NASZ WYWIAD. Wyszkowski o Wałęsie: zagranica się bawi, a Polacy mają być nieświadomi, że nasza "ikona" była zwykłym kapusiem

Fot. M. Czutko
Fot. M. Czutko

wPolityce.pl: W Polsce ostatnio często słychać sugestie czy wręcz twarde stwierdzenia, że historią zajmować się nie warto i nie należy. Mówią to również ludzie związani ze środowiskiem władzy. Dlaczego więc Pan jest karany i ścigany za swoje słowa o przeszłości Lecha Wałęsy, jednego z mentorów obecnej władzy?

Krzysztof Wyszkowski: To nie jest tak, że obóz, o którym Pan mówi, nie chce się zajmować historią. Oni lubią historię bajkową, którą można wyświetlić w telewizji i przekazywać prostaczkom jako rzeczywistość. To jest jak mówienie bajki o królu Popielu i myszach. Lech Wałęsa być może miał coś z myszami wspólnego, ale de facto to jest nieprawda, to jest bajka. Taka historia "dla ubogich", sfałszowana ma służyć realizacji bieżących, twardych faktycznych interesów. Ludzie, którzy byli agentami SB, później przez tę służbę byli szantażowani, ulegali, realizowali interesy układu postkomunistycznego, a czasem nawet Sowietów. To podnosił publicznie kiedyś Jelcyn. Mówił, że gdy wręczał Wałęsie dokumentację KGB o "Solidarności" widział, jak Wałęsa blednie. Tym się zagranica bawi, a Polacy mają być nieświadomi, że nasza "ikona" - jak mówi premier Tusk - była zwykłym kapusiem, najgorszego rodzaju.

 

Jaki płynie z tego wniosek?

Można z tego różne wnioski wyciągać, gdyby ta sprawa podlegała publicznej dyskusji, gdyby instytucje państwowe uznały to, co IPN. Paradoks polega na tym, że niektóre instytucje - jak choćby premier, prezydent - uznają, że nie wiedzą, że Lech Wałęsa był kapusiem, zdradzającym kolegów pracujących razem z nim. Z racji ulegania SB, a potem jej spadkobiercom w III RP, czy ludziom ze starego układu, Wałęsa stał się ich wyrobnikiem. To dlatego fakt, który być może ma małe znaczenie, z punktu widzenia historii Polski i stanu polskiego państwa ma znaczenie bardzo poważne. I dlatego tak często całą sprawę próbuje się obracać w żart. Mówi się, że młody robotnik kiedyś coś podpisał i nie ma to żadnego znaczenia. To ma znaczenie, ma bieżące znaczenie. Procesy wytaczane mi świadczą dobitnie, że Lech Wałęsa i kierownictwo państwa traktuje tę kwestię bardzo poważnie i stara się trzymać opinię publiczną w przekonaniu, że Lech Wałęsa nie był Bolkiem i nie zdradzał kolegów.

 

Widząc Pana procesy, widząc zmowę kłamstwa w tej sprawie można mieć obawę czy uda się ten krąg oszustwa rozbić.

Ja staram się nie być pesymistą. Jednak pamiętając, że moje procesy ws. lustracji zaczęły się w 92 roku (wtedy Rokita wytoczył mi proces za mówienie o przeszłości Mazowieckiego i Skubiszewskiego), pamiętając, że moje procesy ws. lustracji toczą się dłużej niż trwa III RP, jest to trudne. Ja miałem wiele procesów dotyczących spraw związanych z lustracją i rozliczaniem historii. Toczył się wobec mnie proces ws. ujawnienia listy Macierewicza itd. Czy mogę powiedzieć, że metoda mówienia prawdy jest w Polsce dozwolona czy uznawana? Ze smutkiem muszę powiedzieć, że na razie tak nie jest.

 

Na razie...

Dzisiejsze posiedzenie bardzo ważnych zespołów sejmowych pokazuje, że jest promyk nadziei. Skoro posłowie, senatorowie w Sejmie RP chcieli wysłuchać sądzonego za ujawnianie agentów, to być może będzie to początek drogi, która doprowadzi do przełomu. Wtedy, z czasem, być może będziemy mogli zacząć mówić prawdę o uwikłaniach i kontaktach osób publicznych w Polsce ze służbami PRL.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.