. Bartoszewski napisał wręcz w „Rzeczpospolitej”, że był wtedy w Warszawie i nic o tym nie wiedział, więc tego obozu nie było” – przypominał Żebrowski.

Do tego cała mitologia dotycząca Polskiego Państwa Podziemnego. Polska była krajem, w którym groziła kara śmierci za udzielenie jakiejkolwiek pomocy, a nawet informacji Żydom. Nawet za szklankę wody. I to nie tylko dla tej osoby, czy rodziny, która pomocy udzieliła, bo Niemcy stosowali odpowiedzialność zbiorową. Są dokumenty niemieckie, które mówią o tym, że jeśli we wsi odkryje się ukrytych Żydów, najlepiej wymordować całą wieś – mówił dalej.

W Polsce dyskryminuje się NSZ, ale na świecie o NSZ mało kto wie. Tam to AK to są ci „polscy bandyci”. Widziałem naukowe publikacje, w których żydowscy historycy twierdzili, że do czasu Stalingradu AK wraz z Niemcami jawnie występowała przeciwko Żydom. Potem partyzanci mieli uciec do lasu, ale czasem wracali, jeżeli pojawiały się jakieś akcje przeciwko Żydom. Dlaczego państwo polskie nic z tym nie robi?” – pytał retorycznie historyk.

Mamy dziś „bohatera z Auschwitz” Władysława Bartoszewskiego, a nie pamięta się o Witoldzie Pileckim. On jest do dzisiaj „niesłuszny”. Skrajnie prawicowy, w powstaniu warszawskim dowódca kompanii w batalionie NSZ-owskim, gorący, żarliwy tradycyjny katolik, mąż i ojciec, a nie żaden „różowy”. Obcy o nim piszą więcej, niż Polacy. Był problem, by przyznać mu pośmiertnie Order Orła Białego, bo członkowie Kapituły wyrazili sprzeciw. Na szczęście nie mieli głosu decydującego” – mówił dalej. Następnie wspomniał o kreowanym przez środowiska lewicowo-liberalne micie zagrożenia ze strony tradycji endeckiej. W ramach tego mitu nastąpiła np. „stopniowalność antysemityzmu”. W jednym ze swych tekstów Adam Michnik uznał za najgroźniejszych antysemitów przedwojennych ONR-owców, którzy według niego mieli czerpać wzorce z hitlerowskiego rasizmu. Nie wspomniał jednak, że przywódca ONR Jan Mosdorf został zamordowany przez Niemców w Auschwitz, dlatego, że niósł pomoc Żydom.

„A Jacek Kuroń z kolei w 1978 roku napisał: „Jestem przekonany, że ideologia narodowa, totalitarna odrodzi się w naszym kraju. Komunizm jako ideologia w Polsce nie istnieje. Za głównego przeciwnika opozycji demokratycznej uważam więc totalitaryzm narodowy”” – cytował prelegent.

Mówiąc o środowisku „lewicy laickiej”, historyk przypomniał także historię Marka Remuszki, który pracował w „Gazecie Wyborczej” i napisał o niej krytyczną książkę. Podczas procesu sądowego, który jej dotyczył sędzia napisała w uzasadnieniu dla swojego orzeczenia, że „Negatywne treści na temat Adama Michnika za sprzeczne z zasadami współżycia społecznego”.

I znowu mamy mit państwa prawa. Gdzie jest to prawo i dla kogo?  Mamy też przykład śledztwa w sprawie posła Palikota, który nie umie wypełnić oświadczenia majątkowego. Prokurator umorzył śledztwo, a sąd to potwierdził na podstawie takiej, że nieprawidłowości w oświadczeniu posła „wynikają z filozoficznego wykształcenia i stosunku do wartości materialnych” – dodał.

Odnosząc się do pytań o to, co należy robić, aby zmienić rzeczywistość współczesnej Polski, Żebrowski podkreślił, że najważniejsze jest przekazywanie wiedzy tym, którzy sami nie przyjdą na prawicowe spotkania.

Pamiętam, jak w Ciechanowie w 1993 roku było spotkanie z Cimoszewiczem, Siemiątkowskim i Sierakowską. Próbowałem wtedy wraz z lokalnymi działaczami Porozumienia Centrum iść na to spotkanie. Oni się wycofali, bo bali się szykan. Poszedłem sam. Usiadłem w drzwiach. Podszyłem się pod zwolennika Ryszarda Bugaja. Początkowo zadałem dwa neutralne pytania. Trzecie pytanie już nie było neutralne. Zapytałem o tatusia pana Cimoszewicza, o rodzinę Siemiątkowskich. Chciałem jeszcze zadać pytanie Sierakowskiej, ale nie zdążyłem... bo musiałem stamtąd uciekać. Spotkanie jednak zostało przerwane. Nie chodzi o to, by zakłócać spokój czy obrażać, ale by im burzyć ich koncepcje. Jak oni mówią, żeby nie rozliczać przeszłości, to się trzeba pana Cimoszewicza zapytać czy chodzi mu o tatusia. On przecież mówi, że walczył o demokrację. Może zaraz powie, że z „Wyklętymi” w lesie był…..” – przypominał prelegent.

W Norwegii w 1945 roku nie patyczkowali się z kolaborantami. Wydawali i wykonywali na nich wyroki śmierci, a ich rodziny nie mogły zajmować stanowisk publicznych. Nie miały wstępu na uczelnie czy do administracji. Poradzili sobie z denazyfikacją. Gdybyśmy to zastosowali w 1989 roku, gdyby nawet nie stosować kar śmierci, ale kary dożywocia, to też byśmy sobie poradzili. Dekomunizacja to podstawowy warunek. Każdy, kto był na stanowisku w partii powinien mieć zakaz pracy państwowej, pracy na wyższych uczelniach. Oni do dziś tworzą rady naukowe i produkują swoich doktorów. Ta grupa cały czas się rozrasta” – dodał.

Gen. Ścibor-Rylski pyta dziś: „Jaka komuna? Gdzie wy komunę widzicie?”. Chętnie bym go wziął za rękę zaprowadził w parę miejsc w Warszawie i pokazał „Tu, panie generale, tam, i w Panu też by się trochę tej komuny znalazło”” – mówił dalej Żebrowski.

Nie zapomnę słów prof. Adama Strzembosza, pierwszego prezesa Sądu Najwyższego po 1989 roku, gdy były postulaty, by zdekomunizować wymiar sprawiedliwości, by odsunąć odpowiedzialnych za zbrodnie sądowe. Powiedział wtedy, że to są zawody wysokiej etyki, że przecież winni sami odejdą. Proszę go zapytać, co on teraz o tym myśli. Niech pokaże jeden przykład kogoś, kto odszedł. Dzisiaj sędzia mówi, że jak się kogoś łapie za łapówki, to jest stalinizm, a czy ten sędzia wie, że ani jeden stalinowski prokurator czy sędzia nigdy nie odpowiedział za to, co wtedy robił?” – kontynuował.

Prelegent podkreślił dalej, że docenia pracę IPN w odkłamywaniu historycznych mitów, ale, że trzeba  dodać, że niektórych tematów instytucja ta nie ruszyła.  „Nie ma np. monografii poświęconej działalności Informacji Wojskowej. Wojsko jest pod szczególną opieką. Jak było głosowanie w Sejmie, żeby rozwiązać WSI Bronisław Komorowski był przeciw. I powiązania polityków z tym, co Stanisław Michalkiewicz nazywa „razwiedką” są oczywiste. To widać gołym okiem” – dodawał.

Jeśli mamy dziś premiera, który mówi, że „polskość to nienormalność”, polityków, którzy mówią, że powinniśmy przestać być Polakami, to znaczy, że mamy być po prostu bydłem roboczym. Produkować te miliardy i oddawać, pluć własną krwią i spłacać długi. Długi gierkowskie spłaciliśmy w tym roku. Ale po co? Jak teraz mamy znacznie większe długi. Mamy świętować urodziny pana Mazowieckiego, przyklejać sobie serduszka, zbierać na sprzęt dla staruszków, po to, żeby ich potem nie ratować. Patriotyzm to ma być sprzątanie psich kup i płacenie abonamentu na głupią telewizję. Człowiek bez przeszłości nie będzie miał przyszłości, a to nam zabierają powoli. Na szczęście wyrosło nowe pokolenie, które się nie boi iść na marsz, mimo, że TVN wrzeszczy, że są nienawistnikami, Powstają grupy rekonstrukcyjne. Rodzi się poczucie wspólnoty z poprzednimi pokoleniami, tego, że jesteśmy kolejnym ogniwem w sztafecie pokoleń” – podkreślił Żebrowski.

Relacja:
Piotr Mazurek (tekst)
Margotte (video i foto)

Książka do nabycia w księgarni Multibook

Spotkanie odbyło się 17 stycznia 2013 roku.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.